Szukaj na tym blogu

czwartek, 16 czerwca 2005

Zabójcze trio

Wojownicze kobiety

Różnica między chińskimi filmami akcji a tymi "prawdziwymi" - amerykańskimi - powoli zaciera się. Właściwie Hollywood kręci się w kółko wokół utartych wzorców i schematów, powielając je i kopiując niemiłosiernie. W ostatnim czasie szczególnie zauważalna jest tendencja do robienia sequeli, odgrzewania sprawdzonych historii i bohaterów. I choć budżet sequelu jest zwykle większy, film z zasady jest znacznie słabszy. A tworzony na maksymalny efekt staje się jedynie pirotechnicznym widowiskiem, którego po paru miesiącach i tak nikt nie będzie pamiętał. Za przykład niech posłuży film "Bad Boys 2", gdzie przez pierwszą połowę filmu w zasadzie nie ma żadnej fabuły tylko sama akcja, a widz nie wie o co chodzi.


Chińczycy mają odmienne spojrzenie na filmy. Traktują je jak sztukę, poważnie. Nie jak przerywnik między jedną a drugą rozrywką. Na czele chińskich reżyserów filmów akcji bez wątpienia jest John Woo, którego filmy są dość oryginalne. "Zapłata" z Benem Affleckiem to nie tylko popis umiejętności kaskaderskich, ale też fabuła, która zmusza do zastanowienia. Fabuła, która nie ulatnia się ze świadomości po opuszczeniu sali kinowej.

"Zabójcze trio" to kolejny chiński film, różniący się od amerykańskich w sposób widoczny. Nie tylko przez ukazanie odmiennej mentalności i kultury, ale również i przez formę. Widz zostaje od razu wciągnięty w akcję, mając okazję uraczyć się świetnymi zdjęciami, a zwłaszcza tymi ze zwolnionym tempem. Nie tylko rozwiązania techniczne, jak pole ochronne szefa korporacji, są dość oryginalne, ale i sama fabuła. Dwie siostry, które straciły rodziców zostają płatnymi zabójczyniami. Starsza, bardziej doświadczona, zajmuje się brudną robotą. Młodsza jej asystuje dzięki połączeniom satelitarnym i obserwacji przez kamery, tzw. Panorama Świata. Starsza siostra się zakochuje i postanawia skończyć pracę, lecz traci życie ratując swoją młodszą siostrę, która nie zrezygnowała z "wykonywania zawodu". Jakby mało było kobiet, do głosu dochodzi też trzecia, policjantka o niezwykłej inteligencji.

W ogóle jest to film, w którym pierwsze skrzypce grają kobiety, co jest rzadko spotykane, zwłaszcza w filmach akcji. Filmy "Tomb Raider" i "Kill Bill" udowodniły, że kobieta może być równie dobrą heroiną jak mężczyzna. A może nawet i lepszą, bo wygląda atrakcyjniej i zawsze jest na czym oko zawiesić. Pozostaje jednak pytanie, które nurtuje mężczyzn nie tylko od czasów "Seksmisji" - do czego w takim razie potrzebni są mężczyźni? Skoro kobiety radzą sobie we wszystkim, są samowystarczalne, to mężczyzna jest właściwie niepotrzebny. I tak też w tym filmie są oni ukazani. Jako zbyt miękkie niedorajdy, jak partner policjantki Hong, czy też zakochani romantycy ledwo potrafiący się obronić przed napadem, jak narzeczony Lynn. Są pasywni, a postaciami, które działają są właśnie kobiety. Czyżby bunt przeciw stereotypom? W korpus ochrony budynku korporacji wchodzą sami mężczyźni, ale mimo posiadania broni palnej i tak dostają "manto" od jednej kobiety. Jedynym ostatnim prawdziwym mężczyzną jest facet, który walczy mieczem pod koniec filmu. Jest twardy lecz i on zostaje pokonany. Czy świat bez mężczyzn byłby możliwy? Pewnie tak, ale sama Lynn przyznaje, że potrzebuje mężczyzny. Kogoś do kochania, kto się nią zaopiekuje, z kim będzie blisko. Bo każda kobieta ma takie instynkty. Niezależnie od tego, czy jest samowystarczalna, czy nie.

Realizacja filmu nie budzi większych zastrzeżeń. Wspaniałe sceny walk, wręcz niewyobrażalne rozwiązania, pomysłowe i niezwykłe. Choć w paru momentach widać, że aktorzy są wspomagani przez linki podwieszone do sufitu. Również zwolnione ujęcia, dość popularny efekt wizualny, podkreślają artystyczną wizję filmu jako ruchomych obrazów. Muzyka to mieszanka dynamicznych motywów ilustrujących sceny akcji, ale też klasycznych utworów muzyki popularnej z kilkakrotnie powtarzaną piosenką "Close to you" na czele, która w połączeniu z obrazem robi niesamowite wrażenie.

Dużo tu również masy gadżetów. Jest to niejako styl życia bogatych "skośnookich" Azjatów. Wszechobecne telefony komórkowe (nawet po dwa), zdjęcia satelitarne oglądane w domowych pieleszach na kilku monitorach, czy też ręczna kamera cyfrowa. Ta ostatnia zdaje się jest najwygodniejszą formą przekazu, spełnia niejako rolę lodówki, do której przyczepia się karteczki z informacjami. Siostry, główne bohaterki nagrywają każda swoje "przemówienie" i zostawiają tej drugiej. Filmiki te wymieszane są ze starymi zdjęciami, gdy były jeszcze małe. Umiejętności reżyserskie godne pozazdroszczenia. Gdyby to tylko nie było takie powszechne i codzienne. W oczy rzuca się też reklama znanych marek producentów gadżetów, a zwłaszcza omegi, której zegarki noszą chyba wszyscy bohaterowie.

Film jest też o tyle oryginalny, że główny bohater umiera na długo przed zakończeniem filmu. Zwykle protagonista umierał w końcowej scenie, bądź co zdarzało się częściej - przeżywał. Czasem film rozpoczynał się od jego śmierci, a potem była retrospektywa wydarzeń. Starsza ginie na pół godziny przed końcem filmu. Jej śmierć jest niespodziewana i stanowi punkt kulminacyjny. Jakże interesujące rozwiazanie! Niewątpliwie wadą filmu jest przerysowanie emocji. Aktorzy nie wyrażają ich szczerze, lecz są one bardzo wyakcentowane, prawie że sztuczne. Niewątpliwie wpływ na to miała kultura orientu, ale też i manga. To dlatego przeciętnemu mieszkańcowi Zachodu wydaje się to takie sztuczne. Jest to dość sprzeczne z oryginalnym tytułem filmu, ponieważ film jedynie mówi o bliskości, lecz wcale jej nie ukazuje. Przynajmniej w zachodnim rozumieniu tego słowa.

czerwiec 2005

Zabójcze trio 
Chik yeung tin sai (2002) 
Reż: Corey Yuen 
Wyk: Qi Shu, Karen Mok, Vicki Zhao 

ocena 4 

Brak komentarzy: