Szukaj na tym blogu

środa, 9 lutego 2005

Życie, którego nie było

O czym mógłby być film pt. "Życie, którego nie było"? Sądząc ze zwiastunu - o kobiecie, której się wydawało, że miała dziecko. O kobiecie, której wmawiano że ma urojenia. Zanosiło się więc na mocny dramat psychologiczny, co zwiastował nawet sam początek filmu. Ale takiego rozwoju fabuły się nie spodziewałem.

Telly chodzi na terapię. Ponad rok temu jej synek zginął w katastrofie lotniczej. Telly kolekcjonuje wycinki z gazet, często ogląda zdjęcia i filmy z nieżyjącym już synem. Dba o jego pamięć, rozmawia z sąsiadami, nie potrafi o nim nie myśleć. Lecz wkrótce zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Znikają jego fotografie, nagrania video. Początkowo Telly oskarża swojego męża o te sprawki. Ale wkrótce okazuje się, że nikt z kim rozmawia nie pamięta jej synka. Nawet jej terapeuta sugeruje jej, że sobie wmówiła, że miała syna. Telly nie wierzy w to, że poroniła, czego próbuje dowodzić jej mąż. Większość zazwyczaj ma rację, więc Telly musi być wariatką. Ale ona nie chce w to uwierzyć, choć wszystko zdaje się być przeciw niej.

Byłby to świetny punkt wyjścia dla psychodramy, lecz scenarzysta postanowił zrobić prezent miłośnikom teorii spiskowych. Wkrótce Telly poznaje Asha, który w jej mniemaniu był ojcem koleżanki jej syna, a który utrzymuje, że nie miał córki. Afera wciąga widza coraz bardziej i wkrótce pojawiają się agenci Bezpieczeństwa Narodowego. Coś tu śmierdzi - dlaczego mieliby się zajmować zaginionymi dziećmi czy też kobietą z urojeniami? Muszę przyznać, że pomysł świetny, ale rozwiązanie dość fantastyczne. Jeśli ktoś nie chce znać zakończenia, niech nie czyta dalej.

Ash wkrótce sobie przypomina, że miał córkę. Okazuje się, że komuś bardzo zależy na tym, żeby nikt nie pamiętał o dzieciach zarówno Asha jak i Telly. Tym kimś jest wspomniana już Agencja Bezpieczeństwa, która współpracuje z... kosmitami. Brzmi to co najmniej jak wyjęte z serialu "Archiwum X". Jego miłośnicy powinni być zadowoleni z wątku s-f. Według wyjaśnienia udzielonego przez tajemniczego agenta pod koniec filmu, kosmici mieliby przeprowadzać eksperymenty na ludziach. On sam był jego pomysłodawcą, chciał sprawdzić czy ludzie są w stanie zapomnieć o swoich dzieciach, gdy jedynymi posiadanymi o ich istnieniu informacjami będą ich wspomnienia. Żadnych zdjęć, dowodów, artykułów w prasie. Niestety film się koncentruje tylko na rodzicach dwóch, z kilkunastu dzieci, które zginęły w sfingowanej katastrofie. Ash pogrążył się w alkoholu i zapomniał, że miał dziecko. Telly się nie poddała i mimo usilnych wpływów otoczenia, w tym terapeucie współpracującym z niemal wszechmocnymi kosmitami, pięlęgnowała swe wspomnienia nie dając wiary w to, że nigdy nie miała dziecka.

Celem eksperymentu było sprawdzenie, czy można zniszczyć więź matki z dzieckiem. Macierzyństwo jak wiadomo jest czymś niezwykłym, a więź jaka się nawiązuje już w czasie ciąży między matką a budzącym się w niej nowym życiem jest czymś niezwykłym. Dlatego dziwić może trochę, że kosmici mając moc nieomal cudotwórczą, uciekają się do takich podstępów by zbadać coś, co w moim rozumieniu powinno im być znane. Ale może jestem tylko kosmicznym ignorantem. Wiem tylko, że gdyby w istocie świat miałby być w rękach obcych, to wyglądałby zupełnie inaczej. Zapewne nie byłoby tyle chaosu i niepewności, chociażby w samej polityce międzynarodowej. Ale to tylko moja opinia.

Film jak przystało na thriller trzyma w napięciu do samego końca. Choć happyend jest dość naciągany, to jednak fabuła raz po raz zaskakuje. Julianne Moore w głównej roli jest niesamowita. Nie pierwszy raz gra kochającą matkę i jej determinacja z jaką szuka dziecka jest bardzo wiarygodna. Partneruje jej sprawny fizycznie, ale mało przekonujący Dominic West. Gary Sinise zagrał terapeutę, lecz niestety zastanawiam się po co go angażowano, skoro tak właściwie miał niewiele do zagrania? Albo inaczej mówiąc, nie rozbudował swojej kreacji, która nie wychodzi poza schemat. Znacznie lepiej wypadł Lee Tergesen, znany mi jeszcze sprzed dziesięciu lat z serialu "Dziewczyna z komputera", który jest niesamowicie tajemniczy. Całość wykonania w tonacji jak najbardziej serio, a komizmu w zasadzie brak, co się ostatnio rzadko zdarza w amerykańskich produkcjach. Mimo pewnej przesady w fabule film można obejrzeć już choćby po to, by się zastanowić nad własnymi wspomnieniami, czy może ktoś nimi nie manipulował.

luty 2005

Życie, którego nie było 
Forgotten (2004) 
Reż: Joseph Ruben 
Wyk: Julianne Moore, Dominic West, Gary Sinise, Lee Tergesen 

ocena +3

Brak komentarzy: