Szukaj na tym blogu

niedziela, 26 listopada 2017

Sztuka remisu

od podróbek do przeróbek, od taśmy filmowej do cyfrowych narzędzi


Parafrazując Zdzisława Maklakiewicza z „Rejsu”, najbardziej podobają nam się te filmy, które już gdzieś widzieliśmy. Żadna historia nie jest oryginalna, bo bazuje na znanych schematach. Jak twierdzi guru scenariopisarstwa Raymond G. Frensham, istnieje tylko 8 podstawowych typów historii, skąd biorą swój początek wszystkie inne (są to: Achilles, Kandyd, Kirke, Tristan, Kopciuszek, Faust, Orfeusz, Romeo i Julia). Przeglądając repertuar kin dziś można być tego jeszcze bardziej pewnym – aż 75% procent premier to sequele, remaki, rebooty lub adaptacje. To znacznie ogranicza świeżość wrażeń widowni, bo z grubsza wiadomo czego się spodziewać. Ulubieni bohaterowie, znani aktorzy, te same historie opowiedziane na nowo – sprawdzona formuła pozwala studiom oszczędzić miliony na marketingu, bo istnieje już grupa wielbicieli wyczekująca kontynuacji. Nic dziwnego, że niektórzy filmowcy żerują na sukcesach innych, byle tylko ugryźć kawałek z tego torta. Picasso mawiał, że plagiat to kopia czyjegoś dzieła, ale kradzież od wielu to już kreatywność. Zobaczmy jak w ślad remaków, sequeli, previsów i wersji reżyserskich (tematy te poruszyłem we wcześniejszych felietonach) wpisuje się idea remixu.