Szukaj na tym blogu

piątek, 15 lutego 2013

Herosi tamtych lat są nadal niezniszczalni

Schwarzenegger, Stallone, Willis (średnia wieku 63 lata) – herosi kina akcji z lat osiemdziesiątych nie tracą werwy. Niedawno wszyscy trzej zagrali w „Niezniszczalnych 2”, a w lutym tego roku do kin trafiły filmy z ich już solowymi występami. Bruce Willis po raz kolejny realizuje się w roli niezniszczalnego (to od faktycznego tłumaczenia słów „die hard”) Johna McClane’a w „Szklanej Pułapce 5”, Schwarzenegger po dekadzie politycznej aktywności w filmie „Likwidator” powraca do grania głównych ról, a Sylvester Stallone - tym razem tylko jako aktor - gra u Waltera Hilla w thrillerze „Kula w łeb”. Zdaje się, że role herosów są im pisane na zawsze.


W latach osiemdziesiątych amerykańskie filmy sensacyjne zawierały bardzo proste składniki. Dużo strzelanin, wybuchów i efektownych pojedynków na pięści. W głównej roli obsadzano popularnego twardziela, który najczęściej grał rolę policjanta. Bardzo schematycznie, a jednak widzów nie brakowało. Pierwszym objawem zagrożenia było pojawienie się technologii VHS i napływ kina kopanego z Dalekiego Wschodu, które współdzieliło półki wypożyczalni z hitami z Hollywood. Trzeba było włożyć więcej wysiłku w efektowną jakość, no i promocję. Pomnażając swój sukces wspomniane trio założyło sieć restauracji Planet Hollywood, które oferowały fanom kosmicznie drogie posiłki w otoczeniu oryginalnych (rzekomo) rekwizytów filmowych.

Wkrótce zalew taniej sensacji się przelał. Zamiast efektownych eksplozji, pojedynków na pięści i serii z karabinów maszynowych widzowie oczekiwali większego realizmu. No i okazało się, że sztuki walki można nauczyć nawet niepozornie wyglądających aktorów jak Keanu Reeves, Matt Damon, czy Liam Neeson. Wystarczą dynamiczne ujęcia i szybkie cięcia. Mięśnie stały się passe, a sieć restauracji Planet Hollywood zaczęła przynosić coraz większe straty.
Próby odejścia od latami rzeźbionego wizerunku nie są jednak łatwe. Schwarzenegger, który znalazł dla siebie niszę łącząc kino akcji z Science-Fiction, parokrotnie próbował sił w komediach. Ostatecznie - tuż przed objęciem urzędu gubernatora - zagrał po raz kolejny Terminatora (mówiło się, że film jest elementem jego kampanii wyborczej), a teraz zamierza odzyskać utracony blask ponownie powracając do roli życia. Stallone, który przed trzydziestoma laty stworzył kultowe kreacje Rocky’ego Balboa i Johna Rambo (do 1990 roku było to łącznie osiem filmów) próbował eksperymentów z innymi gatunkami. Były to komedie, poważne kryminały a nawet – zainspirowane sukcesem Schwarzeneggera – filmy science-fiction. Ale większych sukcesów nie było. I choć Stallone odnajdywał się też w roli scenarzysty i reżysera, wpływy biletowe potwierdziły, że powrót w latach dwutysięcznych do Rocky’ego i Rambo nie był krokiem wstecz. Chyba najmniej problemów z aktorską tożsamością miał Bruce Willis, który równolegle z filmami akcji (niekoniecznie nawiązującymi do „Szklanej pułapki) rozwijał się jako aktor charakterystyczny w takich filmach jak „Pulp Fiction”, „Dwanaście małp” czy „Szósty zmysł”. Był też najbardziej wszechstronny z całej trójki jeśli idzie o tematykę, jednak w 2006 równolegle z szóstą częścią przygód Rocky’ego do kin powrócił John McClane poszukujący wspólnego języka ze zdigitalizowaną młodzieżą. Czyżby przeczuwał nieuchronność powrotu do przeszłości? [...]

więcej w marcowym numerze
Digital Vision

Brak komentarzy: