„Dorosły oswoił się już z materialistycznymi aspektami życia i nauczył się wykorzystywać możliwości współczesnego świata. Niedoświadczone dziecko jeszcze tego nie potrafi i dlatego jest takie bezbronne i podatne na wszelkie wpływy, także na te, które hamują jego rozwój.”
Jirina Prekop i Christel Schweizer
Środki masowego przekazu, zwane inaczej mass mediami,
najczęściej rozumiemy przez: prasę, radio, telewizję, Internet. Obcujemy z nimi
na co dzień. Są częścią naszego życia. Tak bardzo do nich przywykliśmy, że nie
zdajemy sobie sprawy z tego, jak wielki mają wpływ na naszą świadomość,
mentalność, na nasze zachowanie, życie. Rano czytamy gazetę, w trakcie dnia
słuchamy radia, w pracy korzystamy z komputerów, a wieczorem zasiadamy przed
telewizorami. Media są obecne ciągle w naszym życiu. Nie sposób się od nich
uwolnić. Bo i po co? W końcu są bardzo przydatne. To z nich dowiadujemy się, co
się dzieje na świecie, czy chociażby w naszym kraju. To media dostarczają nam
rozrywki na co dzień. Jesteśmy od nich tak uzależnieni, że nie wyobrażamy
sobie, jak wyglądałoby nasze życie codzienne bez nich. Wydaje nam się, że
pozostajemy obojętni na ich przekaz, że to my decydujemy o tym, na co zwrócić
uwagę. Niestety nie do końca tak jest. To tylko złudzenie daje nam poczucie
kontroli nad wszystkim. Nie bez kozery media nazywa się czwartą władzą. Kto ma
dostęp do informacji, ten ma dostęp do władzy. A w dzisiejszym
zinformatyzowanym świecie najcenniejszym towarem jest właśnie informacja.
Najaktualniejszym przykładem niech będzie słynna afera, która już od roku
przykuwa uwagę Polaków, a dotyczy właśnie mediów.
Pisząc te słowa postaram się dostarczyć odpowiedzi na
pytanie, jak wielki wpływ mają środki masowego przekazu na ludzi, (bo to, że
mają wpływ, jest oczywiste i pozostaje bez dyskusji) a następnie skupić na
aspekcie ich wpływu na atmosferę w rodzinie. Wydaje mi się, że największy wpływ
ze środków masowego przekazu mają telewizor i komputer, dlatego też poświęcę im
najwięcej miejsca. W pracy swojej odwołam się do książek dotyczących badań i
analiz środków masowego przekazu, oraz do podręczników psychologii społecznej i
poradników rodzinnych, następnie przedstawię własne doświadczenie, obserwacje i
hipotezy.
„Statystyczny obywatel nowoczesnego społeczeństwa poświęca
mediom masowym ok. 3-5 godzin dziennie, co stanowi trzecią – po pracy i śnie –
pozycję w jego dobowym budżecie czasu” (Mrozowski, 2001, s. 372). Każdy kontakt
z mediami zostawia jakiś ślad w naszej psychice. Przyczynia się do utrwalenia
lub zmiany naszego nastroju, wiedzy, przekonań, sposobu zachowania, czy nawet
stylu życia. Media są głównym, a często jedynym dostawcą wiedzy o świecie i
rozrywki. „Nawet, jeśli nie mogą narzucić odbiorcom określonej wizji
rzeczywistości, mogą zablokować dopływ informacji sprzecznych z tą wizją, a
przez uporczywe powtarzanie pewnych treści oswajają z nimi opornych odbiorców
(…) znając potrzeby i gusty odbiorców, które zresztą same kształtują, mogą
dawać ludziom to, czego ci potrzebują i co lubią, przemycając równocześnie
wartości i treści odpowiadające interesom mediów i ich mocodawców”. (Mrozowski,
2001, s. 383). Dzięki temu wpływają na życie duchowe i społeczne. Tymczasem
informacyjna efektowność mediów jest niewielka, gdyż odbiorcy rozumieją jedynie
5-30% informacji, które dotarły do nich przez media. Ustalono również, że media
mogą być skutecznym narzędziem perswazji, lecz „sztuka” ta zależy od wielu
czynników, zwłaszcza od podobnych potrzeb i upodobań odbiorców. Dlatego, jak
sądzę, media koncentrują się na kulturze masowej, by zyskać dostęp do
największej grupy ludzi. Częściej niż informacji, ludzie poszukują w mediach
rozrywki, przyjemności, ucieczki od rzeczywistości. I tak też nadawcy starają
się konstruować swoją ofertę, by zaspokoić te potrzeby.
Media poruszają emocje odbiorców, lub też je kształtują.
Niestety nie rozładowują agresywnych skłonności człowieka, a wręcz je
rozbudzają poprzez pokazywanie przemocy w sposób usprawiedliwiony, nie
powodujący cierpienia, jako sprawiające przyjemność widowisko. Pobudzają one
odbiorcę, co zwiększa prawdopodobieństwo jego agresywnego zachowania (np. po
obejrzeniu meczu bokserskiego). Częste oglądanie przemocy w telewizji uczy
agresywnych sposobów zachowania, osłabia hamulce powstrzymujące przed
stosowaniem przemocy, znieczula i przyzwyczaja do przemocy, a także utrwala
zniekształcony obraz rzeczywistości. Ludzie uczą się zachowań agresywnych w
rodzinie, środowiskowej subkulturze, a przede wszystkim z mediów. Z wyjątkiem
rodzin i środowisk patologicznych, telewizja i gry komputerowe stanowi najważniejsze
źródło takich zachowań.
Zaznaczyć również warto, że media przedstawiają
rzeczywistość w sposób zniekształcony i wybiórczy. Odbiorcy natomiast,
zwłaszcza telewidzowie, traktują tą rzeczywistość w sposób mało krytyczny i
niezbyt selektywny. Jak pisze Mrozowski, oglądanie telewizji jest dla nich
czynnością niemal tak rytualną, jak praktyki religijne, a co za tym idzie,
przyswajają oni przekonania i wartości tam prezentowane. Ponadto „telewizja
tworzy i upowszechnia zhomogenizowany obraz społeczeństwa, który wyznacza
główny nurt kultury, oraz wciąga w ten nurt różne grupy i zbiorowości o
odrębnych poglądach, ujednolicając w efekcie ich poglądy na świat.” Jest to
zgodne z jej „interesami ekonomicznymi, populistyczną ideologią i dominującymi
strukturami władzy.” Kształtuje więc ona wyobrażenia widzów o rzeczywistości,
która jak już wiemy jest w mediach przedstawiana w sposób dość skrzywiony.
Pełni również dużą rolę w socjalizacji dzieci i młodzieży, które uczą się z
niej „dominujących w systemie społecznym wartości, norm i wzorów zachowania”
wzmacniając i utrwalając je.
Jak pisze Tomasz Goban-Klas „wiele badań, tak krajowych jak
i zagranicznych, wskazuje na telewizję, jako środek cieszący się największym
zaufaniem publiczności masowej” (Goban-Klas, 1999, s. 259). Dlaczego poświęcam
temu tak dużo miejsca? Otóż „w ramach studiów nad socjalizującą funkcją środków
masowych – najwięcej materiałów zebrano na temat okresu dzieciństwa i młodości
oraz korzystania w tym okresie z telewizji.” Dla dzieci i młodzieży potrzeba
fizycznego ruchu tak jak i potrzeba kontaktów towarzyskich jest bardzo ważna.
Dzieci w USA zaczynają oglądać telewizję na 3-4 lata przed rozpoczęciem nauki
szkolnej. Co ciekawe, dzieci z rodzin uboższych i mające gorsze postępy w nauce
oglądają telewizję znacznie częściej. Badania wskazują, że dzieci uważają
wydarzenia przedstawiane w telewizji za prawdziwe. Jednocześnie rodzice mają
nikły wpływ na częstość i formy oglądania telewizji. Wychowaniem dzieci zajmują
się dziś media, nie wiecznie zabiegana rodzina. Telewizja oddziałuje w dużym
stopniu na poglądy i zachowania młodzieży.
Współczesna rodzina nie wyobraża sobie życia bez mediów.
Często telewizor jest najważniejszym elementem wyposażenia domu. To wokół niego
koncentruje się życie domowe. To przy nim rozmawiamy o tym, jak nam minął
dzień, przy nim spożywamy posiłki, uczymy się, a nawet zasypiamy. Traktujemy go
niemalże jak członka rodziny. Aż się tylko prosi, żeby miał nogi i mógł za nami
chodzić. Nawet już nie jest ważne, co akurat jest na ekranie. Ważne, żeby
odbiornik był włączony. Dzięki swej „gadaninie” utrzymuje nas w przekonaniu, że
coś się dzieje w domu, że ktoś jest obecny i coś robi. Zastępuje krępujące
milczenie, które nastąpiłoby w wielu domach, gdyby właśnie nie telewizja, bo
coraz więcej osób ma coraz mniej do powiedzenia swoim bliskim.
Obowiązkiem rodziców jest ochrona dziecka przed mediami,
które bezustannie bombardują je nowymi informacjami. Dziecko nie jest w stanie
sobie ich przyswoić, co wywołuje w jego psychice lęk. Nie potrafi świadomie
korzystać z mediów w sposób krytyczny. Rodzice powinni rozsądnie dawkować
dostęp do nich i kształtować opinię na temat przedstawianych treści, gdyż
dzieci nie wiedzą jeszcze, co jest dla nich dobre, a co może im zaszkodzić.
Media prezentują na ogół szokujące i przerażające tematy dla małego dziecka.
Dziecko traci wtedy poczucie bezpieczeństwa, gdyż rodzice nie wyjaśniają mu
znaczenia tych informacji. Dobrym wyjściem z tej sytuacji wydaje się być
rezygnacja z oglądania wieczornych wiadomości tuż po dobranocce, a zamiast tego
obejrzenie ich późniejszego wydania, gdy dziecko już śpi. Nawet, jeśli dziecko
pozornie zajęte jest czym innym, dociera do niego przynajmniej głos spikera.
Dlatego dobrze byłoby wprowadzić zasadę, że telewizor włącza się tylko po to,
żeby obejrzeć wybrany film czy program. Nie po to, żeby „akompaniował” życiu
rodzinnemu.
Skutki nieograniczonego oglądania telewizji przez dzieci
mogą być ogromne. Wyrabia ona w dziecku niecierpliwość, sprawia, że staje się
pesymistą i szybko popada w nudę. Utrudnia koncentrację, umiejętność myślenia i
przewidywania konsekwencji. Powoduje też zanik wyobraźni i wrażliwości,
znieczulenie na cudzy ból i krzywdę. W skrajnych przypadkach wywołuje cynizm i
agresję.
Rodzice zwykle nie znają programów adresowanych dla dzieci
(zwłaszcza filmów animowanych), które w rzeczywistości są nasycone przemocą w
znacznie większym stopniu niż programy dla dorosłych. Wystarczy przez godzinę
obejrzeć kilka takich programów z dzieckiem, by się o tym przekonać. Bo telewizor
to nie elektroniczna niania, która zajmuje uwagę dziecka, gdy rodzic jest
zajęty. Przecież nie ma nic prostszego, a jednocześnie bardziej
krótkowzrocznego, niż posadzenie dziecka przed telewizorem, żeby nam dało
spokój!
Oliver Stone dostrzegając negatywny, a nawet destrukcyjny
wpływ mediów na psychikę, w swym słynnym filmie „Urodzeni mordercy”, któremu
przylepiono etykietkę obrazoburczego i namawiającego do zachowań agresywnych,
zawarł krytykę współczesnych mediów. Pokazał w sposób groteskowy – dlatego pewnie
niezrozumiany przez większość publiczności – jaką rolę pełnią media w naszym
życiu. A rola ich została posunięta do absurdu, bo na skrajnościach przecież
najłatwiej można zaobserwować dane zjawisko.
Para seryjnych morderców Mickey i Mallory stają się
gwiazdami telewizyjnego programu „Amerykańscy Maniacy”. Publiczność śledzi wraz
z Waynem Gale’m, prowadzącym program, miejsca ich zbrodni. Mickey i Mallory to
idole współczesnej młodzieży, przyrównywani do Jima Morissona, Jamesa Deana.
Nastolatkowie zagadnięci przez dziennikarzy zastrzegają się, że nie popierają
przemocy, ale gdyby byli mordercami, to chcieliby być właśnie tacy jak Mickey i
Mallory. Oglądalność programu rośnie wprost proporcjonalnie do liczby kolejnych
morderstw, a szczyt popularności osiąga, gdy prowadzący Wayne Gale przeprowadza
wywiad z Mickey’em na krótko przed wykonaniem na nim wyroku kary śmierci.
W retrospekcji widzimy dzieciństwo pary bohaterów, w których
życiu nieodłącznym elementem był telewizor – przyczyna tego, kim się stali. Oboje
są bowiem pokoleniem lat dziewięćdziesiątych, wychowanym na telewizji i
przemocy w rodzinie. Reżyser osiągnął zadziwiający efekt poprzez zastosowanie
stylizacji na komedię sytuacyjną, czyli taką, gdzie mamy pod ścieżką dźwiękową
podłożony śmiech publiczności. Jednakże wydarzenia tam przedstawione śmiechu bynajmniej nie wywołują. Jeśli już,
to jest to czarny humor, gdyż Mallory jest wykorzystywana przez swego
ojca-tyrana, pomiatającego swą żoną, a o ciepłej rodzinnej atmosferze można
tylko pomarzyć. Z ratunkiem przychodzi dopiero Mickey, który zabijając jej ojca
i paląc żywcem jej matkę pozwala Mallory uciec z rodzinnego piekła.
Gdy później jako dorośli odwiedzają pewnego Indianina, ten
widzi w nich demona, a po ich ubraniach zgrabnie przepływa napis „za dużo
telewizji”. Zresztą w całym filmie jest wmontowanych mnóstwo migawek
telewizyjnych, takich jak chociażby przemówienie Nixona po aferze Watergate,
czy też reklama Coca-Coli. Gdy Mickey i Mallory kochają się w hotelu, za oknem,
dzięki zastosowaniu „tylnej projekcji”, widzimy obrazy XX wieku: Stalina,
Hitlera, Armenię, dewastację środowiska, migawki filmów z przemocą. Dzięki tym
efektom film ogląda się tak, jakby to była telewizja, mając wrażenie
nieustannej zmiany kanałów. A to sceny czarno-białe, a to animacja, to znów
wspomniana scena retrospekcji dzieciństwa Mallory. Do tego zróżnicowana muzyka,
od rocka, przez hip-hop do afrykańskich rytmów i muzułmańskich pieśni.
Stone demaskuje metody szefów mediów chociażby przez
wypowiedzi Wayne’a Gale’a, który każe emitować migawki powtórek najciekawszych
programów odpowiednio to argumentując: „Powtórki działają. Półmózgi z planety
zombie nic nie pamiętają. To tania pożywka dla mózgów. Zapełniacz. Buduje
napięcie przed wywiadem.”
Oczywiście niedopatrzenie się podtekstów w tym filmie nie
powinno dziwić, bowiem film ten pozornie jest taki, jak i inne rzeczy
pokazywane w telewizji, które ludzie przyjmują dość beznamiętnie i bez
zastanowienia. Więc jeśli w filmie jest przemoc, to znaczy dla nich, że film
jest o przemocy, a nie o nich samych i ich uwielbieńczym stosunku do telewizji.
Zaznaczyć tu jednak należy, że telewizja w wydaniu amerykańskim jest znacznie
bardziej agresywna w porównaniu z europejską, a jej treści mało ambitne.
Polskie stacje telewizyjne starają się dogonić ten „wzorzec”, czego przykładem
może być Polsat, prezentujący programy z najniższej półki, niewymagające
żadnego intelektualnego wysiłku, adresowane przez to do najszerszego grona
widzów. Może właśnie z tego wymieszania najmniej wartościowych programów wzięło
się określenie „polsatyzacja” w języku polskim, oznaczające m.in. tanią
rozrywkę za wszelką cenę? Pewne jest, że telewizja ta w swej ofercie posiada
mało programów prorodzinnych, a wręcz przeciwnie. Lecz nie ona jedna na polskim
rynku dąży do pokazywania sensacyjnych wydarzeń, czy też tasiemcowych telenowel
o wątpliwej wartości moralnej.
„Dzięki telewizji morderstwo znowu zagościło w domowych pieleszach. Wróciło tam, gdzie jego miejsce.”
Alfred Hitchcock
Ludzie traktują telewizję jako najwiarygodniejsze źródło
informacji o świecie, bezwolnie poddając się jej socjalizacji. Stąd później
obojętnieją na sytuacje w życiu, które normalnie nie są aż tak zwyczajne.
Wspomniane już telenowele propagują obłudne życie, pełne intryg, zazdrości,
zdrady. I co ciekawe, są one chętnie oglądane przez całe rodziny. Ludzie
współczują bohaterom seriali, nie zauważając jednocześnie jak bardzo sami
krzywdzą i są pokrzywdzeni przez współczłonków rodziny, często kopiując wzory
wyniesione właśnie z tych seriali.
Nie chcę tu krytykować po kolei każdego programu, ale chyba
każdy zgodzi się ze mną, że trudno o znalezienie w ofercie stacji telewizyjnych
programów naprawdę wartościowych. Jeśli chcemy zaczerpnąć informacji, czy też
się rozerwać, nie unikniemy treści niepożądanych. Media po prostu muszą nas
nimi zasypywać, by sprostać oczekiwaniom świata biznesu. To dlatego programy są
przerywane przez reklamy. Reklamy same w sobie nie niosą żadnych wartości. Mimo
to ich producenci starają się nam pokazać, jak powinniśmy żyć. Są radosne,
ukazują kolorowe, lecz tak naprawdę powierzchowne życie. Osobom mniej
krytycznym, zwłaszcza dzieciom, wydaje się, że potrzebują tych wszystkich
reklamowanych produktów i dlatego są one najchętniej kupowane. Zwłaszcza, gdy
produkty owe nawiązują do świata znanego dzieciom z kreskówek, czy też gier. A
przez samo nawiązanie do znanego tematu można zarobić dużo pieniędzy, czego
przykładem niech będzie Georgie Lucas i jego gadżety z „Gwiezdnych Wojen”. Ich
sprzedaż podobno przyniosła mu więcej zysków niż filmy, których te gadżety
dotyczyły. Dziecku trudno wytłumaczyć, że tak naprawdę ono tego nie potrzebuje,
lecz jest to wpływ reklam. A ponieważ dziecko posiada argument w formie płaczu,
więc w końcu mu ulegamy dla świętego spokoju nie zdając sobie sprawy jak wielki
popełniamy błąd w wychowaniu, który ciężko będzie naprawić. Zwłaszcza
postępując w sposób niekonsekwentny.
Największą siłę oddziaływania na dzieci mają właśnie reklamy:
„Wszyscy widzieliśmy reklamy telewizyjne, w których najbardziej tandetne
zabawki prezentują się tak zręcznie, że dzieci nie mogą oprzeć się pokusie. (…)
Chodzi o to, żeby dzieci domagały się od rodziców, aby ci kupowali im produkty
widziane w telewizji. (…) Ponad 90% dzieci w wieku przedszkolnym prosi o
zabawki lub produkty żywnościowe, których reklamy oglądało w telewizji.”
(Aronson, 2002, s. 70) Jest rzeczą trudną wyperswadować dziecku, że tak
naprawdę nie potrzebuje wszystkich tych rzeczy, i że pewne produkty różnią się
od siebie jedynie marką firmy i ceną, jeśli nawet ich reklamy nie pojawiają się
w telewizji tak często jak inne. „Środki masowego przekazu zyskują władzę nad
umysłami naszych dzieci od wczesnego dzieciństwa. Ich sposób myślenia i wyobraźnię
kształtują nie tylko filmy animowane i programy dla dzieci, lecz również
przemyślnie skonstruowane reklamy, które sugestywnie obrazują świat takim,
jakim w danej chwili pragnie go pokazać telewizja. Z ekranu nasze dzieci
dowiadują się, o jakie płatki śniadaniowe zanudzać mamę, bez jakich zabawek ich
życie traci sens i jaki fason butów i dżinsów musza nosić, żeby być
akceptowanym przez rówieśników.” (McDowell, Wakefield, 1992 s. 34) Pocieszające
wydaje się to, że po pewnym czasie większość dzieci zaczyna się orientować w
czym rzecz. Po kilku rozczarowaniach rozwija się w nich sceptycyzm co do
prawdziwości reklam, podobnie jak u dorosłych. Mimo to reklama nadal ma wpływ
na nasze gusty. Tylko krytycyzm pozwala na zachowanie do niej zdrowego
dystansu.
Odbiornik telewizyjny posiada w Polsce prawie każde
gospodarstwo domowe, często więcej niż jeden. Telewizor nie jest już oznaką
zamożności, jaką był jeszcze kilkanaście lat temu, gdy nie każdy mógł sobie
pozwolić na kolorowy odbiornik. Jego miejsce wypiera komputer, i dzieje się to
coraz szybciej. Już prawie w co piątym domu znajduje się komputer. Dane mogą
być o tyle mylące, że niektóre osoby, a zwłaszcza firmy i instytucje posiadają
je w liczbie mnogiej, co przy przeliczeniu na jedną osobę daje w przybliżeniu
taką liczbę. Komputer staje się powoli takim samym sprzętem domowym, jak pralka
czy lodówka. Oprócz gier komputerowych, do domu wraz z komputerami zawitał
również Internet pozwalający na dostęp do informacji i rozrywki z całego
świata.
Rozwój nowoczesnych technologii następuje tak szybko, że
dzieci zanim się nauczą czytać i pisać, mają już swoje ulubione programy w
telewizji. Przyzwyczajają się do czytania książek z obrazkami, komiksów, byleby
uciec od słowa pisanego potwierdzając maksymę, że obraz mówi więcej niż tysiące
słów. Stąd biorą się późniejsze problemy z ojczystym językiem. W Internecie do
normalności należą błędy ortograficzne, nie tylko na czatach, ale i na stronach
internetowych i to nie tylko domorosłych twórców. Któż by się chciał zastanawiać
nad poprawnością danego słowa, skoro nie ma na to czasu, bo trzeba gonić
nowoczesność? Wiadomo, że każdy się może domyślić, co autor miał na myśli, ale
takie „skróty myślowe”, które uchodzą płazem w świecie multimediów, są
przenoszone do świata rzeczywistego wystawiając ich autorom dość kiepską opinię
o nich samych. Jeden kolega z zajęć zapytał mnie ostatnio jak się pisze
„żaden”, z kropką czy przez „er zet”. Wypełnialiśmy ankietę wyrażającą naszą
opinię dotyczącą wykładów. Student ów chciał napisać, że nie może nic
powiedzieć na temat wykładów, bo nie był na żadnym z nich. Przy kolejnej
ankiecie jeszcze raz mnie zapytał chcąc się upewnić, jak się pisze żaden, bo z
kropką jakoś mu nie pasowało. Jest to dość tragikomiczne, ale takie przypadki
nie należą do rzadkości.
O ile dla ludzi dorosłych komputer stanowi narzędzie pracy i
źródło zdobywania informacji, dla dzieci jest on przede wszystkim źródłem
rozrywki. Niekontrolowane korzystanie z niego przez małe dzieci niesie sporo
zagrożeń. Komputer pomaga w edukacji i rozwoju dziecka przez odpowiednie
programy, ale nieograniczony dostęp do Internetu i nieodpowiednich dla niego
gier może się odbić niekorzystnie na jego rozwoju. Nie tylko na zdrowiu (wady
postawy, zmęczenie oczu prowadzące w efekcie do krótkowzroczności), ale i na
niedojrzałej psychice. Układ nerwowy dziecka jest tak atakowany przez „strumień
dźwięków i wielobarwnego światła, a emocje związane z przeżyciami w wirtualnym
świecie są tak różnorodne, że pojawić się mogą u niego kłopoty z koncentracją i
myśleniem, nawiązywaniem więzi uczuciowej z najbliższymi czy wyobcowanie z
rzeczywistego świata. Problemy te określane są jako uzależnienie od komputera.
Skrajnym jego przejawem jest zaburzenie hierarchii wartości.” (E. Daraszkiewicz
i in., 2002, s. 940) Aby się przed tym ustrzec należy ograniczać dziecku dostęp
do komputera, dając mu okazję do rozwoju zainteresowań nie związanych z
komputerem. Dzięki rozmowom, wspólnym zabawom i dobremu kontaktowi uczuciowemu
nie będzie ono uciekało w samotność wirtualnej rzeczywistości.
Odpowiednio dobrane programy edukacyjne mogą dziecku
ułatwiać naukę, ale zbytnie zainteresowanie brutalnymi grami wyzwala w nim
agresję i zachowanie destrukcyjne. Staje się ono przez to niewrażliwe na
ludzkie cierpienie. Prawie ¾ gier komputerowych zawiera istotny element
przemocy. Tematami tych gier najczęściej jest walka i brutalna przemoc w
świecie fantazji, a ich celem zabicie lub okaleczenie przeciwnika. Najczęściej
nałogowi grania ulegają te dzieci, które nie mają sprecyzowanych zainteresowań,
nie uprawiają sportu, a poczucie wartości czerpią z gier. „Przyjrzyj się
uważnie dziecku zaabsorbowanemu grą. Zauważysz wtedy, z jaką powagą na twarzy
naciska klawisze i jak beznamiętnie patrzy na zmieniające się na monitorze
obrazy. Takie spojrzenie jest charakterystyczne dla telewizyjnych nałogowców i
wcale nie świadczy o tym, że się dobrze bawią.” (E. Daraszkiewicz i in., 2002,
s. 943)
Również dużym zagrożeniem dla niego jest Internet, gdzie
może znaleźć informacje groźne dla jego podatnej na manipulację psychiki.
Istnieje oprogramowanie ograniczające dostęp do stron oferujących takie
informacje, jednak nie wyeliminuje ono wszystkich niebezpieczeństw związanych z
niekontrolowanym dostępem do Internetu. Zresztą dzieci na tyle łatwo przyswajają
sobie obsługę nowoczesnych urządzeń elektronicznych, że potrafią sprytnie
przechytrzyć niedoświadczonych w tych sprawach rodziców. Oprócz stron
internetowych dzieci mogą być narażone na kontakt z nieodpowiednimi osobami
poprzez pogawędki internetowe – czaty. Czasem nawiązują w ten sposób kontakt z
pedofilami.
„Najnowsze badania dowodzą, że wszystkie elektroniczne media
audiowizualne wywołują uchwytne zmiany w mózgu dziecka, mające negatywny wpływ
na zdolności przetwarzania informacji, czyli uczenia się i myślenia. Naszym
obowiązkiem jest więc kontrolowanie czasu, jaki poświęca im dziecko.”( E.
Daraszkiewicz i in., 2002, s. 945)
Przedstawiłem, w jaki sposób środki masowego przekazu
wpływają na poszczególne jednostki, zwłaszcza na dzieci i jak może to rzutować
na stosunki w rodzinie, zarówno obecnej, jak i przyszłej którą za jakiś czas
same założą. Jednakże nie można całej winy zrzucić na media, i powiedzieć:
„jutro wyrzucam telewizor”. Ucieczka do świata wirtualnego nie jest spowodowana
przyciąganiem samych mediów. Zdrowa i ciepła atmosfera panująca w rodzinie
wyzwala poczucie bezpieczeństwa, którego każdy z nas potrzebuje we współczesnym
szybko zmieniającym się świecie. Nie mogąc jej znaleźć w rodzinie, szuka jej
gdzie indziej. A media oferują właśnie sztuczne poczucie bycia
samowystarczalnym, akceptowanym, i docenionym.
Nie mamy wielkiego wpływu na media, kierują się one własnymi
prawami, nie przestrzegają norm, zasad i wartości, którymi kierują się ludzie,
a które należy wpoić najmłodszym członkom społeczeństwa. Rolę tą może spełnić
jedynie rodzina, podstawowa komórka społeczeństwa. To na łonie rodziny
kształtuje się początkowy rozwój człowieka i to od niej w dużym stopniu zależy,
na kogo wyrośnie pociecha. Nic dziwnego, że jeśli rodzina odrzuca tą rolę, rozwój
dokonuje się gdzie indziej: na podwórku, przed telewizorem. Jeśli jej jednak
nie odrzuci, choć jest to trudne zadanie wymagające czasu i konsekwencji, to
zyska bardzo wiele – prawdziwą rodzinną atmosferę.
Bibliografia:
1. Elliot Aronson Człowiek istota społeczna, Warszawa 2002
2. Elliot Aronson, Timothy D. Wilson, Robin M. Akert Psychologia społeczna. Serce i umysł, Poznań 1997
3. E. Daraszkiewicz i in. Encyklopedia. Rodzice i dzieci, Bielsko-Biała 2002
4. Tomasz Goban-Klas Media i komunikowanie masowe. Teorie i analizy prasy, radia, telewizji i Internetu, Kraków 1999
5. Josh McDowell, Norm Wakefield Zadziwiający wpływ Tatusia, Warszawa 1992
6. Maciej Mrozowski Media masowe. Władza, rozrywka, biznes, Warszawa 2001
7. Byron Reeves, Clifford Nass Media i ludzie, Warszawa 2000
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz