Szukaj na tym blogu

środa, 27 lipca 2011

Wirtualne urwanie glowy

Zaczynam rano dzień zwyczajowo od… nie - nie od kawy, papierosa czy porannej gimnastyki. Podobnie jak wielu z was zaczynam od włączenia komputera. Oczywiście pod warunkiem, że go w ogóle wyłączałem na noc – znam informatyków, którzy nie mogą spać bez przyjemnego dźwięku buczenia wiatraczka. Niekoniecznie komputer musi wtedy pracować nad renderowaniem grafiki, czy ściąganiem filmów z sieci – teraz to się odbywa w ciągu parunastu minut. Chodzi o sam fakt pozostawania w zażyłości z „rzeczą”, z którą spędzamy najwięcej czasu (jeden grafik z Los Angeles mówił mi, że ma limity na używanie komputera w domu, bo żona jest zazdrosna).


Początek dnia wygląda zresztą jak pozostała jego część. Najpierw oczywiście poczta i facebook – sprawdzam wiadomości, które zostały do mnie wysłane nocą. Większość to oferty groupona, których i tak nie wykorzystam, zwykły viagrowy spam, ale też listy od ludzi, którzy albo chodzą spać później ode mnie, albo mieszkają w innej strefie czasowej. Przejrzenie co się dzieje u znajomych też zabiera trochę czasu. Niektóre zdjęcia kuszą by skomentować, ale kiedy widzę kilkadziesiąt wpisów to się powstrzymuję. Inaczej zaleje mnie fala powiadomień o kolejnych wpisach. Wolę te mniej komentowane, przynajmniej mój głos nie zginie wśród innych.

Gdyby na tym kończyła się wirtualna aktywność to nie byłoby źle. Ale jak się zarządza kilkoma stronami internetowymi i trzeba pamiętać o regularnych update’ach, to się już robi ścisk. Formatowanie tekstu czy grafiki to dodatkowe minuty. W tym czasie ktoś zaczepia na czacie, w ważnej czy nie ważnej sprawie. Najczęściej chce, żeby polubić jego fanpage. Zgadzam się, pod warunkiem że on polubi dwa moje – umowa stoi. Takich rozpraszaczy jest więcej. Regularne sprawdzanie poczty, to kolejna pogoń by być na bieżąco, by nic nie umknęło. Przełączanie okien alt+tab może spowodować chęć przeniesienia tego zwyczaju do realnego świata: gotuję, alt+tab, czytam gazetę, alt+tab, piszę sms, alt+tab, i tuzin innych rzeczy naraz lub w tle. A tu jeszcze zostaje regularna praca nad projektami. Coraz trudniej być skupionym dłużej niż na pół godziny.

Żeby jakoś ułatwić sobie zarządzanie wszystkimi kontami i profilami, którymi dysponuję, poukładałem je w zakładki. Żeby ułatwić wzajemne interakcje między nimi, na każdym powieliłem informacje o pozostałych. Wpis z bit.ly płynie automatycznie to twittera, stamtąd na facebooka i stronę www. Świetne ułatwienie, bo podobnie działa połączenie z linkedin, którego już nie można jednak połączyć z bit.ly. Niemniej nadążanie za każdym kolejnym serwisem społecznościowym i zapełnianie go treścią oraz… znajomymi, powoduje coraz więcej rozgoryczenia niż satysfakcji. Już teraz Google plus zaczyna przejmować użytkowników facebooka. Zakładając własny profil możemy poprawić wyszukiwalność w sieci i zyskać lepszą kontrolę nad kręgami (dosłownie) znajomych.

A znajomych z różnych kręgów przybywa. Moja przyjaciółka pytała mnie ostatnio, czy mam jedno miejsce, gdzie zapisuję dane adresowe, żeby nie obciążać pamięci tym, gdzie ich szukać. Jakoś nigdy o tym nie myślałem: wizytówki mam w wizytówkach, e-maile w koncie pocztowym, telefony w telefonie. W niedawnym artykule New York Times’a udowodniono w eksperymencie na studentach jak ludzka pamięć dostosowuje się do wymogów rozwoju technicznego. Okazuje się, że jeśli jakaś informacja jest dostępna w komputerze, książce lub sieci, to pamiętamy jak ją odnaleźć, a nie jej treść. Natomiast pamiętamy lepiej jej treść, jeśli informacji nie znajdziemy w sieci.

Pamiętam jeszcze czasy, gdy znałem na pamięć telefony do moich znajomych i rodziny. Nawet do szkoły, czy do sołtysa. Telefony miały tarczę obrotową. Dziś ludzie nie pamiętają nawet własnego numeru telefonu. Spośród wszystkich kontaktów, które nazbierały mi się przez ostatnie lata, większość pomyślnie udało mi się zaimportować do gmaila. Wyjątkowo gładko można z niego wyeksportować poszczególne grupy, lub dodać dodatkowe atrybuty, np. dowolną ilość telefonów komórkowych do danego kontaktu. Wszystko dobrze oznaczone i w jednym miejscu. Tylko co teraz zrobić, jak posiadam kilka różnych kont mailowych, które nie są ze sobą zsynchronizowane, a do tego drugie konto gmaila? Za dużo tych technicznych rozważań jak dbać o informację, by nie zginęła. Odcinam się od sieci i wyjeżdżam na urlop w góry, póki jeszcze jest ciepło!
[Użytkownik się wylogował]

Brak komentarzy: