Szukaj na tym blogu

środa, 2 lutego 2011

DV: Pomysł na historię

czyli od czego zacząć film

Stare hollywoodzkie powiedzenie mówi: na podstawie dobrego scenariusza może powstać dobry albo zły film, ale na podstawie złego scenariusza nigdy nie powstanie dobry film. Scenariusz to podstawa: jeśli jest wyjątkowy każdy aktor, operator czy producent zrobi wszystko, żeby tylko móc pracować przy jego realizacji. Najwięksi gwiazdorzy godzą się na minimalne czy nawet zerowe honorarium jeśli tylko scenariusz ich zachwyci i sprawi, że dostrzegą w nim możliwość stworzenia życiowej roli. Ma to oczywiście duże przełożenie na praktyczny aspekt produkcji. Dobry scenariusz ułatwia znalezienie sponsorów, a już powiązanie scenariusza z gwiazdorem gwarantuje, że film nie będzie miał problemu z promocją i znalezieniem chętnych do jego obejrzenia.

Powiedz więcej, mówiąc mniej.

Ale czy naprawdę potrzebujemy scenariusza, żeby zrobić film? Pięćdziesiąt lat temu Jean-Luc Godard powiedział, że scenariusz to przeżytek i zaczął improwizować. Tak powstały jedne z ciekawszych filmów Nowej Fali, czy brytyjskiego kina społecznego. Jeśli jednak nie mamy takiego doświadczenia, jak Ken Loach czy Mike Leigh, zapisany tekst jest najlepszym środkiem zakomunikowania naszej historii aktorom, ekipie, sponsorom, oraz nam samym. Czytając czarno na białym nasz skrypt zobaczymy (albo i nie) naszą historię krok po kroku, scena po scenie, wszelkie zawirowania i nieciągłości. Mike Leigh czy Ken Loach może i nie bazują na tradycyjnym scenariuszu, ale mają zarys fabuły w postaci podpunktów do poszczególnych scen a poza tym przeprowadzają mnóstwo prób z aktorami, co ułatwia wejście w role. W końcu tak działa mechanizm powtórek – im dłużej powtarzamy jakieś zachowanie, tym bardziej staje się ono dla nas naturalne. Ot i cała tajemnica. Improwizowane filmy, które powstawały bez scenariusza, łatwo rozpoznać, ale trudniej obejrzeć do końca.


Ilość czasu na poszczególne etapy:
Pisanie wstępne = 65%
Pisanie rzeczywiste (szkic roboczy) = 5%
Poprawianie = 30%

Twoim najważniejszym celem jako scenarzysty 
jest wydobycie z widza głębokiej reakcji emocjonalnej.

W takim razie skąd się bierze scenariusze? Albo się je kupuje od profesjonalnych scenarzystów, albo się je pisze samemu. Scenariusz może być adaptacją literatury bądź oryginalnym pomysłem, ale ktoś musi ten pomysł przełożyć na język filmu. W Polsce każdy kto chce robić filmy jest skazany na siebie jeśli idzie o pisanie. Scenarzyści owszem istnieją i piszą, ale najczęściej dla telewizyjnych seriali, gdzie mogą zarobić godziwe pieniądze, albo dla siebie żeby samemu wyreżyserować upragniony film (co nie zdarza się tak często). Poza tym, w tak skromnej kinematografii jak polska, mało który producent zdecyduje się robić film na podstawie tekstu nowicjusza w branży. Ale nie bądźmy pesymistami. Jak to w filmach bywa, takie przypadki też się zdarzają: nikomu nieznany Piotr Wereśniak napisał „Kilera” a jest obecnie samodzielnym reżyserem i producentem. No i oczywiście sam pisze scenariusze do swoich filmów. Jeśli więc chcesz nakręcić film, powinieneś najpierw napisać scenariusz. [...]

więcej w miesięczniku Digital Vision

Brak komentarzy: