31 maja legendarny aktor i reżyser skończył 80 lat! Mający polską premierę DVD "Invictus Niepokonany" to jego najnowszy film, który - nomen omen - nie zapewnił mu zwycięstwa w tegorocznym rozdaniu Oscarów. Film nie otrzymał nawet nominacji w najważniejszej kategorii, a Clint Eastwood w tym roku nie zdobył również nominacji do Oscara w kategorii najlepsza reżyseria. Jak to skomentował? Trzy z pięciu filmów, które ostatnio robiłem, były nominowane. Staram się po prostu robić najlepsze filmy jakie potrafię. Reszta to polityczne zagrywki i pozerstwo. Nie jestem w tym zbyt dobry. Być może to fałszywa skromność, ale Eastwood faktycznie robi to, w czym jest najlepszy - kręci film po filmie.
Nominowani w tym roku do Oscarów Morgan Freeman (nagroda za drugoplanową rolę w "Za wszelką cenę" ) i Matt Damon (zdobywca Oscara za… scenariusz "Buntownika z wyboru") zgodnie podkreślają profesjonalizm reżysera. Matt Damon wspomina: To niezwykłe. Przebywasz na innych planach filmowych i zawsze masz wrażenie jakbyś był na pogotowiu ratunkowym. To napięcie przekłada się na grę aktorską i sam film. A u Eastwooda wszystko jest spokojnie. Podchodzi czasem do nas, żeby udzielić paru wskazówek, sugestii. Freeman zauważył też, że jego ulubiony reżyser: "…oczekuje od ciebie, że wiesz co robisz, a sam się wycofuje do tyłu, żebyś mógł grać (…) Myślę, że jego plan filmowy działa jak dobrze naoliwiona maszyna. Wyobraź sobie siebie jako kapitana statku, który płynie dobrze, a ty nic nie robisz. Zbierasz tylko pochwały za to, że wszystko idzie sprawnie."
Morgan Freeman od dłuższego czasu interesował się polityką Nelsona Mandeli. Książkę "Playing the enemy" Johna Carlina przeczytał jeszcze przed powstaniem scenariusza autorstwa południowoafrykańskiego pisarza Anthony Peckhama. Namówiony do reżyserii Eastwood zgodził się bez wahania: Nie jestem stroną obiektywną, ale uważam, że świat potrzebuje teraz takiej opowieści. Wszyscy są teraz tacy pokręceni. Nikt nie wie dokąd zmierza. Zdaje się jakby Ameryka była w stanie chorobowym z powodu recesji. Myślę, że nasi politycy mogą się dużo nauczyć od Mandeli. (…) Stajemy się coraz bardziej niedojrzali jako naród. Pokolenie które wygrało II wojnę światową odeszło, a teraz mamy do czynienia z bandą nastoletnich cymbałów.
Ostre słowa, ale na ile film jest komentarzem do obecnej sytuacji w Stanach i wyboru Obamy na prezydenta? Eastwood tego nie precyzuje, choć sam popierał senatora Johna McCaina: Obama to charyzmatyczny młody mężczyzna. Mówił o zmianie, co naprawdę dobrze brzmiało i pozwoliło mu przekonać do siebie wyborców. To, czy uda mu się spełnić obietnice, to zupełnie inna sprawa.
Film "Invictus", dla
którego główny wątek i punkt wyjścia stanowią Mistrzostwa Świata w rugby w 1995
r. oczywiście nie jest w stanie podsumować wszystkiego, co wydarzyło się w RPA
w ostatnich latach. Tak jak alegoryczny film science-fiction "Dystrykt 9",
który pokazywał na przykładzie kosmitów, że większość czarnej populacji kraju
żyje w ubóstwie, panuje epidemia AIDS, a ataki na imigrantów stały się
powszechne. Ale podobnie jak obecny prezydent RPA, również Mandela miał sporo
problemów z kobietami, co zauważył Eastwood, starając się nakreślić wiarygodny
portret polityka: "Ten człowiek miał również wiele wad. Nie poświęcał
swoim dzieciom zbyt wiele uwagi. Miał też problemy z kobietami. Myślę, że to
lubił… choć to chyba nic złego."
Właściwie
"Invictus" - jak zauważył jeden z zagranicznych krytyków - to
"kolejne przedstawienie męskości skrojonej przez reżysera na własne
podobieństwo". Reżyser, który w ostatnich wywiadach coraz więcej mówi na
temat swojej młodości, przyznał: "Skończyłem już z uganianiem się za
spódniczkami. Żyję szczęśliwie w stanie monogamii. Nigdy nie sądziłem, że do
tego dojdzie, ale stało się. (…) Myślę, że kiedy człowiek jest młodszy, za
bardzo rządzą nim hormony. Powodem zdobycia kolejnych dziewczyn - podobnie jak
zdobycia Everestu - staje się to, że one istnieją." Eastwood wspomniał, że
nigdy nie używał narkotyków i całą epokę Dzieci Kwiatów przetrwał na piwie,
które wystarczało mu do szczęścia. Dodał też, że od czterdziestu lat stosuje
medytację transcendentalną dwa razy dziennie, co pozwala mu zebrać myśli i
pomaga w pracy.
Faktycznie
praca filmowca jest jego powołaniem, bo coraz częściej włącza do niej swoją
liczną rodzinę. Jednego z zawodników w "Invictusie" zagrał syn
Eastwooda z poprzedniego związku ze stewardesą - 23-letni Scott Eastwood. Na
planie w Afryce była obecna też żona reżysera Dina, która zajmowała się
wspieraniem lokalnego sierocińca w Cape Town. Kiedy odkryła grupę Overtone,
zaprosiła ich do wykonania muzyki do filmu, a sama zajęła się też napisaniem
słów do motywu przewodniego. Muzykę do filmów ojca - również do
"Invictusa" - od kilku lat komponuje Kyle Eastwood. Do muzykalnych
członków rodziny zalicza się też najmłodsza córka Morgan, która w produkowanym
przez ojca dokumencie "Johnny Mercer: The Dream's on Me" wykonała
jeden z najsłynniejszych utwórów Mercera "Moon River" z filmu
"Śniadanie u Tiffany'ego".
"Ten
człowiek nie pokazuje absolutnie żadnych oznak spowalniania czy tracenia celu z
oczu. Jest bardzo bystry i efektywny. Mam nadzieję, że to go nie wkurzy, ale
kiedy dorosnę, chciałbym być taki jak Clint" - mówił dowcipnie o swoim
przyjacielu Morgan Freeman. Faktycznie Eastwood zdaje się nie zwalniać tempa.
Paul Haggis (nagrodzony Oscarem za "Miasto gniewu"), który pracował
przy scenariuszach trzech filmów Eastwooda, będąc u niego na planie zauważył:
Jego ekipa pracuje z nim od tak wielu lat i poruszają się tak szybko. To
zadziwiające zobaczyć tylu facetów w wieku 70-ciu i 80-ciu lat, którzy są
szybsi niż ekipy złożone z 20-sto i 30-latków. Szybkie tempo pracy wymusza na
aktorach solidne przygotowanie, bo jak wspomina jeden z aktorów: "Jeśli
przebywasz w przyczepie, właściwie jest szansa, że nakręcą bez ciebie ujęcie,
którego nie byłeś integralną częścią."
Jeszcze
w trakcie post-produkcji "Invictusa" Eastwood kręcił już swój kolejny
film. Niczym Spielberg, któremu na plan "Listy Schindlera" do Polski
przesyłano przez satelitę kolejne wersje montażowe "Parku
Jurajskiego", Eastwood przebywając na planie w Londynie otrzymywał przez
Internet kolejne wersje efektów specjalnych z meczu rugby. Zresztą Steven
Spielberg jest też producentem najnowszego filmu Eastwooda
"Hereafter", którego tematyka odnosi się do życia po śmierci.
Scenariusz
"Hereafter" wyszedł spod pióra Petera Morgana, odpowiedzialnego za
takie tytuły jak "Królowa" czy "Frost/Nixon". Zdjęcia
kręcono m.in. w Alpach, na Hawajach i w Londynie. Film jest historią o trójce
ludzi z różnych części świata, którzy chcą się dowiedzieć czy istnieje życie po
śmierci. Za najbardziej tajemniczą uchodzi postać grana przez Matta Damona, gdyż
jest pracownikiem fabryki mającym zdolność widzenia umarłych. Drugi wątek filmu
dotyczy francuskiej dziennikarki, która przeżyła tsunami i niemal zetknęła się
ze śmiercią. Akcja trzeciego równoległego wątku rozgrywa się w Londynie, gdzie
dwunastolatek traci swego brata bliźniaka i próbuje szukać z nim jakiegokolwiek
kontaktu w zaświatach.
Co
Eastwooda zainteresowało w tak niepodobnej do niego tematyce? "To
niezbadany teren. Podobało mi się w jaki sposób Peter Morgan zawarł w fikcyjnej
opowieści takie wydarzenia jak tsunami na Oceanie Indyjskim czy atak
terrorystyczny w Londynie. (…) W życiu po śmierci jest również pewien
szarlatański aspekt dla tych którzy wierzą, że musi coś istnieć. Człowiek nie
jest w stanie przyjąć, że żyje swoim życiem i powinien zrobić wszystko co może,
by przeżyć je jak najlepiej, bo nie będzie powtórki. (…) Być może istnieje
życie po śmierci, ale ja tego nie wiem, więc podchodzę do tego tematu z pozycji
niewiedzy. Po prostu skupiam się na opowiadaniu historii." Film będzie
miał światową premierę na najbliższym festiwalu filmowym w Wenecji, a twórca
zabrał się już za prace nad filmem biograficznym o wieloletnim dyrektorze FBI
J. Edgarze Hooverze.Ma go grać Leonardo Di Caprio, a znając szybkie tempo
Eastwooda można spodziewać się, że film trafi do kin w przyszłym roku.
Niedawno
wytwórnia Warner Bros. świętując 35-lecie współpracy z Eastwoodem przygotowała
specjalny zestaw kolekcjonerski jego filmów. W skład zestawu oprócz 35 filmów z
Eastwoodem wchodzi też dokument "The Eastwood Factor", którego
narratorem jest Freeman. Reżyserem dokumentu jest Richard Schickel - historyk
kina, biograf i przyjaciel Eastwooda. Zapytany w jednym z wywiadów o to, czy
Eastwood cierpi na syndrom Johna Wayne'a i Cary'ego Granta grających zawsze ten
sam typ bohaterów, który nie odbiegał od ich prywatnego wizerunku odpowiedział:
"Czasem ponownie wracam do jego starych filmów, takich jak "Brudny
Harry". Uważam, że to jest aktorstwo. W prawdziwym życiu jest ironicznym,
dowcipnym człowiekiem. Nie jest twardzielem. Więc kiedy mówi w filmie 'zrób mi
przyjemność' to jest to gra aktorska."
Sam
Eastwood od wielu lat ogłasza koniec występów aktorskich, ale nadal zdarza mu
się grywać. Ostatnio w świetnie przyjętym "Gran Torino" (tegoroczny
Cezar dla najlepszego filmu zagranicznego). Jak sam dowcipnie komentuje:
"Nigdy nie wiem, kiedy zagram ostatnią rolę, ale nie pisze się wielu
wspaniałych ról dla ludzi w moim wieku i jestem szczęśliwy z powrotu za kamerę.
Nie muszę nosić krawata, nikt mi nie mówi "to nie pasuje" i jest tyle
innych wyzwań. (…) Ale jestem jak "Szczęki 2". Kiedy ci się już
zdaje, że możesz spokojnie wrócić do wody…"
więcej na
stopklatka.pl
stopklatka.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz