Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 30 października 2006

Infiltracja

Szczur szczura szczurem pogania


Było niegdyś takie powiedzenie, które powyżej sparafrazowałem. Każdy kto zobaczy ten film będzie wiedział, co miałem na myśli. Od tajniaków w tym filmie wręcz się roi. Scorsese przedstawia nam świat, gdzie nie wiadomo kto dla kogo tak naprawdę pracuje. Członek mafii w oddziałach policji, policjant inwigilujący mafię, gangster na usługach FBI... Można się w tym pogubić. Zwłaszcza doczekawszy zakończenia, które naprawdę powala czystym paradoksem.

Martin Scorsese lubi zaskakiwać. Tym razem zaskoczył mnie mało pozytywnie. Tak bywa, gdy się słyszy o porównaniach do jego najlepszych filmów, o powrocie do źródeł, a dostaje jedynie zakręconą intrygę utrzymująca w niepewności, zamiast arcydzieła. Ale na arcydziele nie zawsze się można poznać od razu. Scorsese przez pierwszą połowę filmu wprowadza nas w swój świat. Świat bostońskich policjantów i gangsterów. Nie jest on ani romantyczny, ani nawet pociągający, jak miało to miejsce w poprzednich filmach z tego gatunku. Widzimy bandziorów pozbawiownych gustu, handluijących mikroprocesorami, wyglądającymi jak menele z knajpy, z szefem o podejrzanych zwyczajach. Frank Costello nie boi się mówić co myśli, a mówi wiele. Do księdza, do barmanki, do każdego. Maniera Nicholsona została wyostrzona do granic możliwości.

Mało tego. Ponure zdjęcia, brak typowych "scorsesowskich" manipulacji obrazem ma nas zbliżyć bardziej do ziemi. Scorsese podążył w zupełnie przeciwnym kierunku jeśli idzie o ekspozycję w tym filmie. Również i muzyka nie jest powalająca. Dialogi są śmieszne, co wydaje się być niezbyt na miejscu. Dlaczego wiec wart zobaczyć ten film, który w dodatku jest remakiem? Scorsese już robił w życiu jeden bardzo udany remake. Jeden niezły sequel. Film broni się świetną fabułą i dobrymi rolami.

Trójka głównych młodych bohaterów jest nieprzypadkowo do siebie podobna wizualnie. Pierwsze skrzypce gra oczywiście Di Caprio ze swoją udręką bycia podwójnym agentem, choć niekoniecznie jego mus brania valium i wizyty u psychiatry. Damon i Wahlberg niewiele mu ustępują. Nawet Alec Baldwin i Martin Sheen w swych małych rolach grają przyzwoicie. Niestety Jack Nicholson nie był dobrym wyborem do tego filmu. Jego improwizacje wprowadzają zbyt dużo niedobrego smaku. Oczywiście postać, którą gra jest bardzo nadzwyczajna, ale Jack zdaje się nadużywać ekspresji aktorskiej. Cóż, w pewnym wieku już tak bywa.

Największą jednak przyjemność sprawia oglądanie, zwłaszcza po przynudnawej piewszej połowie, zapętlania się sznurów wokół szyi DiCaprio i Damona. Stopniowo szukając szczura trafiają na siebie i na tym wcale się nie kończy. Poza osobą Franka Costello łączy ich też kobieta, pani psychiatra, która jest z jednym z nich, a kocha drugiego. Jakby tego było mało informatorzy dowiadują się o istnieniu innych informatorów (którzy są niby dla udowodnienia wiarygodności tych pierwszych). Kilkupiętrowa układanka robi się coraz bardziej zawiła. Odnoszę wrażenie, że tego typu film mógł zrobić byle dobry reżyser - Scorsese stać na wiele więcej.

październik 2006

Infiltracja  
The Departed (2006) 
Reż: Martin Scorsese 
Wyk: Jack Nicholson, Leonardo Di Caprio, Matt Damon, Mark Wahlberg, Martin Sheen, Alec Baldwin 

ocena 4 

Brak komentarzy: