Szukaj na tym blogu

wtorek, 3 września 2013

Mistrzowie reżyserii: Woody Allen

Jego komedie to sprawdzony sposób na przyjemne spędzenie czasu, a fani co roku otrzymują w prezencie kolejny film. Twórca dzieł pełnych intelektualnych rozważań niezmordowanie tworzy nowe historie. Po europejskich wojażach tym razem nakręcił film w San Francisco a w obsadzie „Blue Jasmine” znaleźli się Cate Blanchett i Alec Baldwin.


Od pisania dowcipów do pisania życia
Początkowo Allen Konigsberg miał zostać aptekarzem. Przynajmniej taka była wizja jego matki, która – pomimo jego licznych sukcesów - przez całe życie wypominała mu wybór mniej stabilnej kariery. Rekordowa liczba czternastu nominacji do Oskara za najlepszy scenariusz (w tym trzy nagrody) jest w pełni zasłużona. Allen jeszcze zanim nauczył się czytać był w wymyślał na poczekaniu rozmaite historie. Jako nastolatek pisywał dowcipy do prasy, choć z uwagi na dbałość o prywatne życie publikował pod pseudonimem Woody Allen. Jego norma wynosiła 50 żartów dziennie. Wkrótce zarabiał więcej niż jego rodzice i nie musiał się martwić o brak ofert pracy. To wtedy zakupił niemiecką maszynę do pisania na której do dzisiaj pisze kolejne scenariusze. Praca dla teatru i kabaretu pomogła mu doskonalić warsztat i rozwijać karierę komika, ale początkowo strach przed publicznością go paraliżował.

Pomysły na filmy nadal zapisuje na wszystkim co jest pod ręką. Wiele dialogów powstaje w czasie podróży na hotelowej papeterii, a później trafiają do szuflady. Pomysł na film „Koniec z Hollywood” znalazł zapisany na pudełku od zapałek. Wypracowana latami dyscyplina przynosi rezultaty, bo Woody Allen corocznie pracuje nad nowym filmem. Jeśli nie jest w stanie niczego nowego wymyślić - sięga do szuflady z pomysłami, w których przebiera jak w klockach Lego. Twierdzi, że mobilizuje się do pisania, by zdążyć nakręcić film do jesieni, gdyż nie znosi zimowych mrozów. Najwięcej czasu zajmuje mu znalezienie właściwego pomysłu, gdyż samo pisanie trwa zwykle dwa, trzy tygodnie. Przy okazji tego procesu jest w stanie nauczyć się tekstu na pamięć, więc na planie już nie ma potrzeby po niego sięgać. [...]

Średnio po siedmiu tygodniach zdjęć i sześciu montażu Allen wraca do normalnego życia, ale szybko zaczyna się nudzić. Po paru dniach jest już na etapie szukania pomysłu na nowy film. Trudno się dziwić jego efektywności. Doszedł do przekonania, że jako artysta nie zamierza tworzyć wybitnych dzieł – proces robienia filmu tak go kręci, że chce ich robić jak najwięcej. Na każdym etapie pracy – przy scenariuszu, zdjęciach i montażu – trafiają mu się niemiłe niespodzianki. Jednak – jak mówi – gdyby kręcenie filmów było proste, nie byłoby tak wartościowe i… zabawne. [...]

Dobry casting to połowa sukcesu
Charakterystycznym elementem filmów Allena - poza ascetyczną oprawą i muzyką jazzową -jest świetna obsada. Pracują u niego najlepsi, co niekiedy przynosi im nagrodę Oskara. Do najczęściej obsadzanych aktorek należą jego muzy w życiu prywatnym: Louise Lasser, Diane Keaton i Mia Farrow. To dzięki nim zaczął tworzyć ciekawsze postaci kobiet na ekranie, często wykorzystując wątki z życia prywatnego. Dużym skandalem był rozpad jego długoletniego związku z Mią Farrow, gdy ta odkryła że romansował z jej adoptowaną córką, którą zresztą po latach poślubił. Allen uważał, że media zbytnio spłyciły zawiłą sprawę jego stosunków rodzinnych, choć przekonał się wtedy o skali swojej popularności na świecie. Oddanie pracy było u niego zawsze na pierwszym miejscu. Ostatni wspólny film Farrow i Allena „Mężowie i żony” zawiera zatem mocny pozaekranowy podtekst, gdyż część scen między filmowym małżeństwem była kręcona już po głośnym rozstaniu.

Rodzajem hołdu dla Gordona Willisa, operatora m.in. „Annie Hall” i „Manhattanu”, jest włączanie w kolejnych dziełach sceny, gdzie słychać głosy rozmawiających aktorów znajdujących się poza kadrem. To również Willis dał pomysł na efekt dzielonego ekranu kręconego w studio. Widz oglądający dwie równolegle rozgrywane sceny sądzi, że kręcono je w różnych mieszkaniach, podczas gdy przepierzenie i zmyślne oświetlenie w studio pomogło aktorom stworzyć lepszą dynamikę wyznań. [...]

Allen słynie ze stosowania długich ujęć, których siłą napędową jest oczywiście dialog. Dzięki długiemu ujęciu sytuacje z filmu wydają się prawdziwsze i bliższe życia. Pozwala mu to też skupić się na przepływie emocji zamiast przeskakiwania między poszczególnymi planami i ujęciami, co uważa za rozpraszające. Bardziej zależy mu na zarejestrowaniu jak największej ilości stron w jednym dublu. To z tego powodu wielu aktorów uważa pracę z nim za ambitne wyzwanie. Powód wykorzystywania minimalnej liczby dubli jest też dość prozaiczny i wynika – jak przyznaje – z lenistwa: jeśli kręci film wieczorem i uważa, że mógłby nakręcić lepsze ujęcie to przypomina mu się, że o 19.30 zacznie się mecz Knicksów w telewizji.

Wybrani przez niego aktorzy są zapraszani do współudziału w tworzeniu scenariusza i przerobienia swoich dialogów o ile nie wypaczy to intencji scenarzysty. Allen nie ingeruje natomiast za bardzo w ich wykonanie pozwalając na improwizację, choć zdarza mu się dokonywać radykalnych zmian. Montując „Zbrodnie i wykroczenia” uznał, że nie jest zadowolony z efektu. W ten sposób znacząco zmniejszył udział Daryl Hannah a rolę Sean Young zupełnie wyciął z filmu. Krótki występ Alana Aldy w jednej scenie z kolei tak mu się spodobał, że rozbudował jego rolę wprowadzając go do dalszych scen. W przypadku filmu „Wrzesień” kilkoro aktorów było już niedostępnych na dokrętki. Allen musiał zastąpić ich innymi i od nowa nakręcić sceny, w których pojawili się poprzedni aktorzy.

Faktyczny koniec z Hollywood?
Fabuła filmu „Koniec z Hollywood” stanowi w pewnym sensie zwiastun trzeciego aktu w życiu Woody’ego Allena, który po kręceniu slapstickowych komedii oraz dramatów obyczajowych w stylu europejskich mistrzów trafił na Stary Kontynent. Gdy w 2004 roku w jego rodzinnym Nowym Jorku pojawiły się kłopoty ze sfinansowaniem filmu „Wszystko gra” z pomocą przyszedł Londyn. Obiecano mu budżet na film pod warunkiem, że przeniesie akcję w brytyjskie realia. Wyprawa za ocean wprowadziła do jego twórczości nowy koloryt i powiew świeżości, a wkrótce Allen faktycznie stał się zagranicznym reżyserem często używającym na ekranie napisów dla obcojęzycznych dialogów. Jak to dowcipnie skomentował: „Zawsze chciałem być zagranicznym reżyserem, ale nie było to możliwe, gdyż pochodziłem z Brooklynu.”

Zdjęcia do jego filmów powstawały już w Anglii, Francji, Hiszpanii i we Włoszech, a w tytule zwykle umieszczano miejsce akcji. Od Londynu, przez Barcelonę, Paryż po Rzym, w każdym z tych filmów reżyser mógł obsadzić międzynarodową śmietankę gwiazd jak Antonio Banderas, Penelope Cruz, Marion Cotillard czy Roberto Benigni. Francuzi – jak twierdzi – uważają go za intelektualistę, bo nosi okulary oraz za artystę bo robi filmy nie przynoszące zysków. Finansowanie go oznacza, że studio daje mu wolną rękę bez potrzeby zaglądania w scenariusz i ufając, że nikogo nie zawstydzi. Problemem nie jest również język. Allen już trzykrotnie współpracował z chińskim operatorem, który nie znał słowa po angielsku, ale rozmowy zwykle dotyczyły kątów kamery i oświetlenia. Na szczęście dla widzów nie tworzyło to aż tak dziwacznych efektów jak w ambitnej produkcji kręconej przez głównego bohatera filmu „Koniec z Hollywood”. [...]

więcej we wrześniowym numerze
Digital Vision

Brak komentarzy: