Szukaj na tym blogu

wtorek, 30 marca 2004

Wniebowzięci

"Człowiek musi sobie czasem polatać"


Kondratiuk raz kolejny ośmiesza PRL, ukazując jej obywateli. Bohaterami jego filmu są dwaj "kumple od flachy", którzy, jak się sami określają, są "tymi trafionymi" (wygrali w totolotka, i to za pierwszym razem). Co można zrobić z tak dużą sumą pieniędzy? Każdy z nas udzieliłby zapewne innej odpowiedzi, ale mało kto postanowiłby je wykorzystać w tak bezmyślny, choć z drugiej strony uroczy sposób. Panowie postanawiają bowiem sobie polatać.


Udają się więc na lotnisko i wykupują dwa bilety. Z jednego miasta lecą do drugiego i tak spełniają swe marzenia o lataniu. Ich mentalność przywodzi na myśl panów z dworca, lubiących sobie popić i mieć dobrą zabawę. Ich komiczność polega jednak na tym, że mają raczej słabe powodzenie u płci przeciwnej. Gdy Himilsbach przedstawiając się próbuje się przysiąść do stolika z dwiema dziewczynami, słyszy w odpowiedzi, że one go nie znają. Reaguje na to dość osobliwie odpowiadając: "Jak to? Przecież powiedziałem: Lutek jestem." Udaje mu się coprawda ze swoim kumplem namówić dziewczyny na przelot samolotem, ale z nocnej imprezy nici. Dziewczyny nie są takie głupie i nie zapominają, czego ich nauczyły mamusie. Wzbudza to spory zawód u obu panów, tym większy, bo zaopatrzyli się w stosowne artykuły spożywcze, które postanawiają zostawić pod drzwiami. W nieco kiepskich nastrojach "odwożą" dziewczyny samolotem do ich rodzinnego miasta. Mimo to przy pożegnaniu udaje im się dostać ich adres, a nawet fotografię.

Rozpromienieni dumą postanawiają polecieć do Krakowa, gdzie bohater grany przez Himilsbacha ma kumpla z wojska. "Ale się chłop zdziwi jak nas zobaczy" mówi Himilsbach i wspomniany chłop faktycznie się dziwi, gdyż nie widzieli się oboje od zakończenia służby, a dodać trzeba, iż panowie nie są już pierwszej młodości. Goście wzbudzają ogólne zainteresowanie. Tym większe, iż tak naprawdę nie bardzo mają o czym rozmawiać. Grzecznie dziękują za gościnę, gdyż muszą lecieć dalej i faktycznie pod koniec filmu lądują na plaży w Sopocie bez grosza przy duszy. Skończyły się pieniądze, skończyły się podróże, za to zostały wspomnienia i marzenia. "Człowiek sobie musi czasem polatać" sentymentalnie mówi Maklakiewicz, świadomy tego, że jego marzenia nie spełniły się tak, jakby tego oczekiwał.

Film ten jest kolejną "ikoną" ukazującą życie w PRL-u, jakże śmieszne a jednocześnie jakże tragiczne. Marzenia o lataniu można potraktować jako chęć wybicia się z monotonii dnia codziennego, by choć przez chwilę poczuć się wyjątkowo. Zwłaszcza, kiedy się jest "niebieskim ptakiem", tak jak bohaterowie filmu - bez rodzin, bez zobowiązań.

Kondratiuk raczej nie miał specjalnych kłopotów z kręceniem tego filmu. Większość scen odbywa się w pomieszczeniach zamkniętych, w tym w samolocie. Samolot ten jest co prawda trochę ciasnawy i głośny, lecz zdaje się przez to podkreślać płytkość marzeń głównych bohaterów. Również scenariusz, jak podejrzewam, pisany częściowo przez Himilsbacha, pozostawiał sporo miejsce na improwizacje, co widać zwłaszcza w wypowiedziach dziewczyn. Zająkają, się, powtarzają kwestie. Są przy tym tak naturalne, że nawet sztuczne dialogi w stylu: "-Jak się pani czuje? -Całkiem nie powiem" wypadają bardzo prawdziwie. Brzmią one śmiesznie, również i w wykonaniu głównych bohaterów: "- Jak się czujesz? - Dobrze. A ty? - Też dobrze." Wszak spotyka się jeszcze ludzi indoktrynowanych za socjalizmu w szkołach, którzy nadal posługują się takimi wyuczonymi tekstami recytowanymi z pamięci. Z tego właśnie względu film wypada bardzo naturalnie. Można odnieść wrażenie, że zna się tych ludzi tak dobrze z życia. Wielu im podobnych spotkaliśmy czy to w barach mlecznych, czy to w sklepie spożywczym.

marzec 2004

Wniebowzięci 
Wniebowzięci (1972) 
Reż: Andrzej Kondratiuk 
Wyk: Jan Himilsbach, Zbigniew Maklakiewicz, Ryszard Narozniak, Ewa Pielach, Regina Regulska 

ocena +3 

Brak komentarzy: