Na rozpoczynającym się dziś w Toruniu festiwalu Tofifest będzie można obejrzeć kilka klasycznych spaghetti-westernów i jest to prawdziwa gratka dla miłośników gatunku. Dziś pozycje te uznawane są za kultowe, ale nie zawsze tak było…
Clint Eastwood uważa, że obok jazzu western jest jedynym gatunkiem czysto amerykańskim.. Ludowe zjawisko kultury amerykańskiej, jakim jest western, wytworzył wiele legend i mitów, które często uważane są za prawdziwą historię, a Stany Zjednoczone Ameryki mają bardzo krótką, bo zaledwie ponad dwustuletnią historię. Kraj potrzebował zatem legend, który by wiązały wspólnotę. Opowieści o dziarskich pionierach zdobywających niedostępne ziemie terytorium nie bez kozery nazwanego Dzikim Zachodem, stały się nie tylko historią powstawania państwa, ale również stanowią genezę amerykańskiej mentalności. Pionierami byli zazwyczaj purytanie z klasy średniej, którzy ciężko pracowali tworząc gospodarczą potęgę Stanów Zjednoczonych, utwierdzając mit o Ameryce jako miejscu, gdzie można być Kimś.
Western jako gatunek jest tak stary jak samo kino. Dwa lata po wynalezieniu przez braci Lumiere kinematografu, w Stanach zaczęto pokazywać pierwsze kilkuminutowe filmy z Dzikiego Zachodu. Były one wyświetlane w "arkadach", czyli salonach gier hazardowych z początku XX wieku. Pierwszym filmem w historii uznanym za westernem był "Napad na ekspres" (1903) Edwina S. Portera, który zawierał w sobie niczym w pigułce to, czym miał się charakteryzować western: była widowiskowa akcja, byli kowboje, był wreszcie napad. Wtedy ukształtował się podział na białe i czarne kapelusze, czyli bohaterów dobrych i złych.
Kiedy
powstawały pierwsze westerny, historia Dzikiego Zachodu ciągle jeszcze była
otwarta i dopisywana. W przeciwieństwie do filmów o gladiatorach czy rycerzach,
gdzie uczestnicy opisywanych w nich zdarzeń już od wieków nie chodzili po
Ziemi, prawdziwi rewolwerowcy z Dzikiego Zachodu często pomagali przy tworzeniu
filmów (najchętniej tych, które współtworzyły ich mit). Byli wykorzystywani nie
tylko jako konsultanci, ale również jako statyści, kaskaderzy, trenerzy czy
nawet aktorzy. Akcja filmów mogła toczyć się w prawdziwych realiach, przez co
były one dokumentalnym zapisem aktualnych wydarzeń.
Czesław
Michalski w książce "Western i jego bohaterowie" (WAiF, Warszawa
1972) twierdzi, że: "Dziki Zachód w westernie musi pozostać mieszaniną
legendy, prawdy historycznej i doraźnych fałszów, dyktowanych modą, kalkulacją
producentów czy ambicjami twórców i sławnych aktorów." Western miał
aspiracje opowiadać historię Ameryki, jednak zawsze ją idealizował. Mijając się
z prawdą historyczną, często przekształcał wydarzenia. Liczne schematy tworzone
przez kolejne filmy, stały się wkrótce prawdą artystyczną. Ich popularność
brała się stąd, że Amerykanie chętnie oglądali filmy, w których widzieli siebie
przedstawionych w lepszym świetle: herosów postępujących według zasad,
walczących o dobro i opiekujących się słabszymi.
Klasyczne
westerny pielęgnują takie cnoty jak męstwo, przyjaźń, lojalność, czy wierność
ideałom. Gatunek ten słynie z etyki, bazującej na doświadczeniach pierwszych
Amerykanów, w której unikano konfliktów wartości opowiadając się za prostym
podziałem świata. O ile dla Amerykanów westerny opowiadały historię ich wspólnoty,
poza Stanami w filmach tych widziano wartości przede wszystkim rozrywkowe. Były
to w końcu uniwersalne opowieści o walce dobra ze złem, przekazane w egzotyczny
dla Europejczyków sposób.
Przez
pierwszą połowę XX wieku międzynarodową popularność zyskali sobie tacy aktorzy
jak William S. Hart, Tom Mix, Gary Cooper, czy John Wayne. Filmy powstawały na
pustyniach Kalifornii w pobliżu Hollywood, rzadko w Teksasie czy Arizonie.
Jednak najczęściej realizowano je w tak zwanych "back lotach", czyli
w dekoracjach zbudowanych na terenie wytwórni. Pozwalało to na dużą wygodę,
gdyż na jednym planie zdjęciowym mogło powstać kilka filmów, których rocznie
kręcono kilkadziesiąt. Do tej liczby doszła wkrótce produkcja telewizyjnych
seriali, która szczególnie rozkwitła w połowie lat 50-tych wraz z rozwojem
telewizji.
"W
samo południe"(1952) Freda Zinemanna zyskało cztery Oscary i - podobnie
jak "Rio Bravo"(1959) Howarda Hawksa czy "Siedmiu
wspaniałych"(1960) Johna Sturgesa - cieszyło się olbrzymią popularnością.
Gatunek ten jednak stawał się coraz bardziej skostniały w swych schematach,
eksploatowanych jeszcze dodatkowo przez telewizyjne seriale, które szczególnie
go ugładzały. Telewizję oglądało się całymi rodzinami. Seriale nie mogły zatem
epatować ukazywaniem przemocy i okrucieństwa, a wręcz przeciwnie. Coraz
częściej w westernach zaczęły się pojawiać elementy komediowe i romantyczne
piosenki śpiewane przez głównych bohaterów.
Jak
zauważył biograf Sergio Leone Sir Christopher Frayling w okresie od 1950 do
1963 roku liczba westernów produkowanych w Stanach Zjednoczonych zmniejszyła
się z 150-ciu do 15-tu rocznie. Frayling tłumaczył to tym, że kino stanęło do
walki z telewizją i zaczęło jej ustępować miejsca, również w dziedzinie
westernu.
Tymczasem
we Włoszech, gdzie telewizja była jeszcze mało popularna (a na południu Włoch
nie było jej wcale), do kina chodziło się dwa razy w tygodniu. Gadatliwi Włosi
mieli specyficzny sposób spędzania czasu w kinie, przypominający wyjście do
kawiarni, gdyż w trakcie projekcji żwawo się dyskutowało. Publiczność była
bardzo wyrobiona i wybredna - śmiała się z Johna Wayne'a i jego
"honorowych" filmów. Pojawiło się zapotrzebowanie na odświeżenie
gatunku.
W
Europie - gdzie nie brakowało ani kulturowych wzorców, ani historycznych
wydarzeń, czy legendarnych postaci, gdzie nie było potrzeby tworzenia mitu
założycielskiego, jak w przypadku Ameryki - paradoksalnie pojawiła się potrzeba
westernu. Gatunek ten musiał być zatem na tyle uniwersalny i atrakcyjny, że
przekraczał granice amerykańskiej mentalności i sposobu pojmowania świata.
W
Niemczech już w latach 20-tych rozpoczęto kręcenie westernów, przy czym
kierowano się dwojakim podejściem: imitowano western dobierając plenery łudząco
podobne do amerykańskich, bądź też adaptowano schemat fabularny do przygodowych
i sensacyjnych filmów. Natomiast po II wojnie światowej z racji ograniczeń
importowych, oryginalny amerykański western całkowicie zastąpiły tzw.
ersatz-westerny - przeróbki amerykańskich westernów i adaptacje książkowych
powieści.
Filmowcy
z NRF produkowali filmy powstałe na podstawie powieści Karola Maya, zaś w NRD
powstawały filmy bazujące na powieściach Jamesa F. Coopera. W obu przypadkach
filmowcy ignorowali ewolucję gatunku opierając się na starych schematach z lat
20-tych i adresując swe filmy z dydaktycznym przesłaniem przede wszystkim do
młodzieży. Twórcy nie mieli wyczucia konwencji na tyle, że głównym bohaterem
westernu został Winnetou, Indianin - rzecz nie do pomyślenia w zapatrzonej we
własną wspaniałość Ameryce, gdzie w filmach Indianie byli czarnymi
charakterami.
"Skarb
w Srebrnym Jeziorze" Haralda Reinla z 1962 roku stał się początkiem serii
przygód wspomnianego Winnetou - widowisk pełnych rozmachu i przynoszących
ogromne zyski. Aktorzy tacy jak Pierre Brice, Lex Barker czy Gojko Mitic
cieszyli się olbrzymią popularnością, choć ograniczoną tylko do jednego gatunku
filmów. Niemieckie westerny kręcono najczęściej w plenerach Jugosławii lub
Hiszpanii, które były łudząco podobne do amerykańskich krajobrazów Teksasu i
Arizony.
Sukces
ersatz-westernów na skalę europejską przyczynił się do zainteresowania tym
tematem kinematografii włoskiej. Pomijając artystyczne filmy Felliniego,
Pasoliniego czy Rosselliniego, które miały określoną widownię, Włosi przeważnie
realizowali widowiska dla masowej publiczności, tzw. "peplum".
Zaliczały się do nich zarówno filmy o rzymskich legionistach, jak i
mitologicznych herosach walczących z potworami. Western miał się stać kolejnym
gatunkiem zapewniającym włoskiej kinematografii sukcesy kasowe nie tylko na
arenie krajowej. Okolice leżącej na południu Hiszpanii Almerii, która
przypominała meksykańskie plenery, stały się Mekką dla włoskich filmowców
tworzących gatunek nazwany wkrótce spaghetti-westernem.
Pierwszy
z nich powstał dopiero w roku 1963. "Minnesota Clay" Sergio
Corbucciego został nakręcony w scenerii amerykańskiego miasteczka pionierów,
zbudowanej w Almerii jeszcze przez niemieckich filmowców. Wspomnieć trzeba, że
spaghetii-westerny były najczęściej międzynarodowymi koprodukcjami, współfinansowanymi
m.in. przez Niemcy i Hiszpanię. Włoskie przepisy wymagały zaś, by część zdjęć
powstawała w rodzimym kraju. Dlatego wkrótce pod Rzymem pojawiły się dekoracje,
które później służyły kolejnym produkcjom. Filmy te jednak w większości kręcono
w Hiszpanii nie tylko ze względu na jej atuty krajobrazowe. Brak związków
zawodowych za dyktatury Franco powodował, że koszty produkcji były
czterokrotnie niższe niż we Włoszech. W efekcie boomu włoskie firmy
wytwarzające rekwizyty do historycznych widowisk musiały przestawić się z
sandałów na kowbojskie buty.
Filmy
amerykańskie, które dotąd rzadko trafiały do Europy, po II wojnie światowej
zalały europejski rynek niczym potop, stając się przedmiotem kultu nie tylko
dla Leone. Na ich oglądaniu wyrosła cała francuska Nowa Fala, której twórcy
uświadomili sobie jak wiele wspaniałych filmów nie było im dane dotąd zobaczyć
z powodu wojny. To entuzjaści kina amerykańskiego we Francji zbudowali
reputację takich reżyserów jak Howard Hawks, John Ford, Raoul Walsh czy William
Wyler.
Dla
wychowanego na amerykańskich filmach Sergio Leone Ameryka była ekwiwalentem
religii. Chłonął ją z filmów gangsterskich i westernów, których bohaterowie
stali się dla niego idolami - herosi ci byli w końcu więksi niż życie. Jego
wiara w ideał Ameryki pełnej ludzi honoru została zburzona, gdy do pokonanych w
wojnie faszystowskich Włoch wkroczyli amerykańscy żołnierze a ich niemoralne
zachowanie nie było zgodne z jego wyobrażeniami.
Leone,
który już za młodu kręcił się po planach filmowych jako chłopiec na posyłki był
świadkiem powstawania włoskiego neorealizmu na planie "Złodziei
rowerów" (1948) Vittorio de Siki. Pracował także przy kręconych przez
Amerykanów we Włoszech filmach kostiumowych takich jak "Quo Vadis" (1951)
czy "Ben Hur" (1959), jak również ich włoskich odmianach,
wspomnianych już "peplum". Tanimi efektami filmy te stwarzały
wrażenie podniosłych widowisk. Wkrótce Leone sam zaczął kręcić filmy w tym
nurcie. Jego pierwsze reżyserskie dokonania - "Ostatnie dni Pompei"
(1959), czy "Kolos Rodyjski" (1961) - były wątpliwymi osiągnięciami,
ale na pewno nauczyły go warsztatu, a także zabawy filmowymi konwencjami.
Leone
oczywiście nie był inicjatorem podgatunku nazwanego spaghetii-westernami,
których Włosi już zdążyli nakręcić kilkanaście. Jego pierwszy film z tego
nurtu, niskobudżetowy "Za garść dolarów"(1964) z międzynarodową ekipą
i nieznanym szerzej aktorem był produkcją bardzo chaotyczną. Na planie ciągle
wybuchały kłótnie, producenci by ukończyć film musieli przemycać pieniądze, ale
w całym zamieszaniu to Leone wiedział jaki efekt pragnie osiągnąć.
Zaproponowany przez niego podniosły styl - wydłużane w nieskończoność ujęcia
wzmacniane pompatyczną muzyką i oczywiście osadzeni w świecie bez zasad twardzi
cyniczni bohaterowie, których jedyną motywacją były pieniądze - nadały temu
gatunkowi pożądaną świeżość formy. Leone na fali sukcesu nakręcił jeszcze
cztery takie filmy: "Za kilka dolarów więcej"(1965), "Dobry, Zły
i Brzydki"(1966), "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie"(1968) i
"Garść dynamitu"(1971), ale już po pierwszym filmie doczekał się masy
naśladowców.
W
Hiszpanii na szeroką skalę zaczęto realizować kolejne spaghetii-westerny, mniej
lub bardziej naśladując wypracowany przez niego styl. Georgio Ferroni rozpoczął
realizację swej własnej dolarowej trylogii filmem "One Silver Dollar"
(1964), w skład której weszły też "Fort Yuma Gold" (1966) i
"Wanted" (1967). Główną rolę w tych filmach grał Giuliano Gemma,
który inspirując się rolą Eastwooda dodał swej postaci więcej cech pozytywnych
w dylogii Duccio Tessariego: "A Pistol for Ringo" (1965) oraz
"The Return of Ringo" (1965). Ze słynnych twórców spaghetti-westernów
wspomnieć też trzeba o Sergio Corbuccim, który próbował swych sił w westernach,
ale jego filmy z lat 1964-1966 nie odnosiły sukcesów. Za to nakręcony w 1966 r.
"Django" z Franco Nero w roli tytułowego bohatera stał się filmem o
własnej mitologii, a Nero się europejskim gwiazdorem. Film wykreował mroczną
postać, która ciągnąc za sobą trumnę z ukrytym w niej karabinem maszynowym,
doczekała się kilkunastu kontynuacji, często połączonych z oryginałem jedynie
wzmianką w tytule.
Choć
spaghetti-western przez wielu krytyków jest do dziś traktowany jako kino
gorszej klasy, wywarł spory wpływ na amerykańską tradycję westernową, przede
wszystkim doprowadzając do odrodzenia gatunku. Starzy mistrzowie jak Fred
Zinnemann czy John Ford nie zaakceptowali tych zmian, ale szanowali Leone.
Natomiast dla młodych reżyserów takich jak Sam Peckinpah, Leone był mistrzem.
Peckinpah już w swych pierwszych filmach dokonywał rewizji klasycznych
westernowych schematów. W swej słynnej "Dzikiej Bandzie"(1969)
wyraźnie nawiązał do twórczości Leone, inspirując się modelem antybohatera
Eastwooda, meksykańską scenerią, czy też przemocą i okrucieństwem. Włoskie rozwiązania
przyczyniły się do powstania zrywających z klasyką rozrachunkowych westernów,
takich jak: "Mały wielki człowiek" (1970), "Przełomy
Missouri" (1976), czy wreszcie "Mściciel"(1973) - jeden z
najbardziej enigmatycznych filmów Clinta Eastwooda.
Twórczość
Leone wywarła największy wpływ na najmłodsze pokolenie twórców, do których
zalicza się Martin Scorsese, czy Brian De Palma. Christopher Frayling wspomina
o potrójnych pojedynkach we "Wściekłych psach" Tarantino, ekspozycji
"Bliskich spotkań trzeciego stopnia" Spielberga przypominającej
"Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" Leone, czy "Łowcy
wampirów" Johna Carpentera. Quentin Tarantino, który uważa, że
"Dobry, Zły i Brzydki"to najlepiej wyreżyserowany film na świecie,
oddał wielki hołd klasyce spaghetti-westernów w drugiej części swej dylogii o
zemście "Kill Bill" (2004), gdzie nawet wykorzystał muzykę z filmów
Leone, podobnie jak w późniejszych "Bękartach wojny"(2009). Robert
Rodriguez, twórca słynnego "El Mariachi" (1992) inspirowanego również
Trylogią Dolara, za namową Tarantino stworzył własną trylogię o tajemniczym
mścicielu, w której skład weszły "Desperado" (1995) i "Pewnego
razu w Meksyku: Desperado 2" (2003). W postaci granego przez Mela Gibsona
Mad Maxa z trylogii George'a Millera też widać inspirację postacią Eastwooda (w
trzeciej części serii Max zostaje przedstawiony publiczności na arenie jako
Człowiek bez imienia). Jednym z najnowszych odniesień do trylogii dolara jest
japoński western "Sukiyaki Western Django" (2007), którego akcja
toczy się feudalnej Japonii, gdzie pojawia się rewolwerowiec z Dzikiego Zachodu
(w małym epizodzie wystąpił tam Quentin Tarantino) i koreański "The Good,
The Bad, The Weird" (2008), co skłania do przypuszczeń, że gatunek wraca
do swych azjatyckich korzeni - czyli filmów samurajskich.
Wreszcie
twórca, który sam zaczynał od kopiowania innych, sam został skopiowany.
Powstały w 1997 roku a rozgrywający się w czasach prohibicji "Ostatni
sprawiedliwy" Waltera Hilla - to remake "Za garść dolarów" -
będący również w prostej linii remakiem "Straży przybocznej"
Kurosawy. W filmie wystąpił Bruce Willis, aktor który w swych licznych rolach
również wzorował się na postaci wykreowanej przez Eastwooda. (Pod adresem
http://www.bbc.co.uk/dna/h2g2/A1161271 można znaleźć ciekawe analogie pomiędzy
wszystkimi trzema filmami).
więcej na
stopklatka.pl
stopklatka.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz