Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 15 listopada 2010

Rób filmy - licz na siebie

Kino niezależne (kino offowe) – niezależna, niekomercyjna, czasami amatorska produkcja filmowa. Realizowane filmy to niskobudżetowe produkcje, są przekazem własnej, artystycznej wizji świata. Zazwyczaj są to filmy krótkometrażowe prezentowane na festiwalach kina offowego, w internecie, a czasami w telewizji. Tak w skrócie można streścić definicję. Ale czym jest ten nurt, który wielu amatorom daje nadzieję na spełnienie siebie i zrealizowanie marzeń o robieniu filmów?


W listopadzie do kin trafiła „Prosta historia o miłości” Arkadiusza Jakubika, film który zdobył główna nagrodę konkursu kina niezależnego na festiwalu w Gdyni. W trakcie festiwalu pojawiły się kontrowersje: dlaczego pełnometrażowy film z profesjonalną ekipą i zawodowymi aktorami nie trafił do Konkursu Głównego (gdzie niektóre tytuły nie były szczególnie udane)? Wielu uważało to za gwałt na artyście i utrudnianie mu drogi do kinowej dystrybucji. „Prosta historia o miłości” była moralnym zwycięzcą słabszej edycji festiwalu - w kulurach mówiło się dużo o filmie Jakubika, który obronił się świetnym scenariuszem i realizacją, a po kolejnych festiwalach zyskał dystrybutora i trafił do kin.

Niewiele filmów produkowanych metodą partyzancką trafia do kinowej dystrybucji, co nie przeszkadza jednak twórcom liczyć na łut szczęścia. Byle nagroda, publikacja w piśmie czy słowa znanego krytyka mogą wiele zdziałać. Ale truizmem jest, że na kinie niezależnym w Polsce nikomu nie zależy. Ponad rok temu odbyła się debata na temat powstania specjalnej komórki w PISF-ie. Akcja „Wspieraj OFF” zniknęła tak szybko jak się pojawiła, a niezależni twórcy pozostali zdani na siebie i swoją pomysłowość. Również próba mariażu literatów z filmowcami czy spotkania debiutantów z ludźmi przed debiutem wydają się być w tym kraju wymuszone.

W USA definicja kina niezależnego oznacza filmy powstałe poza Wielka Piątką studiów filmowych. Patrząc na ich rozmach i budżety spokojnie można uznać całą polską kinematografię za filmy niezależne. W Stanach z nurtu tego wywodzą się Christopher Nolan, David Cronenberg, Steven Soderbergh czy Paul Greengrass – to oni teraz tworzą światową rozrywkę. Polscy niezależni albo trafiają do pracy w telewizji (gdzie wsiąkają w produkcję seriali) albo „umierają” śmiercią naturalną i słuch o nich ginie. Tylko nieliczni, jak Borcuch, mają szanse na tworzenie kina głównego nurtu. I ciężko powiedzieć na ile wynika to z ich talentu, a na ile z łaskawości możnych.

Jeszcze dziesięć lat temu w OFFie widziano siłę, która odświeży polskie kino. Tania cyfrowa technika i mnogość festiwali sprzyjały produkcji wielu filmów. Ilość nie zawsze przechodziła w jakość. W przeciwieństwie do studentów, offowcy nie mają środków, kontaktów w branży ale przede wszystkim wiedzy, co zrobić ze swoim talentem. Mathias Mezler, który niegdyś napisał manifest kina offowego postulując podejmowanie tematów, jakich boją się twórcy kina profesjonalnego, dziś odcina się od swojej twórczości tworząc reportaże dla telewizji. Patrzę teraz znów na sukces filmu „Prostej historii o miłości”, która przywróciła ideę niezależności udowadniając, że własnymi finansami i ciężką pracą można stworzyć oryginalny film dla kinowej publiczności. Jeśli więc nielicznym się udaje przebić to aktualne staje się powiedzenie polskich kombinatorów: umiesz liczyć? – licz na siebie.


Brak komentarzy: