Twórca
„Maczety” od reżysera filmów offowych w krótkim czasie stał się jednym z
najbardziej rozchwytywanych twórców kina mainstreamowego. Po dziesiątkach
filmów krótkometrażowych, które tworzył wraz ze swoim rodzeństwem w rodzinnym
mieście, postanowił nakręcić Meksyku swój pierwszy pełnometrażowy film. Nie
posiadając żadnego sponsora spędził miesiąc w klinice poddając się
eksperymentom medycznym na odchudzanie i tworząc scenariusz. Założenie:
wykorzystać tylko te lokacje i rekwizyty za które nie będzie musiał płacić. Nie
musiał nawet rysować storyboardu - nie miał ekipy więc i tak nie miałby komu go
pokazać. Perypetie związane z produkcją przedstawił w książce „Rebel Without a
Crew”, która zainspirowała legiony filmowców do kręcenia filmów bez budżetu, a
Rodriguez do dziś został wierny swym zasadom. Swój debiut kręcił kamerą 16mm,
ale jak sam przyznał, gdyby nie koszt zakupu taśmy filmowej, produkcja
zamknęłaby się w kwocie 600 dolarów. Żeby zaoszczędzić kręcił po jednym dublu
do każdego ujęcia a półtoragodzinny film powstał z jedynie trzygodzinnego
materiału!
Kosztujący
7 tys. dolarów „El Mariachi” stał się legendą kina niezależnego i zyskał
dystrybutora kinowego, choć koszty transferu na 35mm taśmę filmową i promocji wyniosły
milion dolarów. Od tamtej pory większość festiwali zaczęła akceptować filmy w
formacie wideo. Na jednym z nich 23-letni reżyser poznał równie młodego i
gniewnego Quentina Tarantino, który pokazywał „Wściekłe psy”. Wytwórnia, która
wzięła pod swoje skrzydła Rodrigueza była zainteresowana jego kolejnymi
projektami. Pojawił się telewizyjny „Roadracers” z Salmą Hayek, który był tylko
przymiarką do sequela (a jednocześnie remaku) „El Mariachi”. „Desperado” jako
kino akcji mógł się równać z powstałymi w tym samym roku (i dziesięciokrotnie
droższymi) „Goldeneye” i „Batmanem Forever”, choć kosztował tylko 7 milionów
dolarów. A ponieważ budżet był tak mały, przez cały film wykorzystywano tych
samych dwóch kaskaderów!
Metoda
Rodrigueza jest bardzo prosta. Ponieważ sam montuje, wie jakich ujęć potrzebuje
i kiedy zażądać cięcia, a kiedy wystarczy przestawić kamerę, by dograć dalszy
ciąg sceny w innym planie. W dzieciństwie rysował komiksy, co ułatwiło mu rysowanie
storyboardów i kreowanie scen akcji: nierealistycznie komiksowych, ale za to bardzo
widowiskowych. „Desperado” przyniósł mu międzynarodową sławę oraz wypromował
Antonio Banderasa i Salmę Hayek. W filmie zagrał też Danny Trejo, dla którego
Rodriguez stworzył później film „Maczeta”. Również w „Desperado” w małej roli
pojawił się Quentin Tarantino, z którym Rodriguez na dłużej związał swe losy (w
„Pulp Fiction” reżyserował sceny, w których grał Tarantino).
Tydzień
po zakończeniu zdjęć do „Desperado” reżyser kręcił już kolejny film z Banderasem. W 1996 roku powstała
mało udana kompilacja czterech nowel o boyu hotelowym, w których zagrali m.in.
Madonna, Bruce Willis, Antonio Banderas oraz Tim Roth. Film miał być hołdem dla
europejskich mistrzów, a dwie z nowelek stworzyli Tarantino i Rodriguez. W kolejnym roku ponownie połączyli siły.
Na podstawie scenariusza Tarantino Rodriguez nakręcił kultowy film o wampirach,
w którym zagrali George Clooney, Juliette Lewis, Harvey Keitel oraz sam
Tarantino. W dziele tym roiło się od przemocy, krwi i wampirów (co ciekawe, wampiry
zostały wyposażone w zieloną krew, żeby nie drażnić cenzorów), ale film posiadał
też specyficzne dla obu twórców sceny czarnego humoru. Później wyprodukowali
jeszcze dwa sequele, choć już bez gwiazdorskiej obsady.
W 1998
roku Rodriguez stworzył kolejną wersję „Inwazji porywaczy ciał”, której akcję
osadził w ogólniaku. W obsadzie znalazła się Salma Hayek, ale „Oni” nie zyskali
szerokiego rozgłosu. Samodzielny filmowiec zaczął rozwijać swoje studio efektów
specjalnych urządzone… we własnym garażu. Jak sam mówił, po zjedzeniu kolacji
zawsze może zejść na dół, skomponować kolejny kawałek do filmu lub podmontować
parę ujęć. Studio to jest praktycznym ziszczeniem marzeń Francisa Forda
Coppoli, który próbował stworzyć mały samowystarczalny zakład produkcyjny w
latach siedemdziesiątych. Fascynujący się samym procesem powstawania filmów
Rodriguez jest też twórcą reportaży z cyklu „10-minutowa szkoła filmowa”, gdzie
opisuje jak nakręcić dobre filmy przy wykorzystaniu niedrogich sposobów, gdyż –
jak uważa - kreatywność a nie pieniądze powinny służyć rozwiązywaniu problemów.
Po
dekadzie kręcenia pełnych przemocy filmów widownię docelową kolejnego dzieła
Rodrigueza stanowiły… dzieci (sam reżyser ma ich pięcioro). „Mali agenci” to
dziecięca wersja filmów szpiegowskich. Jego bohaterami jest para rodzeństwa,
których rodzice pracują dla tajnej agencji państwowej. Film – poza stylem odpowiednim
dla wychowanków gier komputerowych i wideo – wyróżniał się silniejszymi niż
dotychczas wątkami latynoskimi i promowaniem wartości rodzinnych. „Mali agenci”
byli pierwszą produkcją Rodrigueza, która zarobiła ponad 100 milionów dolarów.
Przygotowując postprodukcję w studiach ILM dał się przekonać George’owi
Lucasowi do stosowania kamer cyfrowych. Rodriguez obwieścił koniec kina celuloidowego,
przynajmniej w swoim wykonaniu. „Mali agenci” doczekali się dwóch, cyfrowych
już, kontynuacji. W części trzeciej zdjęcia odbywały się w technice 3d, a część
czwarta jest w trakcie negocjacji.
Skoro
był już „El Mariachi” i „Desperado” przyszła pora na bardziej epicką część
trzecią - przekonywał Rodrigueza pracujący nad dylogią „Kil Bill” Tarantino,
wielbiciel Sergio Leone. Ponieważ na czerwiec 2001 szykował się strajk gildii
aktorów, Rodriguez przerwał pracę przy „Małych agentach” i w ciągu jednego miesiąca
przygotował scenariusz oraz preprodukcję filmu noszącego tytuł „Pewnego razu w
Meksyku”. Do obsady – obok Banderasa i Hayek - udało mu się zaangażować takie
gwiazdy jak: Johnny Depp, Willem Dafoe, Enrique Iglesias, Mickey Rourke i Eva
Mendes. Całość filmu powstawała w spartańskich warunkach, gdzie autor –
podobnie jak przy „El Mariachi” - odpowiadał za zdjęcia, dekoracje, efekty
specjalne. Dzięki użyciu cyfrowych kamer produkcję udało się zamknąć tuż przed
planowanym strajkiem, choć z powodu wcześniejszego zaangażowania przy „Małych
agentach”, na premierę czekała ponad rok.
Eksperymenty
z techniką cyfrową i greenscreenem (metoda
filmowania aktorów na zielonym tle i późniejszej podmianie tła na etapie
montażu) sprawiły, że Rodriguez wkrótce przygotował swój najlepszy jak dotąd
film. „Sin City – Miasto grzechu” stanowiło adaptację czarno-białych komiksów
Franka Millera. Miller, uznany rysownik nie chciał się zgodzić na ekranizowanie
swych dzieł dopóki nie zobaczył dziesięciominutowego demo autorstwa Rodrigueza.
Przekonała go technika kręcenia w studio na zielonym tle i podrasowania kolorów
podczas montażu, by odzwierciedlały czarno-biały świat komiksu. Miller stał się
oficjalnie współreżyserem filmu (Rodriguez w tym celu wystąpił z Gildii
Reżyserów), a Tarantino został zaproszony do wyreżyserowania jednej ze scen i przekonał
się do stosowania kamer cyfrowych (był autorem zdjęć do swojego „Death Proof”).
Twórca „Sin City” od dawna zapowiada, że nakręci jeszcze dwie kontynuacje, lecz
ciągle pojawiają się wieści o opóźnieniach. Zachęcony do reżyserowania Frank
Miller w podobnym do „Miasta grzechu” stylu nakręcił „Spirit – Duch miasta”, lecz
nie osiągnął tego poziomu co Rodriguez.
Zafascynowany
kinem klasy B i nurtem explotation Tarantino namówił Rodrigueza do kolejnego
wspólnego dzieła. Miały to być dwa w filmy w cenie jednego, odwołujące się do popularnych
w Stanach w latach 70-tych seansów grindhouse. W skład projektu wchodziły
„Death Proof” Tarantino – opowieść o emerytowanym kaskaderze, który swoim autem
zabija kobiety; oraz „Planet Terror” Rodrigueza – którego fabuła dotyczyła
(podobnie jak w filmie „Oni”) ludzi zmieniających się w zombie. Faktura filmu
została postrzępiona, by symulować zniszczoną i rwącą się taśmę filmową, a cała
produkcja była w założeniu niskobudżetowa. „Planet Terror” miał słabe notowania
kasowe (w Stanach wyświetlany był w skróconej wersji wraz z filmem Tarantino, w
Europie oba filmy grano niezależnie od siebie w pełnej wersji), bo po „Sin
City” oczekiwania były dość spore. Między filmami (zgodnie ze stylistyką
grindhouse) pojawiło się kilka fałszywych zwiastunów nakręconych przez m.in.
Roba Zombie i Eli Rotha. Paradoksalnie największa atrakcją projektu „Grindhouse”
był fałszywy zwiastun filmu „Maczeta”.
Były
skazaniec Danny Trejo grywał olbrzymie ilości epizodów, a u Rodrigueza w prawie
każdym filmie wcielał się w postacie nożowników. Na skutek apelu fanów
Rodriguez na poważnie zaczął planować nakręcenie pełnometrażowego filmu, choć
wcześniej zapowiadał, że pojawi się godzinny film będący dodatkiem dvd do
„Planet Terror”. Podobno pisał scenariusz już w trakcie zdjęć do „Desperado”,
gdyż był przekonany, że Danny Trejo mógłby być latynoskim odpowiednikiem grających
corocznie w filmach o mścicielu Bronsona czy Van Damme’a. Kiedy w Meksyku
kręcono „Desperado” to właśnie Trejo był proszony o autografy, a nie nieznany
wśród Latynosów Banderas.
Rodriguez
zajęty kolejną częścią „Małych agentów” a także rozważaniem propozycji rebootów
bądź remaków takich filmów jak „Barbarella”, „Predator” (ostatecznie przez
niego wyprodukowany) czy „Czerwona Sonja” długo odkładał zdjęcia do „Maczety”. Nikt
nie oczekiwał głębokiego przesłania po twórcy słynącym z atrakcyjnego
przedstawiania przemocy na ekranie. Jednak kiedy w Arizonie pojawiła nowa
ustawa wymierzona przeciwko nielegalnym emigrantom z Meksyku Rodriguez
zmontował z roboczych fragmentów filmu oraz dobrze już znanego fałszywego
zwiastunu specjalną zapowiedź filmu „Maczeta”, która sugerowała, że główny
bohater będzie walczył z administracją Arizony. Zwiastun ten był komentowany
przez media, zaś sam Rodriguez przyznał później, że to był żart i chyba wypił
zbyt dużo tequili montując zajawkę.
Żartem
nie jest, że 3. września „Maczeta” pojawiła się w amerykańskich kinach.
Oficjalna premiera odbyła się podczas festiwalu w Wenecji, gdzie reżyser zebrał
mnóstwo pochwał, ale fragmenty były prezentowane wcześniej na festiwalu Comic-Con
i w sieci. Długo wyczekiwany film zaskakuje wyjątkowo brutalnymi scenami
(główny bohater skacze przez okno trzymając się jak liny… jelit wyciętych z
brzucha przeciwnika, naga dziewczyna po skończonej walce wyjmuje telefon
komórkowy z waginy, a Cheech Marin jako ksiądz zostaje ukrzyżowany przez
przybicie gwoźdźmi do krzyża). Po raz pierwszy można podziwiać na ekranie
Roberta De Niro grającego wraz ze Stevenem Seagalem (jest to jego pierwszy
kinowy film od ośmiu lat, tym razem gra handlarza narkotyków). Cheech Marin jako
ksiądz spotyka tu grającego stróża prawa Dona Johnsona (obaj grali w serialu
„Nash Bridges”). Zresztą Don Johnson w mundurze teksaskiego gliny zdaje się
kontynuować role Michaela Parksa z filmów „Od zmierzchu do świtu”, „Kill Bill”
czy „Planet Terror”. Znana głównie z plotek o uzależnieniu od narkotyków
gwiazdeczka Lindsay Lohan gra… uzależnioną od dragów córkę biznesmena. W rolach
silnych kobiet pojawiają się Michelle Rodriguez i Jessica Alba, ale ekranem
niepodzielnie rządzi po raz pierwszy w głównej roli Danny Trejo.
Quentin
Tarantino, wunderkind który zaskoczył Hollywood nietypową narracją „Wściekłych
Psów” i „Pulp Fiction”, był wielką nadzieją kina. Zdobył Złotą Palmę w Cannes,
Oskara za scenariusz i rzesze naśladowców. Jednak od piętnastu lat nie był w
stanie stworzyć dzieła na miarę tamtych filmów. Tymczasem nieaspirujący do
artystycznego kina Robert Rodriguez, niczym starzy wyjadacze w rodzaju Johna
Carpentera, konsekwentnie kręci swe filmy – podobnie jak Tarantino - czerpiąc z
estetyki kina klasy B. Autorskość w jego wykonaniu polega raczej na pisaniu
własnych scenariuszy, komponowaniu muzyki do własnych dzieł i wizualnym
wzbogacaniu ich formy niż na ukrywaniu w treści filozoficznych metafor
współczesnego świata. Zamiast przesłania woli dostarczać rozrywkę na dobrym
poziomie i ciężko powiedzieć, dokąd zmierza bo jest zbyt zajęty robieniem
filmów. Nam pozostaje jedynie czekać na planowane już kontynuacje „Maczety”
czyli: „Maczeta zabija” i „Maczeta zabija ponownie”. Ciekawe czy dojdzie do
realizacji dowcipnie zapowiadanego „Maczeta w kosmosie”, którego akcja mogłaby
się rozgrywać w 3D na planecie Pandora...
artykuł ukazał się
w listopadowym numerze
miesięcznika KINO
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz