Szukaj na tym blogu

wtorek, 30 maja 2006

Mission: Impossible III

zadanie niewykonalne


Co jest grane? Takie pytanie mogą sobie zadawać widzowie w czasie pierwszych minut seansu. Najpierw zostajemy rzuceni w sam środek akcji, gdzie szwarcharakter grozi superszpiegowi zabiciem jego narzeczonej. Sekwencja trwa na tyle krótko, że nie wiadomo, czy się nie przyśniła. Czółówka została potraktowana po macoszemu, jest najmniej dopracowana ze wszystkich w serii i najkrótsza. Akcja następnie przenosi się na jakieś domowe przyjęcie i widząc kadry z Tomem Cruisem wśród kobiet w kuchni, ich śmiechu i plotek od razu nasuwa się skojarzenie z "Jerrym Maguire". Romantyczne piosenki w tle, rozmowy o ślubie - co jest grane? Czyżbym trafił na zły film?

J.J. Abrams pozwolił sobie na małe odstępstwa od czystego gatunku szpiegowskiego. Postanowił skoncentrować się na prywatnym życiu szpiega, który nolens volens jest skazany na podwójne życie. I tak widzimy jak musi okłamywać swą kobietę na temat podróży służbowych (motyw wykorzystywany często, "Prawdziwe kłamstwa", ostatnio "Pan i Pani Smith"), które w rzeczywistości są tajnymi misjami, w których można stracić życie. Hunt co prawda wycofał się z tego rodzaju służby ograniczając się do roli instruktora, lecz w wyniku pewnych okoliczności zostanie zmuszony do porzucenia na chwilę planów o rodzinie i spokojnym życiu. Zwłaszcza, gdy jego wybranka zostanie porwana.

Motywacja bohatera jest faktycznie silniejsza w tym odcinku. Poznajemy go od tej ludzkiej a nie heroicznej strony. Widzimy go, gdy puszczają mu nerwy, ale kilkakrotne ukazywanie płaczącego Cruise'a było jednak przesadą. Jako gwiazdorowi kina akcji przynoszącemu milionowe zyski nie można mu nic zarzucić. Sam wykonuje kaskaderskie numery, nierzadko z narażeniem życia lub zdrowia. Jest fotogeniczny i publiczność za to go kocha. Zdaje się zresztą, że nie może on żyć bez regularnej dawki adrenaliny Jako producent również sprawdza się nadzwyczaj dobrze. Wykreował przynoszącą ogromne zyski kinową serię bazując na kultowym serialu z epoki zimnowojennej. Co prawda dokonał świętokradztwa robiąc z Jima Phelpsa zdraję i wprowadzając nowego bohatera, który na dodatek jest głównym bohaterem w pojedynkę, zamiast dotychczasowego kolektywu, ale wszystko to pozwoliło nadać fabule świeży powiew. Cruise ma całkowitą kontrolę nad formuła kolejnych serii, co może nieco frustrować niepokornych wobec niego reżyserów, ale wie czego chce i jak to osiągnąć. Czekał rok, by wybrany przez niego reżyser skończył kontrakt i mógł zająć się kolejną częścią przygód Ethana Hunta.

Abrams doskonale wywiązał się ze swojego zadania pogłębiając tło psychologiczne i dodając więcej elementów z oryginalnego serialu. Mamy więc zespół w akcji, a nie tylko jednego agenta w samotnej misji, mamy też podejrzenia o podwójnego agenta wewnątrz agencji i to co kinomani lubią najbardziej, czyli liczne zmyły, mylenie tropów i zaskakujące zwroty akcji. Najbardziej jednak zaskakujący moment, to gdy Ethan Hunt wchodzi do fabryki, by wykraść króliczą łapkę; akcja przenosi się do samochodu, gdzie jego towarzysze ucinają sobie pogawędkę. I nagle rozlega się wybuch, nie wiadomo co się stało! Wybiega Ethan, który krzyczy, że udało mu się. Na ile był to błąd realizacyjny sprytnie uratowany (czyżby sekwencja kradzieży się nie udała?) a na ile świadomy zabieg - nie wiem. Ale czuję, że takie oderwanie od akcji świetnie poprawiło dramatyczność filmu i stopniowanie napięcia. Nie brak tu oczywiście specjalnych gadżetów na miarę Jamesa Bonda czy akrobacji i sztuki kamuflażu znanych z poprzednich części filmu jak i serialu.

Obsada została dobrana dość dobrze, choć w ekipie IMF mogliby się znaleźć inni agenci. Agentka grana przez Maggie Q jest bardzo egzotyczna i fajnie, ale bohater grany przez Jonathana Rhys-Davisa jest bardzo jednowymiarowy i pusty. Weteran i chyba ulubieniec Cruise'a haker Luther chyba się starzeje. Przez cały film matkuje Huntowi ostrzegajac go o strzałach lub też odradzając mu małżeństwo. Chyba lepiej by było, gdyby poprzestał na obsługiwaniu komputer jak to było w pierwszej części. Ving Rhames jest postawnym aktorem, ale znacznie lepiej wypada w scenach statycznych niż dynamicznych, gdzie swoją postawą budzi respekt, czy też sympatię (pamiętne "Pulp Fiction"). Epizod Laurence'a Fishburne'a dobrze obsadzony, a świeżo nagrodzony Oskarem Philip Seymour Hoffman jest bezdyskusyjny. I pomyśleć, że przy ostatnim spotkaniu z Cruise'em grał pielęgniarza.

Fabuła jest momentami naiwna, naciągana i przewidywalna w swej niemożliwości - paradoks? Może, choć gdyby się nad tym głębiej zastanowić to wszystko jest możliwe. Łącznie z tym, że ktoś nam może zainstalować w głowie ładunek wybuchowy przez nasze nozdrza, wszak już trwają badania nad falami, dzięki którym agencje mogą poznać nasze podświadome myśli. Widzowie mają jednak na czym zawiesić oko, dzieki czemu nie muszą się doszukiwać logiki. Pościgi, wybuchy, popisy kaskaderskie, na uwagę zasługuje zwłaszcza misja w Watykanie (szkoda że nie pokazali papieża ;). Wszystko to wygląda bardzo pięknie a kamera jest umiejętnie prowadzona na licznych wysięgnikach i kranach. Dzieki nim jesteśmy jeszcze bliżej akcji.

maj 2006

Mission: Impossible III 
Mission: Impossible III (2006) 
Reż: J.J. Abrams 
Wyk: Tom Cruise, Philip Seymour Hoffman, Ving Rhames, Keri Russell, Laurence Fishburne, Michelle Monaghan, Maggie Q 

ocena 4 

Brak komentarzy: