Szukaj na tym blogu

czwartek, 7 stycznia 2010

Bond Nr 23

James Bond będzie walczyć z kryzysem wieku średniego?

Trwają przygotowania do kolejnej odsłony przygód Jamesa Bonda. W roli głównej oczywiście Daniel Craig, którego realistyczny bohater znacząco ożywił nieco skostniałą serię. Kontynuując trend zapoczątkowany przez poprzednią część („Quantum of Solace”) producenci chcą powierzyć reżyserię twórcy, który nie miał dotąd w dorobku filmów akcji. Miałby nim być zdobywca Oskara Sam Mendes, autor takich filmów jak czy „Magnolia”, „Jarhead” czy „Droga do zatracenia”. Jak podaje Guardian, Mendes raczej nie przedstawi Bonda jako żyjącego na przedmieściach superszpiega z kryzysem wieku średniego. Zdjęcia mają się rozpocząć już w czerwcu.


W Hollywood od pewnego czasu wytwórnie coraz chętniej angażują do wielkich produkcji twórców kina niskobudżetowego, którzy świeżym spojrzeniem mogą wnieść nową jakość do filmów. Tak było w przypadku karier m.in. Christophera Nolana, Toma Tykwera, Bryana Singera czy Marca Forstera (twórcy takich filmów jak „Chłopiec z latawcem”, „Przypadek Harolda Cricka”). W tym kontekście decyzja Michaela G. Wilsona i Barbary Broccoli, producentów „bondów”, nie powinna więc dziwić.

Z prawie 50-letniej historii filmów o agencie 007 warto wspomnieć, że standardy dla bondowskiej formuły wyznaczył Terence Young („Dr No”, „Pozdrowienia z Rosji”, „Operacja Piorun”), który sam w prywatnym życiu był bon vivantem. Najwięcej, bo aż pięć filmów pod rząd zrobił John Glen, a o reżyserię choćby jednego odcinka ubiegali się m.in. Steven Spielberg, czy Quentin Tarantino. Niestety w przeciwieństwie do aktorów, dla których występ w „bondzie” był zwykle skokiem do wielkiej kariery, reżyserzy filmów zazwyczaj odchodzili w zapomnienie. Czy historia się powtórzy w przypadku Sama Mendesa, który ma już ugruntowaną pozycję w świecie filmu?

Brak komentarzy: