Szukaj na tym blogu

sobota, 31 stycznia 2004

Pewnego razu w Meksyku


Nie da się zrecenzować tego filmu bez odwołania do jego słynnego poprzednika - "Desperado". Lecz o ile "Desperado" było luźno związane z pierwszym filmem, czyli "El Mariachi", tutaj te związki są aż nazbyt silne. Reżyser nachalnie odwołuje się do swego wielkiego przeboju, czy to poprzez retrospekcje, czy nawet łudząco podobne sceny i ujęcia. Ma się przez to wrażenie permanentnego deja vu, czy też nawet oglądania popłuczyn. Zresztą film ten jest powszechnie znany jako "Desperado 2". Mimo to, ma w sobie coś oryginalnego.

czwartek, 22 stycznia 2004

Dobry, Zły i Brzydki

Wykorzystując postacie i motyw pieniędzy ze swych poprzednich filmów, Leone postanowił opowiedzieć swą historię raz jeszcze wplątując w nią prawdziwe wydarzenie, jakim była wojna secesyjna. Jest ona tutaj jedynie tłem dla akcji, ale pokazuje w jaki sposób okoliczności wojny utrudniają zrealizowanie własnych interesów jednym (Tuco i Blondas), a ułatwiają innym (Anielskooki i jego interesy w obozie dla jeńców).

środa, 14 stycznia 2004

Ja, Robot

Alex Proyas zafundował nam niezłe kino. Zaskoczenie było tym większe, że do czasu premiery filmu nie pozwalał na żadne przecieki do prasy. Zupełnie jak nieżyjący już Stanley Kubrick, jeden z ojców "nowożytnego s-f", jeśli tak się mogę wyrazić, który swoją "Odyseją Kosmiczną 2001" nadał temu gatunkowi nowy wymiar. Proyas upiera się, że nie sięgano po cudze pomysły, bazując jedynie na prozie Isaaca Asimova, ale kinomani z pewnością dostrzegą podobieństwo do starszego o aż 20 (sic!) lat "Łowcy androidów", który nawiasem mówiąc, nadal robi spore wrażenie, czy też do "Sztucznej Inteligencji", nad którą pracę przerwała Kubrickowi jego śmierć.

wtorek, 13 stycznia 2004

Doskonały świat

Eastwood w roli szeryfa tropiącego zbiegłego Costnera to ciekawy pomysł. Niestety ogranicza się on do grania samego siebie, wedle wypracowanego już schematu upartego twardziela chodzącego własnymi ścieżkami. Z tą różnicą, że w tym wydaniu jego bohater przejawia więcej uczuć. Ale pierwszy raz to nie on jest najważniejszy. To Costner jest bohaterem pierwszoplanowym i to negatywnym. Wizerunek "złego" niezbyt się rzuca w oczy, gdyż od początku filmu Costner jako Haynes stara się wzbudzić naszą sympatię. Zwłaszcza, gdy porównujemy go z głupim i niebezpiecznym Terrym. I gdy nam się już zdaje, że Haynes niesłusznie trafił do poprawczaka, bo okazuje się być wzorem dla rodziców i wychowawców, wychodzi szydło z worka. Costner pod koniec filmu pokazuje swoje drugie oblicze, gdy zmusza rodzinę farmerów do posłuszeństwa. Haynes chce być lubiany, stara się być postrzegany jako ktoś sympatyczny, by podnieść swą samoocenę .Tak też go postrzegaliśmy na początku filmu. A był to celowy zabieg scenarzysty, gdyż Haynes mimo tego nadal pozostaje przestępcą. Gdy terroryzuje rodzinę farmerów, cała ta sympatia znika, by widzowie mogli przetrzeć oczy i przyznać się, że pomylili się co do niego. Haynes traci również sympatię Phillipa, który go postrzela. Widzi w nim siebie, gdy był w jego wieku, dlatego się tak świetnie rozumieją. Próbuje mu pokazać atrakcyjniejsze życie, choć jego podświadomym celem jest udowodnienie sobie, że nie jest zły. Parokrotnie pyta o to Phillipa. Widać świadomość, iż został uznany przestępcą dokuczała mu przez całe życie, gdyż tak naprawdę nie czuł się kimś takim. Bohaterowi Costnera nie można jednak odmówić inteligencji. Jest sprytny i błyskotliwy. Prawie bezproblemowo radzi sobie z niewygodnymi pytaniami Phillipa, czy kobiety w barze.

Ja, szpieg

Komedia szpiegowska w stylu pierwszej części Mission Impossible, choć nie tak poważna. Rola egocentrycznego boksera wydaje się wręcz napisana dla Murphy'ego, który lubi robić wokół siebie dużo szumu i być w centrum wydarzeń. Jego przeciwieństwem jest spokojny Owen Wilson podkochujący się w Famke Jansenn. Ten motyw może się wydawać dość przesadzony i naiwny, gdyż przyzwyczailiśmy się, że szpiedzy mają wielkie powodzenie u kobiet jak np. niedościgniony wzór James Bond. Bo bohater Wilsona to typ nastolatka-marzyciela, coś w stylu Matthew Brodericka z "Gier wojennych", który będzie adorował swoją kobietę, ale nie odważy się na nic więcej. Będzie mu w tym musiał pomóc wygadany Murphy, który jak sie okazuje, też ma swoje słabości. Razem idealnie się uzupełniają. Wspomaga ich Famke Jansenn, nie wiadomo dlaczego przez większą część filmu sprawiająca wrażenie zaspanej i... mało atrakcyjnej. Z podkrążonymi oczami wygląda znacznie starzej nawet od Murphy'ego. Na szczęście pod koniec filmu jawi się nam w pełnej okazałości. W tle filmu pojawia się Malcolm McDowell jako złoczyńca, choć jego występ jest tutaj dość symboliczny i chyba nikt nie ma złudzeń, że po latach grania w interesujących filmach należy mu się jakiś zarobek.

środa, 7 stycznia 2004

Godziny Szczytu 2

Komedie z udziałem Jackie Chana zwykle nie różnią się od siebie. Dużo bijatyk, akrobatycznych popisów, strojenia śmiesznych min i wpadania w coraz to dziwniejsze tarapaty. Fani Jackiego dobrze wiedzą, że niekorzysta on z pomocy kaskaderów. Stąd niestety biorą się liczne kontuzje, ale i jego filmy są dzięki temu bardziej autentyczne. O ile przy każdym innym filmie można pesymistycznie stwierdzić, że to grają kaskaderzy, fani Jackiego mają pewność, że w jego filmach jest 100% Jackiego Chana.

niedziela, 4 stycznia 2004

Zemsta

PAPKIN
Wdzięcznośc ludzi, wielkość świata -
Każdy siebie ma na względzie,
A drugiego za narzędzie,
Póki dobre - cacko, złoto;
Jak zepsute - ruszaj w błoto.
Zemsta to kolejny film, który powstał na fali trendu przenoszenia do sal kinowych polskich dzieł literackich. Zdawać by się mogło, że rodzimi filmowcy nie potrafią spłodzić oryginalnego pomysłu powielając sprawdzone historie w innej formie. Po adaptacjach dzieł znanych doskonale, zdawałoby się, że temat się wyczerpał. Ale nic bardziej błędnego. Dlaczego by nie zrobić remake'ów adaptacji sprzed kilkunastu lat? W ten sposób bez końca można tworzyć kolejne klony "Krzyżaków", "Pana Tadeusza", "Quo Vadis" itd. Pieniądze się na pewno zwrócą, bo bilety jak zawsze wykupią szkoły pełne dziatwy, i co niektórzy dorośli chcący nadrobić zaległości, bo lektur czytać się nie chciało.