Od dłuższego czasu fascynuje mnie postrzeganie przez krytyków reżyserów filmowych jako autorów (od franc. auteur). Zaczęło się to oczywiście we Francji w latach pięćdziesiątych kiedy krytycy z Cahiers du Cinema zachwycili się amerykańskimi dziełami Johna Forda, Howarda Hawksa i Johna Hustona, których nie dane im było oglądać z powodu wojny. Uważali oni reżysera za siłę sprawczą dzieła, dopatrując się w każdym szczególe filmu ingerencji reżysera i próbując je przełożyć na symbolikę. Większość tych teorii jest przekonywująca i zgodna z zamierzeniami twórcy, ale niektóre wydają się być wyssane z palca i mogą powodować lekki uśmieszek. Tak jak nie lubię, kiedy krytycy zrównują jakiś film z ziemią, tak samo drażni mnie, kiedy chwalą autora filmu za rzeczy, które albo wcale nie są jego zasługą, albo udały się przypadkiem, albo też została do nich dorobiona na siłę ideologia.
Miesiąc temu brałem udział w warsztatach scenariuszowych, gdzie prezentowano „Taksówkarza” Martina Scorsese - jeden z moich ulubionych filmów - jako przykład na użycie narzędzi psychologii zorientowanej na proces. Zaciekawiło mnie. W trakcie filmu słyszeliśmy komentarz do poszczególnych wydarzeń sugerujący, że wszystko można podciągnąć pod wojnę w Wietnamie. Zatem rozmowa o pracę w dyspozytorni przypominała odprawę w sztabie wojskowym z radiooperatorem w tle, jazda taksówką po mieście i przyglądanie się przechodniom były patrolowaniem, zaś pisanie przez głównego bohatera pamiętnika stanowiło odpowiednik sporządzania raportów. Wyziewy z miejskiej kanalizacji miały przypominać dym na polu bitwy.
Znając ten film od lat ujrzałem go w nowym świetle. Jednak nie sądzę by Scorsese świadomie tworzył takie nawiązania. Być może tkwiło to gdzieś w nieświadomym umyśle, czy jak to nazywają zwolennicy Junga – nieświadomości zbiorowej. Joseph Campbell dowodził, że wszyscy ludzie mają zakodowane w genach te same mity i legendy, stąd ich powtarzalność w różnych kulturach. I stąd też pewnie każda teoria dotyczące intencji autora filmu może wydawać się wiarygodna. Jednak Scorsese nie wspominał w żadnym z wywiadów o nawiązaniu w ukazywaniu miejskiego życia do koszmaru wojny. Owszem, kiedy dowiedział się, że Marines podczas wojny w Azji wybierając się na specjalne misje golili głowy na irokeza, włączył ten motyw do filmu. Ale scenariusz odzwierciedlał raczej stan ducha zarówno reżysera jak i scenarzysty Paula Schradera. Realizując wizualnie pewną ideę, mogli nie wiedzieć jakie jest jej ukryte przesłanie.
Co więcej, film nie zrodził się sam w głowie scenarzysty. Paul Schrader wspominał, że inspirował się „Notatkami z podziemia” Dostojewskiego, skąd zaczerpnął typ antybohatera niepasującego do społeczeństwa. Z kolei z pamiętników Arthura Bremera, który zastrzelił kandydata na prezydenta w USA w 1972, zapożyczył nie tylko spisywanie swoich przeżyć, ale też kolejność działań bohatera filmu prowadzących do czystki (zresztą film zainspirował do zamachu na Reagana wielbiciela Jodie Foster, który chciał jej tym zaimponować, podobnie jak filmowy Travis). Reżysera można chwalić za prowadzenie Roberta De Niro, ale on sam spędził tygodnie na jeździe taksówką wczuwając się w stan psychiczny. Scorsese użył oddającej grozę muzyki Bernarda Herrmanna, ale kompozytor pracował wcześniej dla Hitchcocka. Można go docenić za oryginalność ujęć, ale Scorsese oparł swoje storyboardy wprost na kadrach ze swoich ulubionych filmów (głównie włoskich), które oglądał w dzieciństwie. Zresztą w Internecie można znaleźć i porównać wybrane sceny z ich pierwowzorami. Gdzie zatem autorstwo tego filmu?
Oczywiście nie twierdzę, że „Taksówkarz” jest filmem wtórnym. Uważam, że jest filmem wybitnym, i – tak jak uważa De Niro – jeszcze po pięćdziesięciu latach nadal będzie chętnie oglądany z taką samą intensywnością.. Oryginalność Martina Scorsese polegała więc nie na wymyśleniu filmu od początku do końca, ale raczej na umiejętnym połączeniu tego, co już było w zderzeniu z własną interpretacją. A ponieważ psychologicznie udowodniono, że dwie osoby patrząc na ten sam przedmiot widzą co innego, nie dziwi że każdy może dopisać do dzieła własną ideologię, co też proponuję uczynić z ulubionymi filmami w ramach letniego wypoczynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz