Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 25 listopada 2013

Nieśmiertelna formuła Jamesa Bonda

Przed laty w poszukiwaniu magicznej formuły dla wyprodukowania złota alchemicy próbowali różnych metod. Podobnie dzisiaj postępują filmowcy, którzy pragną stworzyć serię filmów mogącą okazać się żyłą złota. Nikt jednak nie odniósł takiego sukcesu jak twórcy filmów o Bondzie, którzy już od ponad półwiecza wciąż sprzedają na nowo tę samą historię.


Sequele filmów przygodowych jeśli nie są odpowiednio modyfikowane to już po paru częściach zaczynają nużyć. Producenci Broccoli i Saltzman - dysponujący prawami do niemal wszystkich opowiadań Iana Fleminga - od początku zakładali, że nie skończy się na jednym filmie. Aby zwiększyć szanse na sukces do roli reżysera zaangażowali weterana filmów wojennych, Terence’a Younga, który znakomicie się wywiązał z powierzonego mu zadania. Po projekcji „Doktora No” z gratulacjami zadzwonił do niego sam Orson Welles. Oznajmił też, że jego film zmienił gramatykę kina, lecz inni będą próbować imitować jego styl i wkrótce będą robić to lepiej. Twórca rewolucyjnego „Obywatela Kane’a” wiedział co mówił – pięć lat później sam wziął udział w niezbyt udanej parodii przygód Bonda pt. „Casino Royale”, która obok innych „podróbek” takich jak „Operacja Kid Brother” próbowała zdyskontować sukces agenta 007. Filmy z Bondem jednak faktycznie wpłynęły na gatunek kina przygodowego tworząc podwaliny pod późniejsze hity Arnolda Schwarzeneggera czy Bruce’a Willisa.

W CIENIU ARCHETYPÓW CARLA JUNGA
Profesjonalni scenarzyści są dobrze zaznajomieni z ideą Monomitu zaproponowaną przez Josepha Campbella. W swej książce „Bohater o tysiącu twarzy” antropolog przekonuje, że do prostej struktury o przygodzie można sprowadzić każdą historię, tak jak robili to przed wiekami nasi przodkowie przy ognisku. Bohaterów z kolei można przyporządkować do postaci archetypów istniejących w każdej kulturze. Campbell - na podstawie indukcyjnej analizy opowieści z różnych zakątków świata a także badań Carla Junga - zaproponował „Podróż bohatera” jako uniwersalny wzorzec opowieści. Pod model ten można dopasować większość współczesnych filmów, nie tylko rozrywkowych. Filmy z serii „Gwiezdnych Wojen” czy „Indiany Jonesa” (który był spielbergowskim odpowiednikiem Bonda) są najwierniejszym przeniesieniem tej teorii na ekran. Szczególne miejsce w ramach Monomitu znalazła dla siebie struktura filmów o Bondzie, charakteryzująca się specyficzną formułą. [...]

SEMIOTYKA WEDŁUG UMBERTO ECO
Umberto Eco, filozof i badacz literatury oraz autor m.in. powieści detektywistycznej „Imię Róży” (w której adaptacji nota bene zagrał Sean Connery), w 1979 roku pokusił się o analizę struktury narracyjnej w utworach Iana Fleminga. Jednak teorie z książki „The Role of the Reader : Explorations in the Semiotics of Texts” dają się równie łatwo odnieść do bazujących na tym samym tekście bondowskich filmów. Włoski profesor zaobserwował przede wszystkim, że w opowieściach tych znajdują się specyficzne role do obsadzenia oraz zadania do wykonania, które są ułożone w taki sposób, że jedno napędza drugie. I tak jeśli wydarzenia z książki „Doktor No” można poskładać w schemat ABCDEFGHI, to struktura „Goldfingera” charakteryzuje się tymi samymi wydarzeniami, lecz ułożonymi we wzór BCDEACDFGFHEHI. Zmiana kolejności i powtarzanie niektórych ruchów oraz zaniechanie innych zapobiega przewidywalności kolejnych opowieści. Eco twierdzi, że Fleming często podmienia zawartość takich elementów jak postacie drugoplanowe, lokacje, sposób przemieszczania się, metody porwania, tortur czy ucieczki, po to by zatrzeć podobieństwa między poszczególnymi tytułami. Ich esencja pozostaje jednak niezmienna, bo choć Złoczyńcy czy Kobiety charakteryzują się bardzo indywidualnymi cechami to ich posunięcia w ramach fabuły są zgodne z ich przeznaczeniem. Zachowanie sztywności modelu przy dopuszczeniu minimalnych różnic w jego zawartości Eco nazywa „sprytnym montażem déjà vu”. Podstawowy schemat pozostaje niezmienny, by czytelnik (czy w wypadku filmów - widz) został pochłonięty przez grę, której reguły i rezultat od początku są mu znane. [...]

Eco w swej dekonstrukcji uważa, że opowieści Fleminga najlepiej można odczytać poprzez sekwencje ruchów, które wykonują archetypiczne postacie w znajomych sytuacjach. I tak M wykonuje pierwszy ruch desygnując Bonda do wykonania misji o niezwykle pilnym statusie, następnie pewnego ruchu dokonuje Złoczyńca, przy okazji ujawniając się Bondowi i próbując go zabić, Bond kontratakuje zaznajamiając się z zamiarami złoczyńcy, pojawia się kobieta którą Bond uwodzi, złoczyńca porywa i torturuje Bonda, ten następnie ucieka, pokonuje przestępcę i relaksuje się u boku pięknej kobiety. W ramach tej struktury zachodzą jednak wyjątki jak w wypadku „Goldfingera” czy „Moonrakera”, w których to tajny agent spotyka złoczyńcę zanim zostanie mu powierzona misja. Zdaniem Eco w skład bondowskiej struktury wchodzą również sytuacje zabawy takie jak podróż (różnymi środkami transportu), posiłek (opisany ze szczegółami) czy pościg (również różne pojazdy). Poza tym postacie charakteryzują się pewną biegunowością w opozycji do Bonda (Złoczyńca/M/Dziewczyna), podobnie jak ma to miejsce między ideologiami, czy systemami wartości. Fleming odwołuje się więc do etyki manichejskiej, gdzie aby istniało dobro, musi istnieć również zło.

BROCCOLI I SALTZMAN PRZEDSTAWIAJĄ
Filmy o Bondzie zapełniły na rynku lukę łącząc w sobie brytyjską tradycję filmu szpiegowskiego z produkcyjnymi wartościami widowiska utożsamianego z hollywoodzkim kinem. Określenie „bondowski” miało w zamierzeniu Alberta R. Broccoliego oznaczać, że coś jest zgodne z duchem Jamesa Bonda. Hitchcock zwykł mawiać: Jeśli mam trzynaście „wstrząsów” to wiem, że mam udany film. Rozumiał przez to szokujące przeżycia, zmiany w akcji - cokolwiek co dawało widowni ekscytację. Broccoli i Saltzman od początku nie byli zadowoleni tą liczbą - oni chcieli 39 wstrząsów, bo każdy metr ich filmów miał być wart ekscytujących przeżyć. [...]

ADAPTACJA DO ZMIAN JAKO PODSTAWĄ PRZETRWANIA GATUNKU
Psychologowie twierdzą, że zmiana jest czymś trudnym do akceptacji dla wielu ludzi, podczas gdy to co znane daje komfort i bezpieczeństwo. Rozwód, strata pracy, ślub czy awans – wprowadzają pewne zakłócenia w rutynie życia. Zmiana jest też czynnikiem, który mógłby zaszkodzić sukcesowi Bonda, czy to na papierze czy na ekranie. Widzowie są bardzo wybredni: z jednej strony chcą wciąż oglądać coś nowego, z drugiej zaś najlepiej się bawią oglądając to co już znają. Zachodzi tu więc paradoks: jeśli historia staje się zbyt przewidywalna to przynosi odwrotny efekt i zaczyna nudzić; jeśli zaś jest zbyt oryginalna i wyróżnia się na tle tego co było dotychczas, to może okazać się niewystarczająco „bondowska”. Reżyser „Jutro nie umiera nigdy” Roger Spottiswoode w jednym z wywiadów wspominał, że każda nowa osoba pełniąca jego funkcję musi odpowiedzieć sobie na pytania: jak dużo można zmienić i co zrobić z już istniejącymi elementami? Robiąc „bonda" należy mimo wszystko wprowadzić coś nowego i ekscytującego. Zmiana jest konieczna dla wzrostu.

Zwykle filmy o tajnym agencie kończyły się bardzo widowiskową sceną pokonania czarnego charakteru a Bond znajdywał ukojenie w ramionach pięknej dziewczyny, która pomogła mu w wykonaniu misji. Jednak już w finale „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” grany przez George’a Lazenby’ego szpieg został bardzo brutalnie doświadczony przez scenarzystów. Nie tylko jego przeciwnikom udało się zbiec bez poniesienia kary, ale też zdążyli oni zabić wybrankę jego serca. Była to też jedyna część cyklu, w której bohater na poważnie się zakochiwał, porzucał tajną służbę i brał ślub. Ale z żonatym Bondem nie byłoby kontynuacji jego przygód, stąd dramatyczna decyzja o owdowieniu. Drugim filmem, w którym istotna w życiu Bonda kobieta traciła życie był dopiero późniejszy o 35 lat „Casino Royale”. Vesper Lynd, która była podwójnym agentem, na zawsze pozbawiła Bonda zaufania do kobiet. [...]

Po czterech lżejszych filmach z Piercem Brosnanem wrócono do idei na poważniejsze podejście do tematu. Daniel Craig reprezentuje jednak gorzki kierunek w kinie akcji na prześladowanego przez mroczną przeszłość bohatera epoki globalnego terroryzmu, który został zapoczątkowany przez serię filmów o Batmanie czy Jasonie Bournie. Tym samym formuła Bonda – zamiast wyznaczać standardy dla innych – dostosowała się do istniejących już trendów a postbrosnanowskie części stały się kalką bourne’owskich produkcji. Wielu krytyków wytykało też twórcy „Skyfall” Samowi Mendesowi nadmierną inspirację nolanowską interpretacją mitu o Batmanie. Jednak ten nowy kierunek znacząco odświeżył ugniatającą się pod ciężarem własnej tradycji serię i zyskał dla niej nowe pokolenie fanów.

***

Gdyby z każdego filmu o Bondzie wybrać określony moduł i pozlepiać je razem w całość to w efekcie można by uzyskać całkiem oryginalny odcinek przygód. Z takiego założenia wyszli twórcy pewnego eksperymentu, którzy w sposób praktyczny sprawdzili zastosowanie formuły Bonda. Ich idea brzmi „jeśli widziałeś jeden film o Bondzie, to widziałeś je wszystkie”. W swym projekcie uwzględnili zatem fragment każdej z 22 części, które zostały połączone w nowy film. Pomijając oczywiste zmiany lokacji czy aktorów grających dane role jest to przekonujący dowód na szablonowość cyklu bo wybrane sceny popychają akcję do przodu przechodząc w sposób niemal niezauważalny z jednego filmu na drugi. Ten powstały z okazji okrągłego jubileuszu film to hołd dla bohatera, który ukształtował współczesne kino przygodowe i wciąż odciska piętno na kolejnych pokoleniach. To również dowód na to, że opracowana przed laty formuła podlegając minimalnym korektom wciąż się sprawdza dając pożądaną przez widzów ekscytację.



Dekonstrukcja formuły dowolnego filmu o Bondzie
1. Bondowska czołówka – temat Jamesa Bonda grany pod charakterystyczny obraz, w którym sylwetka szpiega poruszając się wewnątrz białej kropki oddaje strzał w kierunku widowni.
2. Sekwencja przedtytułowa – krótki mini-filmik rzadko nawiązujący do głównej fabuły, w którym życie Bonda zostaje zagrożone, a ten ratuje się dokonując niezwykłego numeru.
3. Napisy czołówkowe – sekwencja z sylwetkami nagich kobiet tańczącymi pod piosenkę tytułową.
4. Odprawa – Bond flirtuje z Moneypenny, a potem otrzymuje od M misję do wykonania. Odprawa niekiedy ma również miejsce poza gabinetem M, a czasem biorą w niej udział przełożeni M.
5. Kraina zabawek – Bond odwiedza Wydział Q, gdzie kwatermistrz zaopatruje go w mogące mu się przydać w wykonaniu misji gadżety.
6. Rozpoznanie terenu – Bond udaje się do odległej lokacji, gdzie próbuje zidentyfikować swojego wroga. Czasem przy tej okazji wypija wódkę Martini, „wstrząśniętą, nie zmieszaną”.
7. Pierwsze starcie – walka, którą Bond stacza z pomagierem złoczyńcy i którą ledwo wygrywa.
8. Spotkanie z dziewczyną – Bond trafia w towarzystwo jednej lub kilku kobiet. Co ciekawe, powodzenie misji zależy od współudziału jednej z nich.
9. Wróg trafia na Bonda – Złoczyńca odkrywa obecność tajnego agenta, który udając niewinnego próbuje żartować na temat swojej sytuacji.
10. Ofiara – scena, która ma miejsce w dowolnym momencie filmu, gdy jeden z sojuszników Bonda zostaje zabity przez złoczyńcę, co ma tylko dodatkowo zmotywować Bonda do wykonania misji.
11. Pościg – zwykle rozgrywa się on w egzotycznej lokacji. Bond ściga, lub jest ścigany. Niezależnie, czy jest z nim pomagier złoczyńcy (lecz nie on sam), czy dziewczyna, zwykle jest tu dużo scen akcji a tle pobrzmiewa znajoma muzyka.
12. Kwatera główna – Bond infiltruje siedzibę złoczyńcy.
13. Bitwa armii – siły pomagające Bondowi dokonują ataku na siedzibę wroga.
14. W niewoli – Bond zostaje schwytany, często ze swoimi towarzyszami. Złoczyńca zwykle wyjawia swój plan, a następnie zostawia Bonda w trudnej sytuacji zagrożenia życia, z której może go uratować tylko kreatywne rozwiązanie.
15. Ocalenie – Bond ratuje siebie oraz dziewczynę, na ogół przy pomocy gadżetu Q, przy okazji utrudniając realizację planu złoczyńcy.
16. Finalny pojedynek – Bond zyskuje przewagę i pokonuje swojego przeciwnika.
17. Wielki wybuch – po pokonaniu złoczyńcy, zwykle w widowiskowy sposób, jego kwatera również zostaje zniszczona.
18. Druga walka – Bond walczy jeszcze z ocalałym z katastrofy pomagierem złoczyńcy, co może przyjąć komiczny efekt.
19. Nareszcie sami – Bond w finalnej scenie z dziewczyną ma chwilę na przyjemność zanim oboje zostaną uratowani przez poszukujących ich sprzymierzeńców.
20. Napisy końcowe – nudne białe napisy na czarnym tle, które kończą się frazą „James Bond powróci” – czemu czasem towarzyszy zapowiedź tytułu kolejnej części.
więcej w listopadowym numerze
Digital Vision 

Brak komentarzy: