Minęło 15 lat od zburzenia muru berlińskiego. Wraz z nim runął system gospodarki sterowanej centralnie, runął system represji i ograniczania praw jednostki. Rok temu powstał film opowiadający o ostatnich dniach NRD, a jednocześnie pierwszych RFN. O tym, jak Niemcy z Ostii próbowali się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Oto recenzja filmu „Goodbye Lenin!".
Wolfgang Becker zaprasza nas na seans nostalgii, czy też wręcz nostalgii; na powrót do krainy dzieciństwa, gdzie wszystko było piękne i proste, nie było trosk i problemów, a wszyscy ludzie byli szczęśliwi. Przynajmniej tak się mogło zdawać. Wielu z nas doznaje takiego uczucia wspominając swoje dzieciństwo, niezależnie od epoki, na którą ono przypadło. Stąd dziarscy staruszkowie nadal będą się upierać, że nie było to, jak przed wojną; nieco młodsi, że nie było to, jak za komuny, a nieco młodsi pamiętają jedynie kolejki z kartkami na mięso, ewentualnie peweksy i kiepskie zabawki ze wschodu. Kim są Niemcy dzisiaj? Czy oni sami to wiedzą? Jak widać wielu z nich ma problemy z określeniem własnej tożsamości, a szczególnie ci, którzy doświadczyli życia w NRD mają powody czuć się gorszymi. Nie zasłużyli na los, jaki im zgotowano, życie w izolacji w kraju demokracji ludowej.
Reżyser próbuje się rozliczyć z przeszłością w sposób sentymentalny, czasami dowcipny, ale mimo wszystko uroczy. Serwuje nam sporo archiwalnych nagrań, umiejętnie zmieszanych z fikcyjnym wydarzeniami. W filmie nie brakuje wzruszających scen dotyczące nie tylko życia społecznego, ale też i rodzinnego, problemy, które mogą być bliskie każdemu z nas. Ojciec Alexa uciekł na Zachód, gdy ten był jeszcze małym chłopcem. Jego matka całą swą energię poświęciła na rzecz socjalizmu. Była idealistką systemu, udzielała się społecznie jak tylko mogła, uważając to za swój obowiązek. Jak się potem okazało, sama też miała swoje małe kłamstewka względem dzieci. Zapadła na kilkumiesięczną śpiączkę, gdy zobaczyła tłumienie demonstracji, w której wziął udział jej syn, w przełomowym październiku 1989 roku.
I to jest właśnie punkt wyjścia dla całej historii. Ciekawy, ale dość naciągany. Alex nie chce, by matka doznała szoku na skutek zmian, jakie się dokonały, gdy leżała w szpitalu. Mogłaby tego nie przeżyć. Dlatego też postanawia przywołać tamten porządek na jej użytek, co z biegiem czasu staje się coraz trudniejsze. Od przywrócenia mieszkaniu dawnego wystroju, przez znalezienie ogórków Spreewaldu, aż wreszcie po kręcenie fikcyjnych reportaży telewizyjnych przy pomocy kolegi z pracy, domorosłego reżysera. Z biegiem czasu Alex jednak nie jest w stanie kontrolować sytuacji. Matka zadaje coraz więcej pytań, coraz więcej agresywnych reklam zachodnich produktów wkracza w jej życie. Alex przesadnie się angażuje w stworzenie iluzji wymarzonego świata, zaniedbuje swoją dziewczynę, drażni zamężną siostrę. Można by stwierdzić, że jest maminsynkiem, ale przecież wszystko to robi w dobrej wierze. Niestety nie zawsze cel uświęca środki, komuniści też sprawowali władzę w dobrej wierze (w ich przekonaniu).
Alex bawi się w propagandystę podobnego do tych, którzy manipulowali NRD przez półwiecze. Nagina rzeczywistość i tak w oczach jego matki Coca-Cola jest produktem enerdowskim, a Zachodni Niemcy przyjechali do NRD w poszukiwaniu głębszych wartości, gdyż samochody i magnetowidy to nie wszystko. Alex stworzył mityczne NRD, które można przyrównać do utopii, krainy wiecznego szczęścia. Stworzył wymarzony kraj dla swojej matki, siebie samego i pewnie dla milionów Niemców oglądających film i tęskniących za utopią, za czasami, gdzie wszystko było proste i pewne. Gdzie nie było drapieżnego kapitalizmu, człowiek nie musiał się bać, czy dożyje emerytury, bo praca zawsze była.
Narrator-Alex nie bez ironii komentuje ówczesne wydarzenia np. "w powietrzu czuło się zmiany, tymczasem przerośnięty klub strzelecki urządzał swoje ostatnie przedstawienie". Pokazuje nam przemiany społeczno-kulturowe jakie nastąpiły po zburzeniu Muru Berlińskiego i otwarciu granic NRD: rosnąca popularność anten satelitarnych, wypieranie enerdowskich towarów spożywczych przez zachodnią żywność, wymianę pieniędzy, emigracje na Zachód w poszukiwaniu lepszej pracy i idące za tym pustoszenie mieszkań. Obserwujemy te zmiany z perspektywy uczestnika tamtych zdarzeń, w sposób subiektywny, ale i sugestywny. W końcu sami byliśmy w pewnym sensie świadkami tych wydarzeń w naszym kraju, choć w nieco innej postaci. Do byłego NRD wkracza kapitalizm uosobiony przez Coca-Colę, Ikeę i Burger Kinga. Berlin staje się stolicą zjednoczonych Niemiec, płyną do niego olbrzymie nakłady finansowe, by zrobić z niego najpiękniejsze miasto Europy, co ma wydźwięk ambitnie symboliczny. Podobnie jak zdobycie tytułu Mistrza Świata w Piłce Nożnej przez niemieckich piłkarzy. Społeczeństwa podzielonego narodu się jednoczą. Wadą filmu jest ukazanie tylko jednej strony medalu. Nie ma tu żadnej mowy o niechęci i żalu Niemców z Zachodu o dokładanie pieniędzy na wyrównanie szans obywateli ze Wschodu.
listopad 2004
więcej na stronie @pismo
Goodbye Lenin!
Goodbye Lenin! (2003)
Reż: Wolfgang Becker
Wyk: Daniel Bruhl, Katrin Sass, Florian Lukas, Alexander Beyer, Burghart Klaussner
ocena +4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz