Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 6 maja 2013

Mistrzowie reżyserii: Brian De Palma

Carl Jung mówiąc, że kino pozwala nam doświadczać ekscytacji, pasji i pożądania bez niebezpieczeństw jakie czyhają na nas w zwyczajnym życiu, mógł przewidzieć kino Briana De Palmy. Jego dzieła inspirują kolejnych filmowców, bez względu na to czy są chwalone czy potępiane przez krytyków. I choć jego kariera trwa już pół wieku to wciąż potrafi prowokować widzów. Niebawem do kin trafi jego najnowsza produkcja pt. „Namiętność”. Fascynujący styl, bogactwo nawiązań i obsesji zachęca do bliższej poznania dzieł mistrza.

Budowanie filmowej świadomości
Ojciec Briana De Palmy był chirurgiem i pozwalał mu być świadkiem operacji medycznych, co z pewnością ułatwiło mu później kręcenie krwawych scen. Obecność na salach operacyjnych nie pchnęła go jednak w kierunku medycyny, a fizyki. Od najmłodszych lat konstruował własne maszyny, był komputerowym maniakiem i zdobywał nagrody na konkursach naukowych. Ale gdy odkrył kino to zamienił swój teleskop na kamerę. Fascynacja działaniem sprzętu przydała się w rozwijaniu oryginalnego stylu filmowego.

Największy wpływ na młodego De Palmę wywarła Francuska Nowa Fala. Godard, Truffaut i Chabrol ze swoimi lekkim kamerami reporterskimi wychodzili ze studia na ulice, improwizowali i filmowali życie. De Palma kręcił więc reportaże, żeby zapoznać się ze sprzętem oraz możliwościami improwizacji. Nie było to łatwe ze względu na koszt taśmy, który pochłaniał większość budżetu. Stopniowo wprowadzał innowacje. W dokumencie „Dionysus” po raz pierwszy zastosował technikę dzielonego ekranu. Dzięki temu mógł pokazać jednocześnie występ i aktualne reakcje widowni.

W filmie „Przyjęcie weselne” wprowadził techniki z kina niemego z przyspieszonym obrazem oraz przeskokiem montażowym, co pozwoliło efektywniej prezentować sceny dialogowe. Również „Pozdrowienia” poszerzały narrację dzięki przyspieszeniu i szybkim cięciom. Film ten zdobył na festiwalu w Berlinie nagrodę Srebrnego Niedźwiedzia, a reżysera okrzyknięto „amerykańskim Godardem”. On sam mówił: „Jestem zainteresowany medium jako takim stojąc z boku i uświadamiając ludzi, że cały czas oglądają film (…) Stoi za tym idea Brechtowskiej alienacji: z jednej strony jesteś świadomy, że oglądasz, a z drugiej jesteś mocno zaangażowany emocjonalnie w to co widzisz.”

W filmie „Cześć, Mamo!” wytrącał widzów z równowagi poprzez rozbicie tzw. czwartej ściany. Wprowadził też „film w filmie” - kontrowersyjny materiał parodiujący tradycje cinéma vérité, który burzył odczucia widzów. Sekwencja „Be Black, Baby” dotyczyła eksperymentu grupy teatralnej, która nakłaniała przechodniów by poczuli się jak Czarni. Widzowie brali udział w specjalnym przedstawieniu, w którym malowano ich na czarno i szykanowano. Cały reportaż sprawia wrażenie jakby był w jednym ujęciu dzięki zastosowaniu winiety telewizora. To uświadamia widza, że pomimo silnych obrazów płynących z ekranu, jest on tylko obserwatorem. W „Cześć, Mamo!” De Palma wprowadził tematy, które będą przewijać się w jego kolejnych dziełach: wojeryzm, poczucie winy oraz wielka świadomość medium filmowego. Sam mawia - parafrazując Godarda - że kamera kłamie na okrągło, 24 klatki na sekundę. I często nam o tym przypomina.


Hollywood na własnych warunkach
Wkrótce o ambitnego reżysera upomniało się Hollywood. Miał nakręcić film z Orsonem Wellesem „Spytaj swojego królika”, ale w wyniku różnic artystycznych został zwolniony. Dołączył do kręgu tzw. movie brats, pierwszego pokolenia twórców, które miało okazję uczyć się rzemiosła przez oglądanie filmów. Scorsese, Lucas, Spielberg, Coppola i De Palma szli różnymi ścieżkami, ale wspierali się w walce o kształt nowego Hollywood. [...]

Redagując prawdę
Obrazy z wojny w Iraku publikowane przez żołnierzy na Youtube stały się genezą filmu „Redacted”. Fabuła dotyczyła gwałtu i morderstwa dokonanego przez żołnierzy na irackiej dziewczynie. Było to uderzające podobieństwo do „Ofiar wojny”, filmu o Wietnamie który nakręcił 20 lat wcześniej. Jak widać historia niczego nas nie uczy. De Palma zaangażował nieznanych aktorów i skupił się bardziej na nich niż na scenariuszu - zdecydował się na improwizację, co było zresztą jedynym sposobem w tego typu paradokumentalnej formie

Już sam tytuł mówił wiele – to co oglądamy w mediach jest redagowane. De Palma zauważył, że choć jest to najlepiej udokumentowana wojna, stare media wcale nie pokazywały pewnych wydarzeń. W latach sześćdziesiątych zachwycał się dokumentami kręconymi na lekkich kamerach 16mm. Teraz, mimo łatwego dostępu do technologii, nie można ukazać machinacji władz czy brutalnych zdjęć z wojny, bo to utrudnia pokazywanie reklam w przerwach. Ludzie nie chcą się czuć współwinni wojny, więc tego unikają. Unikali też filmu De Palmy, który przyznał, że nigdy wcześniej jego film nie był tak dobity. Z drugiej strony przyznał, że gdyby robił same hity, coś by mogło być z nim nie tak. [...]


więcej w majowym numerze
Digital Vision

Brak komentarzy: