Szukaj na tym blogu

wtorek, 3 lutego 2004

Joe Kidd

Clint Eastwood ponownie w siodle, tym razem u Johna Sturgesa, reżysera pamiętnych "Siedmiu wspaniałych". Gra łowcę głów, który jest niejako na emeryturze, mimo tego nadal ma kłopoty z prawem. Odsiaduje wyrok w więzieniu za polowanie na jelenia. Jakże jednak jego bohater różni się od wykreowanego dotychczas. Ubrany w śmieszny garnitur, przykrótki krawacik i melonik na głowie, który raczej powagi mu nie dodaje. Wygląda w tym stroju, jak to ładnie określiła jedna dama z filmu - "jak fircyk z miasta". Ponadto, nie chce zabijać ludzi z zimną krwią. Zdaje się więc, jakby jego bohater dojrzał. Lecz niezupełnie. Idąc w odwiedziny do Harlana woli poflirtować z jego dziewczyną. Śmieje się z poważnego podejścia do życia, ot choćby sędziego, czy innych obywateli, którzy wyruszają w pościg za Luisem Chamą. Jest bardzo pewny siebie i mimo pajacowatego stroju, nadal sprawia wrażenie że jest twardy. Ot choćby w więzieniu, gdy wychodząc obrzuca współwięźnia jedzeniem z patelni, a następnie uderza go wspomnianą patelnią. Jest to wyrównanie rachunków za wyśmiewanie się z niego.

Nie angażuje się w pościg, pomimo sporego wynagrodzenia. Dopiero, gdy dowiaduje się, że Chama napadł na jego dom i uprowadził jego konie, poprzysięga zemstę. Przeobraża się z beztroskiego dowcipnisia w rewolwerowca pełną gębą. Odtąd Eastwood nosi już strój, jaki przystało nosić na Dzikim Zachodzie. Nie daje sobie dmuchać w kaszę, i daje nauczkę nadpobudliwemu Lazarowi, który z wzajemnością nie darzy go sympatią. Jest przy tym podstępny i sprytny, podobnie jak Święty stara się nie używać broni palnej i całkiem nieźle sobie z tym radzi. John Saxon, znany z późniejszego "Wejścia Smoka", kreuje postać Luisa Chamy, przywódcy zbuntowanych wieśniaków, walczących o swe prawa do ziemi. Chama to fanatyk, uważa się za męża opatrznościowego. Zadufany w sobie nie chce ratować swych współplemieńców przed egzekucją uważając, że potrzebuje męczenników, a sam jest zbyt ważny, by mógł zginąć. Bo któż by go zastąpił? Chama miał być zapewne według zamysłów scenarzysty człowiekiem porywającym tłum, urodzonym przywódcą. John Saxon bynajmniej do takich nie należy. Jego postać jest bez wyrazu, zupełnie jakby dostał tę rolę dzięki przypadkowi, lub koneksjom. Nie potrafi oddać nawet w ułamku oczekiwań, jakie by można mieć w stosunku do tej charyzmatycznej postaci. Cóż, Saxon nie posiada charyzmy i jest aktorem drugiego planu.

Podobnie zresztą jak słynny Robert Duvall, pamiętny consigliere z "Ojca chrzestnego", czy płk. Kilgore z "Czasu apokalipsy". Tym razem nie osiąga szczytów swych możliwości aktorskich. Jego rola nie zachwyca. Gra bogacza, który postanawia wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę, i nie waha się zabijać innych. Duvall nie oddaje jednak w pełni tego szaleństwa. Bez wątpienia nie jest to jego popisowa rola, jest nijaka. Nie potrafi oddać władczości granej przez siebie postaci. Duvall to również aktor drugiego planu.

Film jako western jest całkiem udany. To z pewnością wielka zasługa Johna Sturgesa. Zresztą nie mniejsza i samego Eastwooda, który wprowadza w tym filmie pewne modyfikacje do swej kultowej roli bezimiennego rewolwerowca, co zresztą daje niezły efekt. Dość zaskakująca jest scena, gdy Eastwood wjeżdża pociągiem do baru i wjechawszy zabija czyhających tam na niego rewolwerowców. Sturges zdaje się składać hołd Sergio Leone, gdy w ostatnim pojedynku Eastwood strzela do Duvalla i kamera robi zbliżenie na gałki oczne tego pierwszego. Całość uzupełnia muzyka Lalo Schifrina, która tym razem jest zrobiona bardziej w konwencji westernu i o dziwo nasuwa skojarzenie z muzyką z późniejszego "Wejścia smoka", również skomponowaną przez Schifrina.

luty 2004

Joe Kidd 
Joe Kidd (1972) 
Reż: John Sturges 
Wyk: Clint Eastwood, Robert Duvall, John Saxon 

ocena 3 

Brak komentarzy: