31 maja Clint Eastwood skończył 80 lat. Do dziś należy do najaktywniejszych twórców filmowych. Karierę aktorską rozpoczął ponad pół wieku temu w horrorze „Zemsta potwora” (1956), a swą pierwszą główną rolę i sławę zyskał dzięki włoskiemu westernowi „Za garść dolarów” (1964). Jeszcze w zeszłym roku był w dwudziestce najlepiej zarabiających aktorów wg magazynu Forbes. Eastwood od czterdziestu lat jest również aktywnym reżyserem, który średnio raz na półtora roku przygotowuje kolejny film. Żywa legenda Hollywood (wśród licznych nagród ma na koncie cztery Oskary i Złotą Palmę za całokształt twórczości) nadal jest najsilniej kojarzona z westernem i wizerunkiem Brudnego Harry’ego, a ostatnio z zaangażowanymi moralitetami dotykającymi rasizmu, pedofilii czy eutanazji. Początkowo nic nie wskazywało, by jego kariera nabrała takiego rozmachu.
Pomiędzy
1950 a
1963 rokiem liczba westernów produkowanych w USA spadła ze 150 do 15 rocznie.
Kino stanęło do walki z telewizją, a western ze swym infantylnym moralizowaniem
jako gatunek stał się skostniały i wielu krytyków wieszczyło jego koniec.
Nieoczekiwane odświeżenie westernu przyszło z Włoch, gdzie pojawili się
zafascynowani amerykańską kulturą tacy reżyserzy jak Sergio Corbucci czy Sergio
Leone, którzy postanowili wykorzystać hiszpańskie plenery by tworzyć własną
pesymistyczną wizję Dzikiego Zachodu. W spaghetti-westernach nie istniała
granica między dobrem a złem, a motywacja ludzi została sprowadzona do
podstawowych instynktów przetrwania, co było pochodną włoskiego neorealizmu.
Eastwood
zmęczony grą w telewizyjnym serialu „Rawhide” (produkowanym przez siedem lat)
potraktował zaproszenie do Włoch jako szansę na coś nowego, być może rozwój
kariery. Scenariusz filmu Leone wydał mu się zbyt brutalny jak na
przyzwyczajenia amerykańskiej widowni, ale postać głównego bohatera –
cynicznego, męskiego i pewnego siebie – stanowiła świetną odskocznię od
familijnego serialu. Historycy do dzisiaj nie są zgodni, kto miał większy wpływ
na wizerunek bohatera granego przez Eastwooda – aktor czy reżyser. Leone
żartował, że w przeciwieństwie do Michała Anioła - który w bloku marmuru
zobaczył Mojżesza, on odwrotnie – w Eastwoodzie dostrzegł blok marmuru. I to
było to czego szukał. Eastwood zaś wspominał, że wykreślił ze scenariusza
większość kwestii, a im bardziej reżyser żądał od niego ekspresji, tym bardziej
beznamiętnie grał. W filmie wcielił się w outsidera, ale jego wyobcowanie
wynikało też z tego, że aktor był jedynym anglojęzycznym członkiem ekipy
filmowej składającej się z Włochów, Niemców i Hiszpanów.
Jak się później okazało Eastwood
zapoczątkował nowy typ bohatera. Bohater ten nie był motywowany przez honor,
nie walczył o ład, sprawiedliwość, czy porządek społeczny ale o własne interesy
i przetrwanie w brutalnym świecie. W latach sześćdziesiątych w Hollywood nadal
obowiązywał Kodeks Haysa, będący autocenzurą środowiska filmowców. Jedna z
zasad kodeksu zakazywała pokazywania w jednym ujęciu strzału z pistoletu i
trafionej nim ofiary. Leone nie znał tych zasad, więc w jego filmach często
widać agresora i ofiarę w jednym ujęciu, bo Eastwood (w czołówce wymieniony
również jako konsultant ds. westernów) celowo nie wspominał Leone o tym
ograniczeniu.
Po
pierwszych pokazach i przeciętnym przyjęciu filmu „Za garść dolarów” w Rzymie i
Neapolu nic nie zwiastowało ogromnego sukcesu na całym świecie, boomu na
spaghetti-western i wielkiej kariery Sergio Leone, Clinta Eastwooda i wielu
innych. Publiczność w buntowniczych latach sześćdziesiątych była spragniona
czegoś nowego, a film Leone uwodził brutalną historią, niezwykłą stylizacją,
niesamowitą ścieżką dźwiękową a przede wszystkim pozbawioną ekspresji grą
aktorską Clinta Eastwooda. Aktor bez wahania zgodził się zagrać w dwóch
kontynuacjach przeboju („Za kilka dolarów wiecej” i „Dobry, Zły i Brzydki”), a
następnie pomógł wprowadzić całą trylogię do amerykańskich kin, która przeszła
do historii. Trudno sobie wyobrazić powstanie tak odważnych filmów jak „Bonnie
i Clyde” czy „Dzika banda” bez przetarcia szlaku przez włoskich filmowców. Choć
spaghetti-western przez wielu krytyków jest do dziś traktowany jako kino
gorszej klasy, wywarł on spory wpływ na amerykańską tradycję westernową, przede
wszystkim doprowadzając do odrodzenia gatunku i powstania zrywających z klasyką
rozrachunkowych westernów takich jak: „Mały wielki człowiek”, czy „Przełomy
Missouri”. Natomiast stworzenie bohatera prezentującego sceptyczną postawę
wobec idealistycznej misji oświeceniowej Ameryki uczyniło z Eastwooda ikoną
kina i znalazło licznych naśladowców wpływając na zmianę sposobu gry, nie tylko
w westernach lecz również w filmach akcji.
Do jednych z najlepszych filmów
akcji bez wątpienia należy klasyk kina policyjnego „Brudny Harry”. W chwili gdy
powstawał film Eastwood był już po swoim reżyserskim debiucie („Zagraj dla mnie
Misty”) zaś Ameryka była pogrążona w społeczno-politycznym kryzysie i traciła
wiarę w autorytety. Wojna w Wietnamie wywoływała gwałtowne protesty,
zastrzelono Roberta Kennedy’ego, Martin Luther King został zamordowany, a
policja miała coraz mniejszy kredyt zaufania. Jednocześnie w sądownictwie
częściej dbano o prawa oskarżonych, a mieszkańcy miast odczuwali coraz większy
strach i chcieli kogoś, kto zapewniłby im bezpieczeństwo.
„Brudny
Harry” pojawił się w odpowiedniej epoce, gdzie było ogromne zapotrzebowanie na
bohatera przekraczającego granice prawa i biorącego w opiekę bezbronnych.
Mściciel grany przez Eastwooda miał swoje powody, by czuć rozgoryczenie do
systemu. Jego żona zginęła w wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę,
który nigdy nie został ukarany. Harry Callahan był też nowym typem policjanta –
wyzbyty ideologii był jednocześnie gotów poświęcić własne dobro dla innych.
Miał też czelność działać na własną rękę wbrew przełożonym i poświecać swój czas
wolny na ściganie przestępców. Publiczności szczególnie imponował niezwykła
siłą – miał na tyle tupetu by walczyć o swoje z przełożonymi. W filmie
kilkakrotnie widzimy jak Callahanowi prawie udaje się złapać przestępcę
tradycyjnymi metodami, ale zamknięcie go za kratkami uniemożliwia mu
obowiązujące prawo. Po raz pierwszy w kinie pojawil się też nowy, niespotykany
dotąd typ czarnego charakteru – psychopatyczny zabójca (wzorowany zresztą na
istniejącym naprawdę snajperze o którym David Fincher nakręcił film „Zodiak”).
Na plakacie promującym podkreślono, że policjanta od przestępcy odróżnia tylko
to, że nosi odznakę. Martin Scorsese zauważył, że Brudny Harry to dziecko
społeczeństwa postatomowego, który dotknął mrocznej strony ludzkiej natury
dodając do niej kpinę ze wszystkiego.
Film
odniósł niezwykły sukces głównie dzięki wizerunkowi tytułowego bohatera, który
wpłynął i rzutował na całe spektrum jego dokonań, a ludzie mylnie uważali, że
Eastwood jest taki sam jak Brudny Harry w życiu prywatnym. Wraz z Donem
Siegelem był atakowany za propagowanie przemocy i oskarżany o faszyzm. Obaj
odpierali zarzuty mówiąc, że nie zależało im na robieniu filmu politycznego, a
jedynie dobrej rozrywki. Poniekąd mieli rację - zarówno Eastwood jak i Siegel w
życiu prywatnym podzielali poglądy Callahana – również nie znosili biurokracji,
komplikowania spraw i najchętniej wszystko robiliby po swojemu. To dlatego
Eastwood założył własną wytwórnię i zajął się produkowaniem a także i
reżyserowaniem swoich filmów. „Brudny Harry” zapewnił mu tak mocny image, że
stał się ikoną rozpoznawalną nawet dla tych, którzy nie interesowali się
filmami.
Eastwood
nigdy nie zamierzał robić sequeli i dlatego też w finale niczym Gary Cooper z
filmu „W samo południe” wyrzuca odznakę, dając wyraz swojemu stosunkowi do
systemu. Jednakże wytwórnia Warner Bros. była zasypywana prośbami i pytaniami o
kolejne części filmu, a na początku lat siedemdziesiątych sequele nie były
jeszcze tak regularną praktyką jak współcześnie. Eastwoodowi się zgodził, ale
zależało mu na pogłębieniu postaci Callahana i ukazaniu jego życia prywatnego,
nieobecnego w pierwszym filmie. Widzimy więc go w jego mieszkaniu, widzimy jak
żyje, widzimy, że ma uczucia. Poza tym w każdym kolejnym filmie serii główny
bohater staje przed coraz bardziej złożonymi dylematami moralnymi. Zazwyczaj
bohaterowie serii filmowych jak James Bond czy Indiana Jones pozostają tacy
sami i nie zmieniają się przez poszczególne filmy, a Brudny Harry stopniowo
ewoluuje.
„Siła
Magnum” (1973) napisana przez Johna Miliusa była zainspirowana brazylijskimi
Szwadronami Śmierci, stanowiącymi tajną jednostkę policji, która eliminowała
przestępców w sposób dosłowny. Film miał stanowić polemiczną odpowiedź na
zarzuty o faszyzm pierwszej części serii, a główny bohater stanowił postać
mityczną nie tylko dla widzów, ale również dla innych postaci w filmie
(szczególnie dla grupy policjantów, którzy postanawiają wymierzać
sprawiedliwość na własną rękę). Film przyniósł jeszcze większy zysk niż
pierwsza część i wkrótce rozpoczęto pracę nad kolejnymi.
O ile
pierwsza część serii została zainspirowana postacią snajpera o pseudonimie
Zodiak, a „Siła Magnum” działalnością Szwadronów Śmierci; „Egzekutor” (1976)
nawiązywał do porwania Patrici Hearst - córki Williama Randolpha Hearsta -
przez Symbionese Liberation Party, która później przystąpiła do terrorystów.
Scenariusz Sterlinga Siliphanta wprowadził do serii uatrakcyjnienie w postaci
nowego partnera – kobiety, która miała przyciągnąć uwagę żeńskiej części
widowni. Grająca policjantkę Tyne Daly nie chciała, żeby jej rola sprowadzała
się do znoszenia kiepskich żartów i zażądała, by w scenariuszu pozwolono
bohaterce zabijać przestępców. I choć w finale bohaterka zginęła w walce, to
jako postać dała początek innym silnym kobietom w filmach Eastwooda.
Powstanie
„Nagłego zderzenia” (1983) zainicjował sondaż marketingowy, gdzie przy okazji
powrotu Seana Connery do roli Bonda pytano publiczność, które sławy jeszcze
chciano by zobaczyć w ich najlepszych rolach. Eastwood jako Brudny Harry był na
szczycie rankingu. Aktor po słabych wynikach swoich ostatnich filmów
(„Honkytonk Man”, „Firefox”) czuł się zobligowany wobec wytwórni do nakręcenia
hitu. Tym razem osobiście podjął się reżyserii. Suspens czwartej części nie
polegał na tym, czy Harry’emu uda się odkryć tożsamość mordercy, ale czy go (a
właściwie ją) zaaresztuje. Ewolucja postaci osiągnęła kolejny poziom: postępuje
mniej brutalnie, coraz częściej przejawia oznaki wyrzutów sumienia i winy –
popularny motyw w jego filmach z lat dziewięćdziesiątych.
Główną
bohaterkę filmu grała Sondra Locke, ówczesna partnerka Eastwooda, która dzięki
jego filmom zasłynęła z kreowania silnych postaci kobiecych. Jej postać, która
mści się na mężczyznach za gwałt w swych działaniach wymierzania
sprawiedliwości na własną rękę przypomina Callahana z pierwszego filmu i
stanowi dla jego lustrzane odbicie. Tom Stempel w Los Angeles Times chwalił
obsadę filmów Eastwooda, unikającego pustych, wymuskanych gwiazdeczek. To on
zauważył, że Eastwood jest prawdopodobnie najważniejszym i najbardziej
wpływowym - biorąc pod uwagę zasięg jego filmów - feministycznym reżyserem.
„Nagłe
zderzenie” stanowiłoby ostatnią część serii, lecz Eastwood zaangażowany w prace
nad biografią Charliego Parkera chciał wynagrodzić wytwórni udział w produkcji
niepewnego komercyjnie filmu. Premierę „Birda” zaplanowano na jesień 1988 r.
zaś „Pula śmierci”, do której zdjęcia rozpoczęto w styczniu, miała mieć
premierę latem. O mniejszej powadze podejścia Eastwooda do piątej części może
świadczyć fakt, że reżyserem został jego przyjaciel i wieloletni dubler Buddy
Van Horn, a scenariusz był debiutem zaprzyjaźnionych na siłowni ekspertów
żywieniowych. W swojej fabule wrzucili Callahana w świat gwiazd rocka,
satanistycznych filmów i obsesji na punkcie sławy. Nie bez powodu „Pula
śmierci” uchodzi za jeden ze słabszych filmów Eastwooda. W pamięci pozostaje
odwołująca się do „Bullitta” scena pościgu ze zdalnie sterowanym pojazdem, ale
na uwagę zasługują takie nazwiska w obsadzie jak: Liam Neeson, Patricia
Clarkson czy Jim Carrey. Po piętnastu lat grywania Callahana Eastwood uznał, że
nie ma już nic do dodania. Wpływu tych piętnastu lat, a szczególnie pierwszego
filmu nie sposób przecenić.
Scenarzysta
Jay Cocks wątpi czy „Serpico” powstałby bez „Brudnego Harry’ego”. Wiele seriali
takich jak „Ulice San Francisco”, „Kojak” czy „Nowojorscy gliniarze”, powstały
na fali popularności filmu. Bruce Willis czy Mel Gibson w swych kreacjach
policjantów gęsto czerpali z dezynwoltury i tupetu Brudnego Harry’ego. Sam
Eastwood pogłębiał stworzony przez siebie wizerunek policjanta w różnych
wariantach w filmach: „Wyzwanie”, „Lina”, „Żółtodziób”, „Na linii ognia” i
„Krwawa profesja”. Patrząc z perspektywy czterech dekad na szum powstały wokół
pierwszej części serii można zauważyć, że uwaga społeczeństwa amerykańskiego
zdecydowanie zwróciła się w kierunku praw ofiar, a nie przestępców, co czyni z
Harry’ego proroka. Co więcej, przemoc ukazana w filmie, którą tak krytykowano,
wydaje się niewinna w porównaniu do współczesnych filmów akcji, a minimalistyczny
styl aktorski został przechwycony przez wielu spadkobierców.
Eastwood do dziś przyznaje, że
na jego karierę największy wpływ mieli Don Siegel i Sergio Leone. To im
dedykował jeden ze swych największych artystycznych i komercyjnych przebojów.
„Bez przebaczenia” stanowiło podsumowanie całej kariery aktorskiej, pełnej
filmów o przemocy. Tym razem Eastwood nie wkraczał na nieznane sobie terytorium
jak w przypadku ambitnych, acz nie trafionych filmów „Honkytonk man” czy „Biały
myśliwy, czarne serce”. Tym razem sprawdzał ograniczenia gatunku, którego sam
był ikoną. „Bez przebaczenia” (1993) może być odczytywane jako film, w którym
Eastwood godzi się z odpowiedzialnością za pewne aspekty swojego życia, a
krytycy dopatrywali się w filmie wielu warstw, nieobecnych w jego
wcześniejszych dziełach. William Munny mając szansę na odkupienie wybiera
przemoc, podobnie jak jego późniejsi bohaterowie, którzy stoją wobec straconych
szans marząc o następnych.
Eastwood
bez wątpienia osiągnął sukces. Jako twórca dojrzał i osiągnął kolejny stopień.
W swych kolejnych filmach coraz częściej przedstawiał złamanie męskiej dumy i
zacieranie granic między dobrem i złem. Niegdysiejszy Brudny Harry i westernowy
mściciel stał się krytykiem przemocy. Swą reżyserską karierę zaczynał w tym
samym czasie co inni giganci kina jak Steven Spielberg czy Martin Scorsese, a
jednocześnie przyjaciele Eastwooda (do ich wspólnych projektów należą m.in.
serial TV „Niesamowite historie” z 1985r, film dokumentalny „Piano Blues” czy
„Sztandar chwały”). Dziś z tej trójki jedynie Eastwood – nota bene najstarszy -
robi coraz lepsze filmy, które można odczytywać jako autorski komentarz do
otaczającej rzeczywistości.
Dyptyk
o bitwie na Iwo Jimie ukazał się w czasie wojny w Iraku obnażając siłę
propagandy medialnej, „Rzeka tajemnic” opowiadała o przemocy wśród dzieci i
nawiązywała do masakry w Columbine, kontrowersyjne „Za wszelką cenę” było
głosem w obronie wolności decydowania o życiu i śmierci, „Gran Torino” krytyką
amerykańskiej poprawności politycznej, zaś najnowszy „Invictus – Niezwyciężony”
(na DVD od 11. czerwca) poprzez historię czarnoskórego prezydenta RPA stanowi
wskazanie drogi tolerancji dla amerykańskiego społeczeństwa. Już teraz Eastwood
zapowiedział sfilmowanie biografii J. Edgara Hoovera, wieloletniego dyrektora
FBI i jednego z najpotężniejszych ludzi w historii Ameryki. Laureat wyróżnienia
The Inspire Awards tak tłumaczył, dlaczego pomimo swego wieku ciągle kręci
filmy: "Powodem, dla którego nie przeszedłem na emeryturę jest to, że każdego
dnia mogę nauczyć się czegoś nowego. Chodzi o rozwijanie się, stałe parcie do
przodu."
2010-04-26
KINO 2010 r. , nr 06, s. 21-23
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz