Szukaj na tym blogu

czwartek, 26 października 2006

Przylądek strachu

poczuj prawdziwy strach


Scorsese należy do reżyserów, którzy nie boją się wyzwań. Czy to realizując kontrowersyjne "Ostatnie kuszenie Chrystusa", czy zupełnie bez szansa na boxoffice "Kundun - życie Dalajlamy", ale również mimo swojego niewątpliwego talentu biorąc się za sequel ("Kolor pieniędzy") czy nawet remake. "Przylądek strachu" ze świetnymi rolami Roberta Mitchuma i Gregory'ego Pecka (którzy zresztą zagrali w remake'u Scorsese). Był to film w stylu Hitchcocka, który naprawdę poruszał i sprawiał, że ciarki przechodziły po grzbiecie. Dorównać mu, a co dopiero przebić, to dopiero wyzwanie. Scorsese mu sprostał, zdaje się lekką rączką.


Potęguje napięcie czy to przez drażniącą nerwy muzyke, która gra nawet po skończeniu napisów, czy to przez błyskawiczne ujęcia i szybkie najazdy kamery. Najlepsza jest scena, gdy ciszę obiadu przerywa dźwięk telefonu potęgowany szybkimi ujęciami na zbliżeniu. Najwięcej jednak strachu napędza finał, który nie wiadomo kiedy się wreszcie dobrze (oby, bo co do tego też można mieć wątpliwości) skończy i uwolni nas od napięcia wszystkich nerwów. Nie bez znaczenia pozostaje scenariusz, bazowany przecież na oryginalnym, a jednak uwzględniający współczesne osadzenie historii.

Kreacja Roberta De Niro jest zachwycająca jak zwykle, gdy gra u Scorsese. Z małym zastrzeżeniem. Jego ironiczny uśmieszek pojawia się zbyt często na jego twarzy, co bardzo umniejsza groźnej postaci Maxa Cady'ego. Jak dla mnie wygląda to, jakby Cady żartował i tak naprawdę wcale nie był groźny. Czyżby był aż takim psychopatą? Za to, gdy dzwoni do młodziutkiej Danielle i rozmawia ją jednocześnie ćwicząc na drążku sprawia wręcz piorunujące wrażenie. Zwłaszcza, że kamera pokazuje go od połowy rozmowy do góry dołem: opadające włosy nadają mu demonicznego wyglądu. A improwizowana na planie scena uwodzenia Danielle w szkolnym teatrze potęguje jeszcze tę grozę.

W nowej wersji dokonano paru zmian w scenariuszu na życzenie reżysera. I tak mamy bardzo wyraźnie zarysowane konflikty wewnątrz samej rodziny Sama Bowdena. Tym samym Nolte, Lange i Lewis nie grają stereotypowej rodzinki z telewizji, ale rodzinę z problemami, gdzie każdy z każdym ma jakiś konflikt. Dorastająca córka obserwując kłótnie rodziców traci do nich szacunek. Dlatego tak łatwo daje się oczarować Maxowi. Juliette Lewis tworzy naprawdę wyjątkową kreację, gdzie ma się czym popisać. Zresztą dostała nominację do Oskara, choć to jej pierwsza tak ważna rola.

Scorsese zrobił wyjątkowy w swojej filmografii film. Pierwszy raz zajął się thrillerem psychologicznym, choć początkowo długo oponował. Po raz pierwszy też wypróbował nowych technik, m.in. blue-boxu (niebo najczęściej było dodawane potem), czy format anamorficzny (zawsze obawiał się jak obraz będzie wyglądał w telewizji, lecz miał nadzieję, że odbiorniki panoramiczne będą popularne niebawem). Specjalnie na potrzeby filmu zbudowano też basen, gdzie kręcono finałową scenę. Jeśli efektem miało być wprawienie widzów w stan strachu - to udało mu się.

październik 2006

Przylądek strachu  
Cape Fear (1991) 
Reż: Martin Scorsese 
Wyk: Robert De Niro, Nick Nolte, Jessica Lange, Julliette Lewis, Joe Don Baker, Robert Mitchum, Gregory Peck 

ocena 4 

Brak komentarzy: