Szukaj na tym blogu

wtorek, 20 sierpnia 2013

Bond i jego sojusznicy w obcych wywiadach

Zapotrzebowanie na wymianę tajnych informacji od zakończenia Zimnej Wojny wcale nie zmalało. Niedawno Edward Snowden przedstawił rewelacje na temat amerykańskich programów szpiegowskich, w które są zamieszane największe korporacje Doliny Krzemowej. Potwierdza to starożytną mądrość chińskiej sztuki wojennej: ten kto używa szpiegów może wygrać walkę bez walki. Nie inaczej jest w przypadku fikcyjnego świata Jamesa Bonda, który aby móc sprawnie działać potrzebuje wsparcia z zaprzyjaźnionych agencji wywiadowczych.


Według najnowszej biografii Jamesa Bonda – zaktualizowanej po restarcie serii przez „Casino Royale” – tajny agent nim uzyskał słynne dwa zera pracował dla wojska. Pomagał na przykład Amerykanom w poszukiwaniu broni masowego rażenia w Iraku i w uwolnieniu porwanego w Afganistanie przez Talibów badacza. Pracując później dla brytyjskiego wywiadu MI6 często korzystał z pomocy Amerykanów, co nie było podyktowane jedynie dramaturgią opowieści.

Nie tak dawno ujawniono informacje o tym, że w latach pięćdziesiątych dyrektor CIA Allen Dulles współpracował z Ianem Flemingiem. Relacja ta wykraczała daleko poza czytanie powieści w celu tworzenia nowych gadżetów. Dulles nakłaniał Fleminga do odmalowania pozytywnego obrazu agencji w książkach w czasie, gdy większość filmowców i dziennikarzy milczała na temat jej działalności. Budowanie dobrego PR było korzystne dla obu stron: Fleming zyskał wiarygodne źródło informacji operacyjnych, a CIA pozytywny wizerunek w kulturze popularnej. Książki o Bondzie były więc dla agencji tubą propagandową, ale pisarz i tak miał wolną rękę przy tworzeniu historii, gdzie to Brytyjczyk był zawsze o krok do przodu przed Amerykanami.