Szukaj na tym blogu

czwartek, 29 grudnia 2011

Sequel - więcej, bardziej, mocniej

O tym, że liczby rządzą kinem nie trzeba przekonywać się czytając wyniki wpływów kasowych. Wystarczy rzut okiem na repertuar dowolnego kina. W większości przypadków co drugi proponowany premierowy film to tak naprawdę sequel, czyli wtórny pomysł w stosunku do oryginalnego filmu.



Skąd wzięły się sequele? Praktyka studiów filmowych potwierdziła, że – podobnie jak w znanym cytacie z „Rejsu” – uwielbiamy to, co już kiedyś widzieliśmy. Początkowo do kina chodziło się by zobaczyć kolejny film z Rhettem Butlerem, Adolfem Dymszą, czy Humphreyem Bogartem. Tytuł a nawet gatunek nie był ważny. W latach siedemdziesiątych w Hollywood eksperymentowano z kręceniem kolejnych części. Powstały drugie części „Ojca chrzestnego”, „Francuskiego łącznika”, „Rocky’ego”. To wtedy pojawił się trend na dołączanie do tytułu filmu kolejnego numerka. Wszak łatwiej było skojarzyć i zapamiętać. Seria filmów o Bondzie zapoczątkowana w latach sześćdziesiątych pozostaje do dziś ewenementem, ale to Lucas i Spielberg przeformułowali znaczenie kinowej rozrywki „Gwiezdnymi Wojnami” oraz trylogią o Indianie Jonesie. To z nich czerpią inspirację kolejne części „Harry’ego Pottera”, czy „Piratów z Karaibów”, które generują większe zyski ze sprzedaży akcesoriów nawiązujących do postaci z filmów, niż z samych wyświetleń kinowych.

niedziela, 4 grudnia 2011

DV: Co widać w kadrze cz. 2

W poprzedniej części tego artykułu pisałem o przygotowaniu scenografii i dekoracji w obiektach zdjęciowych, aby produkcja zyskała adekwatny do scenariusza wygląd. Bo choć powstają już filmy kręcone w całości w technice green-screen („300”, „Sin City - Miasto grzechu”), a coraz więcej telewizji nagrywając swoich prezenterów używa wirtualnych scenografii, to i tak trzeba przygotować spójną koncepcję artystyczną. Jeśli nie fizyczną scenografię, na etapie preprodukcji, to przynajmniej wirtualną w trakcie montażu. Pomocne w określeniu indywidualnego stylu filmu mogą być rekwizyty, kostiumy czy charakteryzacja.

Rekwizyty
Rekwizyty to takie elementy o których najczęściej każdy sobie przypomina, gdy trzeba ich użyć w scenie, a nikt nie pamięta by je zabrać na plan (lub, co gorsza, nawet przygotować). Rozbijając scenariusz na sceny, obok tak istotnych elementów jak lokacja czy pora dnia powinniśmy wypisać z danej sceny wszystkie istotne rekwizyty jakie się w niej pojawią. Czasem scenariusz nie przewiduje pewnych rekwizytów, które mogą ci przyjść do głowy kiedy wizualizujesz sobie scenę w wyobraźni. Dopisz je do listy. Zawsze lepiej zrezygnować z jakiegoś elementu, niż w trakcie zdjęć dojść do wniosku, że czegoś brakuje. Wyobrażając sobie grę poszczególnych postaci łatwiej dostrzeżesz niuanse.

sobota, 3 grudnia 2011

Nabijanie klientów w… okładkę

czyli jak sprzedać dwa razy to samo
Nie jestem naiwnym konsumentem. Przynajmniej taką mam nadzieję. Ale drażni mnie, kiedy widzę perfidne techniki przyciągnięcia klienta do produktu. Zarówno od dużych dystrybutorów, jak i tych małych, wtórnych i lokalnych. Od dawna już nie kupuję filmów na polskich stoiskach. Są tak „ograne”, że tylko okładki się zmieniają – w zależności od gazety do której są dołączane, a w zawartości zwiększa się tylko liczba reklam sponsorów. Kiedy dla zabicia czasu przeglądałem stoisko z płytami na poznańskim dworcu byłem zaskoczony pomysłowością dystrybutorów. Może dla mniej wyrobionego widza byłby to kolejny film z Alem Pacino, którego jeszcze nie zna - ale litości! Chyba każdy z nas potrafi rozpoznać swój ulubiony film, nawet w zagranicznym wydaniu. Przeglądam więc płyty i widzę: Al Pacino i Sean Penn w filmie… „Sztuka przetrwania”.  Najwyraźniej film znany jako „Życie Carlita” (w gazetowych wydaniach wydany już dwukrotnie) przestał schodzić i należało sprzedać go na nowo – prawdziwa sztuka przetrwania na rynku płyt! Gdyby ktoś wkomponował na okładkę mniej charakterystyczne zdjęcia z innych filmów obu aktorów, byłbym gotów uwierzyć, że coś z ich filmografii mi umknęło. Inną ciekawostką na stoisku był „Ojciec chrzestny” – okładka każdemu dobrze znana. Film na nośniku Blu-Ray w edycji… włoskiej pod tytułem „Il Padrino” – chwila pośpiechu i kupimy film bez polskiej wersji językowej.

sobota, 5 listopada 2011

DV: Co widać w kadrze cz. 1

Zadbanie o ciekawy scenariusz, dobrych aktorów i przygotowanie planu produkcji to nie wszystko. Drugorzędnym, a jednocześnie istotnym elementem opowiadanej przez nas historii jest to co otacza naszych bohaterów - gdzie mieszkają, jak się ubierają, jakich rzeczy używają. Za to wszystko odpowiada dział artystyczny w skład którego wchodzą: scenograf, rekwizytor, charakteryzator, kostiumograf oraz szereg asystentów. Oczywiście w zależności od wielkości produkcji może to być armia kilkudziesięciu fachowców takich jak stolarze, garderobiane czy zbrojmistrz, ale w przypadku mikro-budżetu i krótkiego metrażu może się okazać, że wszystkie funkcje działu artystycznego będzie pełnić jedna osoba. Niewykluczone, że będzie nią sam reżyser.

Osoby z działu artystycznego tworzą wokół historii świat, w którym żyją bohaterowie, dlatego powinny być zaangażowane jak najszybciej do filmu - już we wczesnym okresie preprodukcji. Dzięki temu będą mogły przeanalizować scenariusz, zasugerować drobne poprawki, i rozpocząć przygotowania. Na allegro można tanio kupić masę drobiazgów, które przydadzą się w filmie, ale potrzeba czasu na wykonanie zamówienia, przesyłkę, a jeśli jest to aukcja to również na zlicytowanie. W napiętym grafiku niestety nigdy nie ma miejsca na przygotowanie dobrej scenografii.

środa, 5 października 2011

DV: Opowiadanie poprzez obraz

Mówi się, że papier zniesie wszystko. W scenariuszu można pisać niestworzone historie o zatonięciu Titanica, o dinozaurach, kosmitach czy piratach. Problem się pojawia, kiedy trzeba później przenieść wszystko na ekran i zmieścić się w zawsze zbyt niskim budżecie.

Oczywiście im więcej fantastycznych zjawisk w filmie tym większa jego wartość (tzw. production value), która nie musi być proporcjonalna do poniesionych nakładów finansowych. Pościgi, wybuchy, sceny z udziałem statystów – to wszystko dodaje filmowi splendoru. Nauczeni z telewizyjnych reportaży widzowie potrafią ocenić, czy film jest drogą hollywoodzką produkcją, czy skromną telewizyjną podróbką. Pieniądze zainwestowane w produkcję powinny być widoczne na ekranie. Na filmy z serii przygód Jamesa Bonda chodzi się w końcu po to, żeby podziwiać egzotyczne zakątki świata, najdroższe samochody, największe eksplozje i najpiękniejsze kobiety. Są jednak proste metody jak podnieść nasze „production value”, by film zamiast wyglądać jak wspomnienie z wesela, sprawiał wrażenie pół-profesjonalnego majstersztyku. O tym zadecydują świadomie zaplanowane zdjęcia. (Elementy wzbogacające produkcję takie jak lokacje, rekwizyty czy scenografia omówimy w kolejnym artykule).

niedziela, 4 września 2011

DV: Przygotowanie produkcji

Zdjęcia do filmu można rozpocząć od ręki jedynie na bazie scenariusza (niektórzy twierdzą, że nawet scenariusz nie jest potrzebny), ale znacznie lepsze rezultaty przyniesie nam staranne zaplanowanie produkcji. Dysponując ostateczną wersją scenariusza możemy przystąpić do „rozbijania” go (od angielskiego breakdown) na czynniki pierwsze. Dzięki temu i w oparciu o dostępność aktorów i członków ekipy będziemy mogli przygotować harmonogram zdjęć.

Natomiast zanim jeszcze zaczniemy zbierać pieniądze na produkcję warto rozreklamować projekt: wśród znajomych, w środowisku branżowym, w mediach społecznościowych. Im głośniej będzie o filmie tym lepiej dla znalezienia sponsorów, a włączając do filmu jakieś głośne wydarzenie lub znaną osobistość zapewniamy prasie dobry punkt zaczepienia.

czwartek, 25 sierpnia 2011

Świat. Nowy i wspaniały.

Wsiadam sobie rano do autobusu jakby nigdy nic i zajmuję moje stałe miejsce. Tym razem jest zajęte, więc siadam obok. Chłopak, całkiem młody, czyta jakiś dziennik. Patrzę na prawo, inny facet też czyta jakąś aktualną gazetę z dzisiejszego dnia. A ja wyjmuję książkę wydaną w latach trzydziestych i zamiast w gorących tematach naszej stolicy pogrążam się w zupełnie innym kraju i czasie akcji. Na dworcu kolejowym pasażerowie oglądają nadawane na okrągło fakty w tvn24, kierowcy autobusów słuchają radia a taksówkarze na postoju oglądają telewizję na swych mini-telewizorkach.

środa, 27 lipca 2011

Wirtualne urwanie glowy

Zaczynam rano dzień zwyczajowo od… nie - nie od kawy, papierosa czy porannej gimnastyki. Podobnie jak wielu z was zaczynam od włączenia komputera. Oczywiście pod warunkiem, że go w ogóle wyłączałem na noc – znam informatyków, którzy nie mogą spać bez przyjemnego dźwięku buczenia wiatraczka. Niekoniecznie komputer musi wtedy pracować nad renderowaniem grafiki, czy ściąganiem filmów z sieci – teraz to się odbywa w ciągu parunastu minut. Chodzi o sam fakt pozostawania w zażyłości z „rzeczą”, z którą spędzamy najwięcej czasu (jeden grafik z Los Angeles mówił mi, że ma limity na używanie komputera w domu, bo żona jest zazdrosna).

sobota, 2 lipca 2011

DV: Wywiady do filmu

Nagranie wywiadu do reportażu czy filmu dokumentalnego zdaje się być prostą czynnością. Trzeba zjawić się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze z mikrofonem i kamerą oraz włączyć nagrywanie. W dużym skrócie to się zgadza, ale żeby nagranie poszło sprawnie a materiał nadawał się później do emisji, musimy się wcześniej odpowiednio przygotować. I chodzi nie tylko o zapasową baterię i kartę pamięci.

Larry Grobel, wykładowca sztuki wywiadu z Los Angeles mówi: Jeśli chcesz przeprowadzić dobry wywiad, musisz wykazać się mnóstwem różnych umiejętności: musisz gawędzić jak gospodarz programu telewizyjnego, myśleć jak pisarz, wychwytywać podteksty jak psychiatra, mieć słuch jak muzyk, wybierać co lepsze kawałki jak redaktor i umieć odpowiednio je zestawić, jak dramaturg.

wtorek, 28 czerwca 2011

Autor i jego autorstwo w filmie

Od dłuższego czasu fascynuje mnie postrzeganie przez krytyków reżyserów filmowych jako autorów (od franc. auteur). Zaczęło się to oczywiście we Francji w latach pięćdziesiątych kiedy krytycy z Cahiers du Cinema zachwycili się amerykańskimi dziełami Johna Forda, Howarda Hawksa i Johna Hustona, których nie dane im było oglądać z powodu wojny. Uważali oni reżysera za siłę sprawczą dzieła, dopatrując się w każdym szczególe filmu ingerencji reżysera i próbując je przełożyć na symbolikę. Większość tych teorii jest przekonywująca i zgodna z zamierzeniami twórcy, ale niektóre wydają się być wyssane z palca i mogą powodować lekki uśmieszek. Tak jak nie lubię, kiedy krytycy zrównują jakiś film z ziemią, tak samo drażni mnie, kiedy chwalą autora filmu za rzeczy, które albo wcale nie są jego zasługą, albo udały się przypadkiem, albo też została do nich dorobiona na siłę ideologia.

sobota, 4 czerwca 2011

DV: Dokumentując życie

15 maja w Warszawie zakończyła się ósma już edycja festiwalu filmów dokumentalnych Planete Doc Review. Ta forma filmowa od kilku lat przeżywa swój renesans a coraz więcej filmowców pracuje przy dokumentach lub do swych fabuł wprowadza dokumentalną stylistykę. Oliver Stone zrealizował film o Fidelu Castro „Comandante”, a później również „South of the border” o lewicowych latynoskich prezydentach. Andrzej Wajda dostał nagrodę za innowacyjność na festiwalu w Berlinie za film „Tatarak”, gdzie użył zdjęć z planu filmowego ukazując tzw. czwartą ścianę (czyli to, co się znajduje poza kadrem). Filmy takie jak „Fahrenheit 9/11” czy „Zabawy z bronią” cieszyły się olbrzymią frekwencją w kinach, a polski dokument Bartka Konopki „Królik po berlińsku” zyskał nominację do Oskara.

Kamera może wnieść więcej zniszczeń niż karabin - bądź odpowiedzialny

Odpowiedzialność
Przystępując do pracy przy filmie dokumentalnym podejmujemy wyzwanie, które wymaga od nas więcej intelektualnego i fizycznego wysiłku niż praca przy fabule. Jeśli znamy ciekawą postać, którą warto byłoby uwiecznić w filmie dokumentalnym, trzeba znaleźć temat, który najlepiej by ją charakteryzował. Często bywa to jego zawód, hobby, miejsce zamieszkania lub jakiś szczególny talent. Jest to droga od szczegółu (bohatera) do ogółu (tematu). Im bardziej wyróżniający się człowiek, tym bardziej będzie interesujący dla widzów. A jeśli dodamy do tego jego otoczenie, zyskujemy portret rzeczywistości na podstawie wycinka. Mój znajomy kręcił kiedyś film o górniku, który dzięki odprawie po zamknięciu kopalni postanowił wyjechać do Indii, żeby spotkać Dalajlamę. Oczywiście im bardziej aktualny temat, tym lepiej dla naszego dzieła. Drugie podejście zakłada, że wiemy o czym chcemy nakręcić film i potrzebujemy znaleźć odpowiednie osoby, które najlepiej ten temat podkreślą. Może to być kryzys finansowy, olimpiada niepełnosprawnych, albo życie w bazie naukowej na Antarktydzie. Ważne, by wybrać odpowiednie osoby, które najlepiej opowiedzą daną historię. Im bardziej różniący się od siebie, tym lepiej.

niedziela, 22 maja 2011

Formatowanie filmu

Do Polski przyjechał Martin Schabenbeck, wykładowca nowojorskiej akademii filmowej. Autor książki „Format scenariusza filmowego” w ramach specjalnych wykładów wprowadzał w tajniki „formatu” tłumacząc jego używanie nie jako możliwość, a konieczność. Czy na pewno?

W Ameryce format stosuje się od lat. Po upadku systemu studyjnego z lat czterdziestych, gdzie każdy scenariusz powstawał na zamówienie z gwarancją realizacji, rynek otworzył się na teksty niezamówione, pisane na tzw. „on spec” (pod spekulację). Wymagało to jednak pewnej unifikacji - każdy tekst musiał być komunikatywny. Do cech formatu należą więc takie elementy jak: nagłówki scen, opisy akcji, nazwy postaci i pola dialogów. Wszystko to oczywiście sformatowane wg jednego kroju czcionki (Courier 12) z wyliczonymi co do milimetra marginesami dla poszczególnych elementów. Idea jest taka, że jedna strona scenariusza ma odpowiadać jednej minucie czasu ekranowego. Zatem 90 stron scenariusza zapowiada już półtoragodzinny seans.

sobota, 7 maja 2011

DV: Na drodze do sławy

Najważniejsze w całym filmie są tylko dwie sprawy: scenariusz i aktorzy. Widowni nie będzie interesować w jakim formacie jest nakręcony film, ani jakich obiektywów użyto. Widowni zależy na postaciach i historii, na przejmowaniu się czyimiś losami.

Poszukiwania
Aktorów możemy znaleźć wszędzie. Wystarczy rozejrzeć się dookoła za ciekawymi twarzami. W filmie wystąpić może każdy, ale to nie znaczy, że każdy jest w stanie w filmie zagrać rolę. Jest istotne rozróżnienie pomiędzy ludźmi, którzy dobrze wyglądają na ekranie, a takimi, którzy przeistaczają się w postać napisaną w scenariuszu. Aktorzy zawodowi - w przeciwieństwie do przyjaciół - przychodząc na plan oczekują wręcz, że ktoś nimi pokieruje i powie co mają robić. Są do tego przyzwyczajeni.

niedziela, 3 kwietnia 2011

DV: Doborowa ekipa

Kiedy robimy film, potrzebujemy do tego odpowiednich ludzi. Nie każdego stać na wynajęcie sztabu ludzi, a pewne role będziemy musieli pełnić samodzielnie. Dysponując scenariuszem – nie ważne, czy sami go napisaliśmy, czy też uzyskaliśmy go od autora – mamy plan do wykonania. To scenariusz dyktuje nam, czy musimy znaleźć tresera psów, choreografa walk czy zbrojmistrza. Może się okazać, że skład naszej ekipy będzie bardzo kameralny. Im mniej ludzi na planie, tym szybciej ekipa może się przemieszczać. W zwartej grupie czekanie jest skrócone do minimum, a każdy ma poczucie przynależności i jest zmotywowany do działania.

„Poeta potrzebuje pióra, malarz pędzla, ale filmowiec potrzebuje całej armii.”
Orson Welles


Generalnie można być jednocześnie producentem filmu, autorem scenariusza, reżyserem, operatorem, montażystą a nawet kompozytorem. Wielu twórców potwierdza to swoim doświadczeniem, choć wykonanie zadań przez takiego człowieka-orkiestrę mogą zajmować więcej czasu. Czasem przydaje się ktoś, kto przytrzyma mikrofon, lub przestawi rekwizyt. Znacznie przyjemniej jest dzielić się obowiązkami, gdzie każdy może się w pełni skoncentrować na swoim zadaniu. Sprzyja to nie tylko poprawie efektywności, ale też – w przypadku dobranej grupy – wspólnej integracji i rozwiązywaniu problemów.

piątek, 4 marca 2011

DV: Scenariusz – kupić czy napisać?

Dobry pomysł na scenariusz to połowa sukcesu filmu. Wiadomo, że w zależności od tematyki i formy filmu jaki chcemy nakręcić możemy obejść się bez tekstu. Scenariusz jest jedynym komunikatywnym narzędziem, z którego reżyser, producent, ekipa i aktorzy odczytają jak ma wyglądać końcowy efekt.

Oczywiście nie musimy pisać scenariusza sami. Nie każdy, kto się świetnie orientuje w technicznych zawiłościach kamer i oświetlenia, ma zamiłowanie i talent do pisania. Początkujących scenarzystów w Polsce nie brakuje, choć ich teksty bywają niedopracowane. Zawodowcy najczęściej piszą na zamówienie producenta pod gotowy temat („Pan Tadeusz”, „Katyń”). Nierzadko scenariusz pisze pod siebie sam reżyser. Scenarzyści żyją więc głównie z pracy dla telewizyjnych seriali, gdzie dopowiadają kolejne wydarzenia dla wymyślonych już postaci, lub adaptują dobre (bo sprawdzone na Zachodzie) formaty seriali („Detektywi”, „Miodowe lata”). Mało tu miejsca na popis twórczości i oryginalność.

niedziela, 13 lutego 2011

Wściekły byk vs. Czarny łabędź


Pojedynek bokserski o tytuł mistrza aktorów. Kto wygra? W lewym narożniku Robert De Niro. Do roli Jake’a La Motty przytył 25 kg, przez rok trenował na ringu bokserskim. W prawym narożniku Natalie Portman. Do roli Niny w „Czarnym łabędziu” schudła 10 kg i przez rok ćwiczyła balet, ale w ważniejszych scenach tańczyła dublerka z doklejoną cyfrowo twarzą Portman. Kto wygra?


poniedziałek, 7 lutego 2011

Charlie Sheen chce zaimponować Eastwoodowi

Ostatnio ciągle czytamy o kolejnych ekscesach niegrzecznego chłopca z Hollywood. Charlie Sheen, najlepiej zarabiająca gwiazda amerykańskiej telewizji, zaczynał karierę w latach osiemdziesiątych i odniósł duży sukces w filmach Olivera Stone’a „Pluton” i „Wall Street”. W 1990 roku wystąpił w „Żółtodziobie”, gdzie jego partnerem był – reżyserujący również film - Clint Eastwood. Przy okazji premiery filmu Charlie Sheen wyprodukował zabawny reportaż z planu w stylu mockumentary (być może dlatego dostał rolę w „Hot shots!”), w którym wykorzystano fragmenty filmu, ujęcia z planu a także zaaranżowane scenki z aktorami i ekipą.

Kiedy Charlie Sheen próbuje powtarzać przed lustrem kultowe cytaty Eastwooda jak „zrób mi przyjemność”, Eastwood w wywiadzie komentuje: „Muszę wam powiedzieć, że to żenujące, kiedy ktoś wypowiada w ten sposób moje kwestie. Zabrało mi wiele lat by wypowiedzieć te kwestie, wiele myślenia i głębokiej introspekcji. A ten dzieciak robi to w taki sposób i wszystko niszczy. Żałosne.”

środa, 2 lutego 2011

DV: Pomysł na historię

czyli od czego zacząć film

Stare hollywoodzkie powiedzenie mówi: na podstawie dobrego scenariusza może powstać dobry albo zły film, ale na podstawie złego scenariusza nigdy nie powstanie dobry film. Scenariusz to podstawa: jeśli jest wyjątkowy każdy aktor, operator czy producent zrobi wszystko, żeby tylko móc pracować przy jego realizacji. Najwięksi gwiazdorzy godzą się na minimalne czy nawet zerowe honorarium jeśli tylko scenariusz ich zachwyci i sprawi, że dostrzegą w nim możliwość stworzenia życiowej roli. Ma to oczywiście duże przełożenie na praktyczny aspekt produkcji. Dobry scenariusz ułatwia znalezienie sponsorów, a już powiązanie scenariusza z gwiazdorem gwarantuje, że film nie będzie miał problemu z promocją i znalezieniem chętnych do jego obejrzenia.

Powiedz więcej, mówiąc mniej.

Ale czy naprawdę potrzebujemy scenariusza, żeby zrobić film? Pięćdziesiąt lat temu Jean-Luc Godard powiedział, że scenariusz to przeżytek i zaczął improwizować. Tak powstały jedne z ciekawszych filmów Nowej Fali, czy brytyjskiego kina społecznego. Jeśli jednak nie mamy takiego doświadczenia, jak Ken Loach czy Mike Leigh, zapisany tekst jest najlepszym środkiem zakomunikowania naszej historii aktorom, ekipie, sponsorom, oraz nam samym. Czytając czarno na białym nasz skrypt zobaczymy (albo i nie) naszą historię krok po kroku, scena po scenie, wszelkie zawirowania i nieciągłości. Mike Leigh czy Ken Loach może i nie bazują na tradycyjnym scenariuszu, ale mają zarys fabuły w postaci podpunktów do poszczególnych scen a poza tym przeprowadzają mnóstwo prób z aktorami, co ułatwia wejście w role. W końcu tak działa mechanizm powtórek – im dłużej powtarzamy jakieś zachowanie, tym bardziej staje się ono dla nas naturalne. Ot i cała tajemnica. Improwizowane filmy, które powstawały bez scenariusza, łatwo rozpoznać, ale trudniej obejrzeć do końca.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Lektor – zabójca wrażeń

Byłem niedawno na seansie filmu „Czarny łąbędź” Darrena Aronofsky’ego. Wiem, wiem. Niektórzy krytycy zjechali ten film za psuedoartystyczne aspiracje, banalność historii i tanie efekciarstwo. Czy słusznie? Rzadko się zgadzam z opiniami krytyków, może po prostu różnimy się. Ale ubolewam nad tym, że nasi krytycy tak rzadko zwracają uwagę na warsztat, skupiając się na przesłaniu filmu. I myślę, że nie jest to problem tylko krytyków, ale wszystkich widzów w Polsce wychowanych na telewizji.

Mankamentem polskich filmów od zawsze był dźwięk. Swego czasu mówiło się, że polski film to taki, gdzie nic nie widać i nic nie słychać. O ile z obrazem jest już nieźle (choć nadal dużo filmów kinowych jest kadrowanych z myślą o telewizji) to z dźwiękiem nadal mamy problem. Mamy dużo wybitnych specjalistów, świetnie wyedukowanych i dysponujących świetnym sprzętem. A jednak coś nie gra. Oglądając nasze filmy mam wrażenie, jakby ścieżka dźwiękowa była niezmiernie płaska w porównaniu do zagranicznych filmów. Dlaczego?