Szukaj na tym blogu

piątek, 14 grudnia 2018

Clint Eastwood. Żywa legenda i prawdziwe historie



14. grudnia na ekrany amerykańskich kin wchodzi „Przemytnik” („The Mule”), najnowszy film w reżyserii Clinta Eastwooda a zarazem aktorski powrót na wielki ekran. 88-letni filmowiec nie zwalnia tempa. To już druga premiera jego filmu w tym roku po thrillerze „15:17 do Paryża”, który cieszył się umiarkowanym zainteresowaniem. Teraz może być inaczej. Zamiast naturszczyków Eastwood sam występuje przed kamerą, a fabuła wpisuje się w popularną falę produkcji o tematyce karteli narkotykowych jak: Barry Seal: Król przemytu”, „Kokainowa matka chrzestna”, „Sicario” seriale „Królowa Południa” czy „Narcos”. Polska premiera „Przemytnika” zapowiadana jest na 15 marca 2019.

Clint Eastwood to żywa legenda kina. Gdy w 1967 roku zyskał sławę występami w spaghetti-westernach trafił aż na 17 lat z rzędu do dziesiątki najbardziej kasowych gwiazd. Sam od początku kariery był bardziej zainteresowany pracą po drugiej stronie kamery i z czasem reżyserowanie przesłoniło jego aktorskie dokonania. Niewielu twórców w tym wieku wciąż trzyma poziom, a rekordowe wpływy z „Gran Torino” i „Snajpera” potwierdzają jego kunszt. I choć nie wszystkie z jego dokonań zyskują uznanie, to im więcej ich kręci, tym większa szansa na perełkę. Szczególnie, że skłonność do eksperymentowania z gatunkami i tematami tabu sprawiają, że jego twórczość zaskakuje niekiedy najzagorzalszych fanów. Ostatni okres jego kariery cechują zdecydowanie historie oparte na faktach.

Dla przypomnienia, fabuły wielu z jego filmów były inspirowane autentycznymi wydarzeniami. Sędzia Fenton z westernu „Powieście go wysoko” to postać bazująca na realnym sędzim Parkerze z Fortu Smith w Arkansas (w filmie Fort Grant). Snajpera z „Brudnego Harry’ego” oparto na postaci Zodiaka szerzącego terror w San Francisco a wzorcem dla tytułowej postaci był prowadzący śledztwo detektyw Dave Toschi. W „Sile Magnum” policyjny oddział samozwańczych katów był inspirowany brazylijskimi Szwadronami Śmierci a w „Egzekutorze” pojawiła się grupa terrorystyczna wzorowana na Symbionicznej Armii Wyzwolenia (SLA). Pewne wydarzenia historyczne również grały kluczową rolę w jego filmach. „Wzgórze złamanych serc” ukazywało elementy amerykańskiej inwazji na Grenadę. Z kolei intryga thrillera „Na linii ognia” sięga w retrospekcji do zabójstwa JFK a akcja „Doskonałego świata” rozgrywa się w Teksasie na krótko przed tym zamachem. Przyjrzyjmy się bardziej szczegółowo fascynacji realizmem w filmowym dorobku Eastwooda.

niedziela, 26 listopada 2017

Sztuka remisu

od podróbek do przeróbek, od taśmy filmowej do cyfrowych narzędzi


Parafrazując Zdzisława Maklakiewicza z „Rejsu”, najbardziej podobają nam się te filmy, które już gdzieś widzieliśmy. Żadna historia nie jest oryginalna, bo bazuje na znanych schematach. Jak twierdzi guru scenariopisarstwa Raymond G. Frensham, istnieje tylko 8 podstawowych typów historii, skąd biorą swój początek wszystkie inne (są to: Achilles, Kandyd, Kirke, Tristan, Kopciuszek, Faust, Orfeusz, Romeo i Julia). Przeglądając repertuar kin dziś można być tego jeszcze bardziej pewnym – aż 75% procent premier to sequele, remaki, rebooty lub adaptacje. To znacznie ogranicza świeżość wrażeń widowni, bo z grubsza wiadomo czego się spodziewać. Ulubieni bohaterowie, znani aktorzy, te same historie opowiedziane na nowo – sprawdzona formuła pozwala studiom oszczędzić miliony na marketingu, bo istnieje już grupa wielbicieli wyczekująca kontynuacji. Nic dziwnego, że niektórzy filmowcy żerują na sukcesach innych, byle tylko ugryźć kawałek z tego torta. Picasso mawiał, że plagiat to kopia czyjegoś dzieła, ale kradzież od wielu to już kreatywność. Zobaczmy jak w ślad remaków, sequeli, previsów i wersji reżyserskich (tematy te poruszyłem we wcześniejszych felietonach) wpisuje się idea remixu.

sobota, 29 kwietnia 2017

Wersja bardziej reżyserska

2013-10-08 / 2017-04-29

[artykuł nieopublikowany, rozszerzony po trzech latach od napisania]. Początkowo miał to być jeden ze standardowych felietonów a jednocześnie kontynuacja wątków o różnych wariantach filmów: remakach, previsach i sequelach. W trakcie jego pisania wydawca zawiesił działalność, więc tekst trafił do szuflady. Natomiast teraz nie będąc ograniczonym formatem jednej kartki przypadającej na felieton przerobiłem jego szkic na dłuższy artykuł. Większość wspomnianych niżej tytułów w różnych odmianach na potrzeby tego materiału specjalnie obejrzałem. Treść oryginalną z 2013 roku pogrubiłem - jak widać, jest to znacznie rozszerzona wersja pierwotnie krótkiego tekstu. Zgodnie zatem z poruszaną tematyką.

W sklepach z płytami DVD coraz częściej jesteśmy bombardowani ofertami różnorakich wersji mega-produkcji, które zdążyły już zarobić bajońskie sumy pieniędzy w czasie kinowej dystrybucji. I tak do wyboru mamy rozszerzone wersje trylogii „Władcy pierścienia”, wszystkich części „Harry’ego Pottera”, ale też różne warianty „Avatara”: 2D, 3D, wersja rozszerzona… Specjalnych edycji doczekały się szczególnie dzieła Jamesa Camerona i Ridleya Scotta. W całym gąszczu marketingowego naciągania natrafić można jednak na parę interesujących historii filmowego rzemiosła.
James Cameron montując swój hit „Terminator 2: Dzień Gniewu“ stanął przed nie lada wyzwaniem. Film zawierający wszystkie niezbędne sceny wciąż był zbyt długi. Pomysłowy reżyser postanowił wykonać eksperyment i z każdej sekundy wyciąć jedną klatkę, co pozwoliłoby fizycznie skrócić cały film, przy czym zmiany nie byłyby zauważalne gołym okiem. Przynajmniej w teorii. Montażyści spojrzeli na niego jak na wariata. Ale podjęli wyzwanie, bo nikt tego wcześniej nie robił. Niestety kiedy Cameron zobaczył pierwsze próbki przekonał się, że obraz skacze, pojawiły się zgrzyty i cięcia w niewłaściwych miejscach. Chcąc nie chcąc musiał powrócić do oryginalnej wersji i usunąć niektóre sceny w całej długości, a nie tylko klatki. Trafiły one z powrotem do filmu dopiero przy okazji wydania wersji reżyserskiej na dysku laserowym, a potem na DVD.
Również Luc Besson wyciął co drastyczniejsze sceny z „Leona Zawodowca” w odniesieniu do reakcji widowni z próbnego pokazu w Los Angeles. Film, nota bene, był zainspirowany jednym z zabójców z filmu „Nikita” granym przez Jeana Reno. Dzięki cięciom „Leon” zyskał niższą kategorię wiekową i mógł zdobyć znacznie większą oglądalność. Co ciekawe, to tą właśnie wersję Besson uważa za reżyserską. Z kolei bogatsza o 25 minut scen dotyczących relacji głównego bohatera z Matyldą zyskała miano „Version Intégrale”. Tu położono nacisk na wątek miłosny między Matyldą a Leonem, oraz na trening Matyldy, czyli naukę zabijania. Oba filmy – „Terminator” i „Leon” – mają znacznie głębszą wymowę poprzez niuanse obecne właśnie w wersji reżyserskiej. Jednak skrócone na potrzeby rynku wcale nie tracą na jakości, co potwierdziły nie tylko wyniki kasowe ale i rankingi najlepszych filmów akcji wszechczasów.
Szukając perełek w amerykańskich sklepach wideo i DVD nie dajmy się nabrać na różnice w metrażu, gdyż filmy są nagrywane w formacie NTSC. Jak wiadomo, popularny w Europie system PAL ma 25 klatek na sekundę, natomiast NTSC aż 29,97. Zatem filmy europejskie są odtwarzane o 4% szybciej z powodów technologicznych. To dlatego trwający 100 minut film w formacie NTSC może stracić aż 4 minuty w wersji PAL. Podobno amerykańskie stacje ostatnio przyśpieszyły nieco emitowane przez siebie filmy, byle tylko zmieścić więcej reklam w ciągu każdej godziny. Zmiana na gołe oko niedostrzegalna, jednak na okładce DVD, zwłaszcza w przypadku dłuższych produkcji, może zastanawiać czy nie mamy do czynienia z wersją reżyserską.

środa, 2 marca 2016

Od emigracji do koprodukcji – Polacy a Berlinale

W zeszłym roku premierę miało 41 polskich filmów. Nasze kino ma się coraz lepiej a Polacy znów zaznaczyli w Berlinie swoją obecność. W tym roku Srebrnego Niedźwiedzia za najlepszy scenariusz zdobył Tomasz Wasilewski za „Zjednoczone Stany Miłości”. I nie był to jedyny polski film na Berlinale. W końcu geograficznie najbliższym Berlinowi krajem jest Polska. Nasi filmowcy zdobyli w całej historii festiwalu ponad dwadzieścia nagród i wyróżnień. Rachuba jednak nie jest prosta, bo nierzadko skazani na migrację, kręcili swe filmy pod obcymi banderami.

Urodzony w Paryżu enfant terrible światowego kina Roman Polański zasłużył się tym, że jego debiutancki „Nóż w wodzie” stał się pierwszym polskim filmem nominowanym do Oskara. Dopiero pół wieku później żyjący na emigracji Paweł Pawlikowski zdobył pierwszą w historii statuetkę dla Polski. Zniechęcony perypetiami życia w PRL-u Polański wyemigrował wpierw do Francji, następnie do Anglii. W swingującym Londynie nakręcił „Wstręt”, ucząc się języka podczas zdjęć. Brytyjski film zdobył w Berlinie Nadzwyczajną Nagrodę Jury. Rok później za „Matnię” reżyser otrzymał już najwyższe wyróżnienie – Złotego Niedźwiedzia. Podczas tej samej edycji festiwalu za najlepszy krótki film nagroda przypadła żyjącemu we Francji Walerianowi Borowczykowi za „Rozalie”.

poniedziałek, 29 lutego 2016

Historia Roja a przegrana sprawa

Przywykliśmy w Polsce wychwalać bohaterów, którzy oddając życie dla idei ponieśli klęskę, ale zwyciężyli moralnie. Tłamszeni kołem propagandy dopiero od niedawna zaczynamy odkrywać tożsamość narodową a martyrologia stopniowo zanika z narracji. Natomiast o tym, jak należy interpretować przeszłe wydarzenia coraz częściej decydują duże pieniądze.

4. marca do kin trafia długo wyczekiwana produkcja. „Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać” to opowieść o losach Mieczysława Dziemieszkiewicza ps. „Rój”, który aż do 1951 roku stawiał opór sowietyzacji Polski. Prowadził akcje zbrojne przeciw komunistom, sprzeciwiał się sfałszowaniu wyborów i zalegalizowaniu ich reżimu. Dla niego wojna nie zakończyła się wraz z kapitulacją III Rzeszy, gdyż równolegle trwał okres represji dla działaczy niepodległościowych. Polskie podziemie zwalczano pod pozorem walki z dywersją niemieckiego Werwolfu, którego akcje w propagandzie celowo wyolbrzymiano.

środa, 3 lutego 2016

Robert Rodriguez: Directing the Directors

The icon of independent filmmaking doesn't slow down efforts for popularizing the craft. Maverick director Robert Rodriguez always shared his knowledge with others. And he is a keen student too. The newest example of this approach is his "Director's Chair" on El Rey Network - interviews with the most rebellious filmmakers on the planet.


Beside producing a fistful of 10-Minute-Film-School videos Rodriguez penned two books in the early nineties. These were the famed "Rebel without a Crew" - his journal from the time of filming "El Mariachi", which catapulted him to Hollywood. The second book titled "Roadracers: The Making of a Degenerate Hot Rod Flick" dealt with his less known first Hollywood picture starring Salma Hayek and David Arquette.

 

środa, 4 listopada 2015

WIDMO Jamesa Bonda


6. listopada polska premiera „SPECTRE”, czyli 24. odsłony przygód najsłynniejszego tajnego agenta. Poprzedni film o Bondzie pobił rekordy oglądalności zarabiając ponad miliard dolarów. Oczekiwania związane ze „SPECTRE” są więc tym większe. Szczególnie, że po pięćdziesięciu latach walk o prawa do wizerunku WIDMA na ekran powraciła najbardziej zbrodnicza organizacja na świecie (i nie tylko!).

W 1958 roku podczas podwodnych wypraw na wyspach Bahama Ivar Bryce zapoznał Kevina McClory z Ianem Flemingiem. McClory miał opinię obiecującego filmowca. Zależało mu na nakręceniu filmu przygodowego, w którym mógłby wykorzystać urok Bahamów, szczególnie w scenach podwodnych. Wkrótce pojawił się zarys fabuły autorstwa zaprzyjaźnionego Ivara Bryce’a, który gotów był zainwestować własne pieniądze w produkcję. W trakcie prac dołączył do nich Jack Wittingham a także inny przyjaciel Fleminga, prawnik Ernie Cuneo, który wspomagał go wcześniej pomysłami przy pisaniu „Goldfingera”. Cała piątka stworzyła nieformalną grupę Xanadu Productions, której celem było przeniesienie Jamesa Bonda na kinowy ekran. McClory zaproponował przedstawienie podwodnego świata oraz stworzenia geniusza zbrodni. Początkowo organizacją, z którą walczył Bond byli Rosjanie, następnie sycylisjka mafia, a w końcu syndykat składający się z różnych odszczepieńców o nazwie WIDMO. Scenariusz, w którym pojawił się Ernst Stavro Blofeld oraz WIDMO, powstał w trakcie dziesięciomiesięcznego okresu.