Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 9 lipca 2012

DV: Kuloodporny montaż filmowy

Każda opowieść filmowa przechodzi trzy kluczowe etapy zmian. Przelewając swe myśli na papier tworzymy scenariusz, gdzie weryfikujemy to czy nasze myśli zapisane słowami potrafią przekazać historię. W etapie drugim podczas zdjęć weryfikujemy to co miało być nakręcone. Czasem pewne elementy scenariusza się odrzuca, ale mogą pojawić się też nowe pomysły warte sfilmowania. Postprodukcja to ostatni etap ścieżki, gdzie montażysta prostuje wszystkie zakręty a historia w jego rękach przyjmuje ostateczny kształt.
W czasie postprodukcji tempo pracy jest mniej stresujące, więc można przemyśleć dokonane wybory podczas zdjęć. Możemy poprawić scenariusz przez reorganizację scen lub skróty. Możemy zamaskować błędy techniczne, i znacząco poprawić grę aktorską wybierając właściwe fragmenty wykonania. Utalentowany montażysta potrafi tak poskładać film, by publiczność nie zauważyła niedoskonałości materiału. Montażysta powinien więc potrafić opowiadać historie, ale też negocjować między sprzecznymi oczekiwaniami producenta i reżysera. Jest to też dość intymny proces, bo mniej ludzi jest zaangażowanych w pracę. W końcu montaż nie jest umiejętnością, lecz sztuką gdzie ciągle się można doskonalić.
Rozumiejąc kolejne etapy scalania filmu można się dużo nauczyć o zapobieganiu błędów na przyszłość. Nic dziwnego, że wielu świetnych reżyserów zaczynało swą karierę jako montażyści: Don Siegel, David Lean, Francis Ford Coppola czy Martin Scorsese. Ojcowie kina sami tworzyli kolejne reguły gramatyczne opowiadania w kinie. Edwin S. Porter w 1903 roku nakręcił „Wielki napad na pociąg”, którego dramaturgia opierała się na umiejętnym przeskakiwaniu między różnymi punktami widzenia oraz lokacjami, co znacznie zwiększyło napięcie. D.W. Griffith w „Narodzinach narodu” wprowadził użycie zbliżeń, długich ujęć czy panoram by jeszcze bardziej intensyfikować uczucia widzów. Sergiusz Eisenstein wprowadził pomysłową sekwencję montażową w scenie masakry na schodach w „Pancerniku Potiomkinie”, która oddziaływała na zmysły. „Obywatel Kane” Orsona Wellesa z kolei wprowadzał wielowątkową opowieść, gdzie dialogi z offu i narracje wzajemnie się mieszały tworząc złożony portret postaci głównego bohatera. Dzisiaj po zachłyśnięciu się teledyskami z ery MTV oraz komputerowymi pomocami CGI już żadna konwencja nas nie zdziwi. Ale żeby móc tworzyć równie przemyślane konstrukcje warto poznać podstawy. [...]

więcej w lipcowym numerze Digital Vision

Brak komentarzy: