Do Polski przyjechał Martin Schabenbeck, wykładowca nowojorskiej akademii filmowej. Autor książki „Format scenariusza filmowego” w ramach specjalnych wykładów wprowadzał w tajniki „formatu” tłumacząc jego używanie nie jako możliwość, a konieczność. Czy na pewno?
W Ameryce format stosuje się od lat. Po upadku systemu studyjnego z lat czterdziestych, gdzie każdy scenariusz powstawał na zamówienie z gwarancją realizacji, rynek otworzył się na teksty niezamówione, pisane na tzw. „on spec” (pod spekulację). Wymagało to jednak pewnej unifikacji - każdy tekst musiał być komunikatywny. Do cech formatu należą więc takie elementy jak: nagłówki scen, opisy akcji, nazwy postaci i pola dialogów. Wszystko to oczywiście sformatowane wg jednego kroju czcionki (Courier 12) z wyliczonymi co do milimetra marginesami dla poszczególnych elementów. Idea jest taka, że jedna strona scenariusza ma odpowiadać jednej minucie czasu ekranowego. Zatem 90 stron scenariusza zapowiada już półtoragodzinny seans.