2013-10-08 / 2017-04-29
[artykuł nieopublikowany,
rozszerzony po trzech latach od napisania]. Początkowo miał to być jeden ze
standardowych felietonów a jednocześnie kontynuacja wątków o różnych wariantach
filmów: remakach, previsach i sequelach. W trakcie jego pisania wydawca
zawiesił działalność, więc tekst trafił do szuflady. Natomiast teraz nie będąc
ograniczonym formatem jednej kartki przypadającej na felieton przerobiłem jego szkic
na dłuższy artykuł. Większość wspomnianych niżej tytułów w różnych odmianach na
potrzeby tego materiału specjalnie obejrzałem. Treść oryginalną z 2013 roku
pogrubiłem - jak widać, jest to znacznie rozszerzona wersja pierwotnie
krótkiego tekstu. Zgodnie zatem z poruszaną tematyką.
W sklepach z płytami DVD coraz częściej jesteśmy
bombardowani ofertami różnorakich wersji mega-produkcji, które zdążyły już
zarobić bajońskie sumy pieniędzy w czasie kinowej dystrybucji. I tak do wyboru
mamy rozszerzone wersje trylogii „Władcy pierścienia”, wszystkich części
„Harry’ego Pottera”, ale też różne warianty „Avatara”: 2D, 3D, wersja rozszerzona…
Specjalnych edycji doczekały się szczególnie dzieła Jamesa Camerona i Ridleya
Scotta. W całym gąszczu marketingowego naciągania natrafić można jednak na parę
interesujących historii filmowego rzemiosła.
James Cameron montując swój hit „Terminator
2: Dzień Gniewu“ stanął przed nie lada wyzwaniem. Film zawierający wszystkie
niezbędne sceny wciąż był zbyt długi. Pomysłowy reżyser postanowił wykonać
eksperyment i z każdej sekundy wyciąć jedną klatkę, co pozwoliłoby fizycznie skrócić
cały film, przy czym zmiany nie byłyby zauważalne gołym okiem. Przynajmniej w
teorii. Montażyści spojrzeli na niego jak na wariata. Ale podjęli wyzwanie, bo
nikt tego wcześniej nie robił. Niestety kiedy Cameron zobaczył pierwsze próbki
przekonał się, że obraz skacze, pojawiły się zgrzyty i cięcia w niewłaściwych
miejscach. Chcąc nie chcąc musiał powrócić do oryginalnej wersji i usunąć niektóre
sceny w całej długości, a nie tylko klatki. Trafiły one z powrotem do filmu
dopiero przy okazji wydania wersji reżyserskiej na dysku laserowym, a potem na
DVD.
Również Luc Besson wyciął co
drastyczniejsze sceny z „Leona Zawodowca” w odniesieniu do reakcji widowni z
próbnego pokazu w Los Angeles. Film, nota bene, był zainspirowany jednym z
zabójców z filmu „Nikita” granym przez Jeana Reno. Dzięki cięciom „Leon” zyskał
niższą kategorię wiekową i mógł zdobyć znacznie większą oglądalność. Co
ciekawe, to tą właśnie wersję Besson uważa za reżyserską. Z kolei bogatsza o 25
minut scen dotyczących relacji głównego bohatera z Matyldą zyskała miano „Version
Intégrale”. Tu położono nacisk na wątek miłosny między Matyldą a Leonem, oraz
na trening Matyldy, czyli naukę zabijania. Oba filmy – „Terminator” i „Leon” –
mają znacznie głębszą wymowę poprzez niuanse obecne właśnie w wersji
reżyserskiej. Jednak skrócone na potrzeby rynku wcale nie tracą na jakości, co
potwierdziły nie tylko wyniki kasowe ale i rankingi najlepszych filmów akcji
wszechczasów.
Szukając perełek w amerykańskich
sklepach wideo i DVD nie dajmy się nabrać na różnice w metrażu, gdyż filmy są
nagrywane w formacie NTSC. Jak wiadomo, popularny w Europie system PAL ma 25
klatek na sekundę, natomiast NTSC aż 29,97. Zatem filmy europejskie są odtwarzane
o 4% szybciej z powodów technologicznych. To dlatego trwający 100 minut film w
formacie NTSC może stracić aż 4 minuty w wersji PAL. Podobno amerykańskie
stacje ostatnio przyśpieszyły nieco emitowane przez siebie filmy, byle tylko
zmieścić więcej reklam w ciągu każdej godziny. Zmiana na gołe oko
niedostrzegalna, jednak na okładce DVD, zwłaszcza w przypadku dłuższych
produkcji, może zastanawiać czy nie mamy do czynienia z wersją reżyserską.