Szukaj na tym blogu

piątek, 19 listopada 2004

Nagi instynkt

Zimna jak Stone

Słynny film z nie mniej słynną sceną przesłuchania jest wbrew pozorom całkiem dobrze zrealizowany. Filmy swój żywot zaczynają od scenariusza, na który w tym przypadku nie można narzekać. Joe Eszterhas napisał coś wyjątkowego. Intryga nas wciąga, główkujemy o co w tym wszystkim chodzi i co najważniejsze - nie dowiadujemy się tego nawet po napisach końcowych. Tak właśnie powinien wyglądać prawdziwy thriller. Twórcy wcale nie ukrywają, że wzorowali się na mistrzu Hitchocku, już choćby przez sam fakt kręcenia w San Francisco, czy przez postać femme fatale w osobie zimnej blondynki.


Fabuła jest naprawdę zakręcona jak zawrót głowy. Policja podejrzewa znaną pisarkę o morderstwo popełnione dokładnie w sposób opisany przez nią w jednej z jej książek. Ta ma alibi, nie byłaby przecież taka głupia pisząc o tym. Ale jej zbytnia pewność siebie spędza sen z powiek Nicka, który ją śledzi. Nie orientuje się nawet, kiedy pod jej wpływem się zmienia. Ta kobieta bardzo go intryguje. Zaczyna się do niej upodabniać. Już choćby w scenie, gdy jest przesłuchiwany, podobnie jak i Catherine wcześniej wbrew zakazowi zapala papierosa.

Catherine jest bardzo pewna siebie, ambitna, zna swoją wartość, często buntuje się przeciw konwencji. I często mężczyźni czują się przy niej bezradni. Bo ona zna ich wszystkie sekrety i bez skrupułów korzysta z tej wiedzy. Uważają ją za diabła wcielonego i dlatego wolą z nią nie zadzierać. Ale nie Nick, który ma na sumieniu paru ludzi. To był wypadek, ale dzięki temu czuje większe podobieństwo do Catherine. Oboje próbują dominować. Przez cały film wyczuwamy to coś między nimi. I zastanawiamy się, czy uda im się stworzyć związek? Czy może którejś z nich zginie? I czy oboje są źli, czy dobrzy?

Bo czymże jest zło? Czy istnieją ludzie tylko źli, albo tylko dobrzy? Na ekranie często się tak zdarza, ale w rzeczywistości jest niezwykle trudno odróżnić dobro od zła. Każdy ma swoją mroczną stronę, której woli nie pokazywać nikomu. Czy to jest policjant, psychiatra, czy znana pisarka. A że zło jest znacznie atrakcyjniejsze, Catherine i Nick bez większych oporów mu się poddają.

Catherine Tramell to zła kobieta, jakby powiedział nasz Boguś Linda. Zimna i chłodna, zupełnie jak lód, albo kamień. Taka też jest, nomen omen, Sharon Stone na ekranie. Aktorka, która przez kilka lat nie mogła się przebić, nagle zyskała światowy rozgłos. I udowodniła, że żadna inna nie wypadłaby w tej roli lepiej. Zagrała w śmiałych scenach erotycznych bez żadnego skrępowania, ale cały fenomen polega właśnie na tym, że poza łóżkiem też potrafi grać. Jako pisarka po fakultecie z psychologii umiejętnie manipuluje ludźmi. Lecz Catherine tak naprawdę jest osobą bardzo samotną. Jest sierotą. Boi się wiązać z ludźmi z obawy, żeby jej nie zostawili. Dlatego to ona decyduje, kiedy odejdzie. Ludzie są jej potrzebni jako źródło informacji do pisania książek. Zazwyczaj. Czasem się z nimi kocha. Wykorzystuje ich, a kiedy są jej już niepotrzebni po prostu odchodzi. Jej maska chłodu i obojętności ustępuje uczuciu rozpaczy dopiero po stracie Roxy. Wtedy mamy okazję dostrzec w niej człowieka, słabego jak wszyscy inni. Również pod koniec filmu Catherine jest bardziej uczuciowa. Straciła wszystkich, których kochała. Jednak nie była, aż tak zimnokrwista, jak się nam zdawało na początku filmu.

Catherine jest bardzo inteligentna i w potyczce z nią Nick nie ma wielkich szans, choć łudzi się, że ma. Zostaje wplątany w zmysłową i niebezpieczną grę. Mając nie dość starych kłopotów, sprawia sobie nowe. Catherine pisze nową książkę, o detektywie, który zakochuje się w niewłaściwej kobiecie i ginie. Postać detektywa jest wzorowana na Nicku, który przez pomyłkę zabił grupkę turystów. Później jego żona popełniła samobójstwo. Nick jest tak samo tajemniczy, jak podejrzewana przez niego Catherine.

Twórcom filmu należą się czołobitne hołdy. Udało im się zrobić film tak zmysłowy i intrygujący, że trzyma w napięciu do samego końca. A nawet dalej. Nawet po seansie mamy mętlik w głowie. Zastanawiamy się kto tak naprawdę zabił, kto jest winny. Ostatnia scena kończy się znakiem zapytania. Burzy wszystko, co próbowaliśmy poskładać przez cały seans w logiczną całość. Rzadko się zdarza tak wciągający scenariusz.

Również brawa należą się dwójce głównych bohaterów, Michaelowi Douglasowi i Sharon Stone, którzy perfekcyjnie zagrali swe role. Douglas w pewnym sensie jest etatowym aktorem do tego typu ról. Wspomnieć chociażby "Fatalne zauroczenie", czy też późniejsze "Morderstwo doskonałe". Coś nie ma szczęścia do kobiet. Stone natomiast wielokrotnie udowodniła, że ma talent na miarę Oskara. Jej kreacja w "Kasynie", "Glorii" i wiele późniejszych mogą być lekcją dla wielu początkujących aktorek. Zaangażowała się również w kręcenie sequelu "Nagiego instynktu", który bez wątpienia był kamieniem milowym w jej karierze.

W pochwałach nie należy zapomnieć o muzyce Jerry'ego Goldsmitha, która nabiera niezwykłego dramatyzmu, gdy zbliża się punkt kulminacyjny. Ciekawe jak wiele osób w podobnej sytuacji w życiu będzie odczuwało podobny lęk jak Nick, leżąc pod Catherine?

Film choć przypomina nieco "Morze miłości", jest znacznie lepszy. A co oznacza jego zagadkowy tytuł? Nagi instynkt, czy też tłumacząc dosłownie, podstawowy instynkt, to pierwotny popęd seksualny, który wpływa na nasze zachowanie. Jakże to - można by spytać - to nie jestem osobą myślącą, która wie co i dlaczego robi? Często zapominamy, że pochodzimy od zwierząt i tak jak one reagujemy często irracjonalnie, jedynie pod wpływem impulsów. Rzeczy, których nie rozumiemy, a których istnieniu często zaprzeczamy. Ale tak jest.

listopad 2004

Nagi instynkt 
Basic Instinct (1992) 
Reż: Paul Verhoeven 
Wyk: Michael Douglas, Sharon Stone, George Dzundza, Jeanne Tripplehorn, Leilani Sarelle 

ocena 5 

Brak komentarzy: