Szukaj na tym blogu

sobota, 3 grudnia 2011

Nabijanie klientów w… okładkę

czyli jak sprzedać dwa razy to samo
Nie jestem naiwnym konsumentem. Przynajmniej taką mam nadzieję. Ale drażni mnie, kiedy widzę perfidne techniki przyciągnięcia klienta do produktu. Zarówno od dużych dystrybutorów, jak i tych małych, wtórnych i lokalnych. Od dawna już nie kupuję filmów na polskich stoiskach. Są tak „ograne”, że tylko okładki się zmieniają – w zależności od gazety do której są dołączane, a w zawartości zwiększa się tylko liczba reklam sponsorów. Kiedy dla zabicia czasu przeglądałem stoisko z płytami na poznańskim dworcu byłem zaskoczony pomysłowością dystrybutorów. Może dla mniej wyrobionego widza byłby to kolejny film z Alem Pacino, którego jeszcze nie zna - ale litości! Chyba każdy z nas potrafi rozpoznać swój ulubiony film, nawet w zagranicznym wydaniu. Przeglądam więc płyty i widzę: Al Pacino i Sean Penn w filmie… „Sztuka przetrwania”.  Najwyraźniej film znany jako „Życie Carlita” (w gazetowych wydaniach wydany już dwukrotnie) przestał schodzić i należało sprzedać go na nowo – prawdziwa sztuka przetrwania na rynku płyt! Gdyby ktoś wkomponował na okładkę mniej charakterystyczne zdjęcia z innych filmów obu aktorów, byłbym gotów uwierzyć, że coś z ich filmografii mi umknęło. Inną ciekawostką na stoisku był „Ojciec chrzestny” – okładka każdemu dobrze znana. Film na nośniku Blu-Ray w edycji… włoskiej pod tytułem „Il Padrino” – chwila pośpiechu i kupimy film bez polskiej wersji językowej.

Dystrybutor filmów z wytwórni Warner Bros. jest mistrzem jeśli idzie o kamuflaż. Wiadomo, że oglądając okładki filmów w sklepie, po jakimś czasie przyzwyczajamy się do takiej czy innej oprawy i już nie zwracamy na nią uwagi. Dlatego dystrybutor co kilka lat przepakowuje swoje płyty w nowe pudełka. Tak było w przypadku serii filmów Clinta Eastwooda, których wydania z lat dziewięćdziesiątych (nierzadko na dwustronnych płytach – któż takie jeszcze pamięta?) miały jak dotąd trzy różne okładki. Niedawno przed świętami filmy od Warnera pojawiły się w nowym designie – czarno-biały portet głównego bohatera na białym tle. Ładnie by wyglądały na półce w domu, szkoda tylko, że większość z tych filmów już kupiliśmy wcześniej, a wydawca nie oferuje nawet tak ogranego chwytu jak specjalny materiał dodatkowy z okazji któregoś tam jubileuszu. No, ale to też jest sposób na poszerzenie kolekcji.

Obecnie trudno sobie wyobrazić „goły” film na DVD bez przynajmniej zwiastuna promocyjnego. Czasem za granicą pojawiają się specjalne edycje dwupłytowe ciekawszych filmów, jednak polscy dystrybutorzy skutecznie pozbawiają widzów tych atrakcji rzadko dołączając drugą płytę do pudełka (chcąc zaoszczędzić na produkcji nośnika i tłumaczeniach). Sporo dostępnych u nas tytułów miało swoje bogatsze odpowiedniki zagranicą, gdzie można je było kupić znacznie taniej. Dochodziły koszty wysyłki i (czasami) konieczność oglądania bez polskiej wersji językowej, ale w porównaniu do lepszej jakości produktu - były to tylko mankamenty.

Jestem przekonany, że prawdziwi fani Trylogii Pierścienia czy Gwiezdnych Wojen posiadają co najmniej dwie edycje ich ukochanych filmów – wszak wciąż powstają nowe materiały dodatkowe, a George Lucas nadal poprawia kosmetykę samych filmów. Sam jestem posiadaczem tego samego filmu na DVD w trzech różnych opakowaniach i był to świadomy wybór. Pierwszą płytę kupiłem, bo była to pierwsza edycja filmu „Za garść dolarów” w Polsce. Drugą kupiłem za granicą, bo była to podwójna rozszerzona edycja z masą dodatków. Trzecią, bo miała oryginalną włoską ścieżkę dźwiękową (rarytas dla fanów spaghetti-westernów), a poza tym kosztowała jedynie 5zł. Trzykrotnie kupowałem też „Brudnego Harry’ego” – raz w pierwszym wydaniu, później jako dodatek do gazetki i wreszcie w wielkim boxie pięciu filmów serii, gdzie poza DVD była jeszcze książeczka, plakat i… odznaka policyjna. Ale to wydanie było wyjątkowo „wypasione”, choć oczywiście pochodziło z zagranicy. W Amazonie już teraz powyżej pewnej kwoty można liczyć na darmową dostawę do Polski, a już na wiosnę księgarnia planuje otworzyć swój polski oddział. Czy to coś zmieni w podejściu do klienta wielkich graczy na naszym rynku? Zobaczymy, choć jak słyszałem na pewnych szkoleniach z marketingu – firma może pochwalić się sukcesem dopiero wtedy, gdy sprzeda jednemu klientowi ten sam produkt trzy razy!

Brak komentarzy: