Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 2 listopada 2015

SPECTRE – Bond powraca. Zawsze


„SPECTRE” kosztował ponoć 250 milionów dolarów a w ciągu tygodnia od światowej premiery zarobił ze sprzedaży biletów już 80 milionów. Czy zdoła pobić rekord miliarda dolarów wpływów osiągnięty wcześniej przez „Skyfall”? Póki co piosenka przewodnia Sama Smitha jako jedyna w bondowskiej historii trafiła na pierwsze miejsce brytyjskiej listy przebojów. Książka Michała Talarka „James Bond: SPEKTRUM filmowych interpretacji” przybliża więcej wyzwań dla producentów bondowskiej franszyzy, którą rozpoczęto ponad pięćdziesiąt lat temu.


Przed laty w poszukiwaniu magicznej formuły dla wyprodukowania złota alchemicy próbowali różnych metod. Dziś podobnie postępują wytwórnie filmowe, które pragną posiąść franszyzę mogącą okazać się żyłą złota. Szczególnie w XXI. wieku kinowe filmy w odcinkach stały się bardziej popularne. „Gwiezdne Wojny”, Opowieści Tolkiena, przygody Batmana, Spider-mana czy Harry’ego Pottera – to najbardziej zyskowne przykłady.

Nikt nie odniósł takiego sukcesu jak twórcy filmów o Bondzie, którzy już od ponad półwiecza posiedli sekret przemiany wybuchowych składników – takich jak egzotyczne miasta, atrakcyjne kobiety i zabójcze gadżety – na twardą walutę. Uwzględniając efekty inflacji bondowska franszyza jest najbardziej dochodową w historii kina a jej zyski w 2012 roku przekroczyły 13 miliardów dolarów.


W scenie przyjęcia z filmu „Jutro nie umiera nigdy” Bond podaje się za bankiera a chińska agentka Wai Lin pyta go o specjalizację. Ten odpowiada krótko: wrogie przejęcia. Było to w roku 1997, gdy ważyły się losy nie tylko produkcji dalszych części, ale i powstania konkurencyjnej bondowskiej serii pod patronatem Sony.

W kwietniu 2010 roku wstrzymano produkcję „Skyfall” a producenci oświadczyli, że z powodu niepewności co do przyszłości studia zawieszają prace na czas nieokreślony. Pomimo odciętego finansowania część podjętych zadań kontynuowano, a Sam Mendes był nieoficjalnie opłacany jako doradca wytwórni. Po dziewięciu miesiącach zażegnano kryzys i oficjalnie wznowiono produkcję, której współproducentem została Columbia Pictures zarządzana przez Sony. Prawa do pierwszych dwudziestu filmów należą nadal do MGM i Danjaq, natomiast późniejsze części z Danielem Craiga są już współdzielone z trzecim partnerem, z Columbia Pictures (czyli de facto Sony).

Kosztujący niemal 200 milionów dolarów „Skyfall” zyskał ponad miliard dolarów ze sprzedaży biletów stając się najbardziej dochodową produkcją w historii Sony Pictures. Zdobył dwa Oskary (za najlepszy montaż dźwięku i za najlepszą piosenkę) oraz nagrodę BAFTA za najwybitniejsze osiągnięcie brytyjskiej kinematografii w 2013 roku. Całkiem niezły sukces biorąc pod uwagę zamieszanie w zarządzaniu.

Następcy Cubby’ego
Albert R. Broccoli - nazywany przez znajomych Cubby - zmarł w 1996 roku, ale jeszcze za życia zagwarantował ciągłość produkcji. Swoim następcom przekazał wiele wskazówek, które zawsze przynosiły sukces. W razie wątpliwości co do scenariusza powinni wracać do powieści Fleminga - to tam zawiera się esencja bondowskiego charakteru. Poza tym powinni czuwać na każdym etapie produkcji, nie pozwalając nikomu zepsuć franszyzy przez zbyt daleko idące zmiany. Córka Harry’ego Saltzmana w wywiadzie z okazji pięćdziesięciolecia serii zauważyła, że historie poszczególnych filmów nie są aż tak istotne jak główny bohater. Każda część stanowi samoistny byt, odzwierciedlający czasy w których powstał, a poniekąd kolejny rozdział sagi. Być może to ten aspekt przyciąga kolejne pokolenia i pozwala ponownie przeżywać szpiegowskie przygody.

Michael G. Wilson jest synem Dany Broccoli i Lewisa Wilsona, aktora grającego telewizyjnego Batmana w 1943 roku. Przyszły producent po raz pierwszy trafił na plan bonda przy okazji filmowania Fortu Knox w „Goldfingerze”. Po ukończeniu studiów inżynierskich studiował prawo. Wiedza ta przydała się gdy dołączył później do ekipy ojczyma jako współpracownik. Wkrótce awansował z asystenta na kierownika produkcji i producenta, a od 1981 roku był współscenarzystą pięciu części. Na wzór Hitchcocka regularnie też pojawia się w każdej kolejnej produkcji w krótkim epizodzie zwanym cameo. Jego synowie, Gregg i David Wilson, również dołączyli do rodzinnego biznesu, początkowo zajmując się rozwijaniem gier komputerowych. Gregg Wilson po raz pierwszy pracował przy filmie „Śmierć nadejdzie” jutro a po dziesięciu latach awansował na producenta stając się przedstawicielem trzeciego pokolenia.

Barbara Broccoli dołączyła do bondowskiej ekipy w wieku 17 lat, kiedy pracowała jako publicystka przy filmie „Szpieg, który mnie kochał”. Później pełniła obowiązki asystentki reżysera i producenta. Od 1995 roku wraz z przyrodnim bratem zarządza spółką Eon. Barbara Broccoli przyznaje, że gdy ma się do czynienia z franszyzą, należy myśleć w długiej perspektywie czasowej. Jej ojciec mawiał, że tymczasowi ludzie podejmują trwałe decyzje, a to może mieć negatywne skutki w przyszłości.

Wzajemne inspiracje
Serii Bonda zarzuca się niekiedy wtórność idei, co w kreatywnym biznesie nie należy do rzadkości. I tak pościg na dachach Grand Bazaar w Istambule ze „Skyfall” był tylko lepszą imitacją sceny z „Uprowadzonej 2”, a film ten miał premierę dwa tygodnie wcześniej. Sam Mendes przyznał się do inspiracji „Mrocznym Rycerzem”, którego nazwał rewolucyjnym dziełem. Paradoksalnie Christopher Nolan kilkakrotnie wcześniej wspominał, że to pierwsze filmy o Bondzie dały mu inspirację do stworzenia nowej trylogii przygód Batmana. Wygląda na to, że świat filmu to system naczyń połączonych, czerpiących od siebie wzajemnie inspirację.

Broccoli wspomniała w jednym z wywiadów, że nie boi się brać ryzyka, tak jak wcześniej robili to jej ojciec i Harry Saltzman. W przeciwnym razie można wypaść z interesu. Być może to stąd decyzja o (niezrealizowanym) spin-offie, w którym Halle Berry miała grać Jinx. Paradoksalnie zamiast kontynuować kierunek wyznaczony przez sukces „Śmierć nadejdzie jutro”, który miał nawiązywać do największych filmów serii, producenci zaczęli historię od nowa.

„Casino Royale” wywróciło całą serię do góry nogami i rozpoczęło zwrot w stronę realistycznego thrillera, z którym wcześniej tylko romansowano w filmach z Timothy Daltonem oraz w „Tylko dla twoich oczu” i „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości”. Kolejne części z udziałem Daniela Craiga podążyły tym tropem sukcesywnie wprowadzając elementy dawnej serii takie jak postaci Q i Moneypenny czy organizację WIDMO. Zakupienie praw do powieści Glenna Greenwalda „Snowden. Nigdzie się nie ukryjesz” ukazuje, że oprócz podążania utartymi ścieżkami para producentów jest otwarta na alternatywne rzeczywistości w szpiegowskiej działalności.

Nowe wyzwania
Ostatnie sukcesy producentów z Eon Productions wcale nie przesądzają o tym, że tak już pozostanie. Bo choć wreszcie pozyskali prawa do wszystkich powieści Fleminga a stało-zmienna formuła wydaje się być nieśmiertelna, to wciąż istnieje zależność od wielkich koncernów. A te – jak już kilkakrotnie pokazała historia – są kolosem na glinianych nogach.

W listopadzie 2014 roku wytwórnia Sony padła ofiarą hakerów, którzy – jak twierdzą amerykańscy wywiadowcy - mogli działać na zlecenie Korei Północnej. Powodem miał być film „Wywiad”, gdzie w sarkastyczny sposób przedstawiono Kim Jong-Una. Warto wspomnieć, że w „Śmierć nadejdzie jutro” kraj ten ukazano jako siedlisko zła. W sumie hakerzy wykradli ponad 100 terabajtów danych. Upubliczniono wiele poufnych e-maili dotyczących wysokobudżetowych projektów wytwórni. Sprawy nabrały wkrótce wagi światowej. W styczniu następnego roku Barack Obama nałożył na północno-koreański reżim dodatkowe sankcje ekonomiczne, a w kwietniu WikiLeaks opublikowała 30,000 skradzionych dokumentów. Assange przekonywał, że ukazują one prace wpływowej międzynarodowej korporacji, dlatego powinny być jawne.

Do sieci wyciekł scenariusz powstającego filmu „Spectre” – producenci później przyznali, że był to tylko bardzo wczesny szkic. Ujawniono też, że produkcja znacząco przekroczyła budżet. Jednak gorsze dla wizerunku były informacje o tym, że ekipa poddała się naciskom by móc kręcić w Meksyku. Rząd wpłynął na szczegóły scen, postacie a nawet obsadę, wszystko po to by odmalować kraj w pozytywnym świetle. Dzięki temu filmowcy mogli skorzystać z ulg podatkowych o wartości 20 milionów dolarów.

Nie wiadomo też jak potoczą się losy dalszych produkcji, gdyż umowa Eon z Sony dobiegła końca w listopadzie 2015 roku. Prawa do dystrybucji trafiły pod młotek, a przecieki mówiły o zakulisowych działaniach studia Warner Bros., które po trylogii „Hobbita” potrzebowało nowej franszyzy. Daniel Craig zapowiedział, że prędzej podetnie sobie żyły niż znów zagra Bonda. Jego kontrakt na cztery części dobiegł końca. Deklaracji nie należy brać do końca poważnie. Sam Mendes również się zarzekał, że po „Skyfall” kończy przygodę z Bondem a Roger Moore kilkakrotnie groził odejściem w celu wynegocjowania lepszej stawki. Aż chciałoby się powiedzieć: „Nigdy nie mów nigdy”.

Jeden film ze wszystkich
Gdyby z każdego filmu o Bondzie wybrać określony moduł i pozlepiać je razem w całość to w efekcie można by uzyskać całkiem ciekawy odcinek przygód. Z takiego założenia wyszli twórcy pewnego eksperymentu, którzy w sposób praktyczny sprawdzili zastosowanie formuły Bonda. Ich idea brzmi „jeśli widziałeś jeden film o Bondzie, to widziałeś je wszystkie”. W swym projekcie z 2012 roku uwzględnili fragmenty dwudziestu dwóch części, które zostały połączone w nowy film pod tytułem „50 Years of James Bond: The Movie”. Pomijając oczywiste zmiany lokacji czy aktorów grających dane role jest to przekonujący dowód na szablonowość cyklu, bo wybrane sceny popychają akcję do przodu przechodząc w sposób niemal niezauważalny z jednego filmu na drugi. Efekty wysiłku można zobaczyć pod adresem http://www.youtube.com/watch?v=-1d69M3cVCM. Ten powstały z okazji złotego jubileuszu film to hołd dla bohatera, który ukształtował współczesne kino przygodowe i wciąż odciska piętno na kolejnych generacjach. W chwili oddania książki do druku miał prawie 4 miliony wyświetleń. To również dowód na to, że opracowana przed laty formuła – nawet podlegając minimalnym korektom i odchyleniom – wciąż się sprawdza dając pożądaną ekscytację z seansu.

Źródło: Michał Talarek „James Bond: SPEKTRUM filmowych interpretacji”, 2015

Brak komentarzy: