Szukaj na tym blogu

środa, 14 stycznia 2004

Ja, Robot

Alex Proyas zafundował nam niezłe kino. Zaskoczenie było tym większe, że do czasu premiery filmu nie pozwalał na żadne przecieki do prasy. Zupełnie jak nieżyjący już Stanley Kubrick, jeden z ojców "nowożytnego s-f", jeśli tak się mogę wyrazić, który swoją "Odyseją Kosmiczną 2001" nadał temu gatunkowi nowy wymiar. Proyas upiera się, że nie sięgano po cudze pomysły, bazując jedynie na prozie Isaaca Asimova, ale kinomani z pewnością dostrzegą podobieństwo do starszego o aż 20 (sic!) lat "Łowcy androidów", który nawiasem mówiąc, nadal robi spore wrażenie, czy też do "Sztucznej Inteligencji", nad którą pracę przerwała Kubrickowi jego śmierć.

Muszę przyznać, że po zakończeniu trylogii Terminatora i Matrixa, których ostatnie części były żenująco prymitywne i naciągane, wydawało mi się, że temat robotów i dominacji nad ludźmi się wyczerpał na długi czas. Na szczęście myliłem się. "Ja, robot" nie dość, że oszałamia efektami specjalnymi (choć który współczesny film stara się tego nie robić?), to został podbudowany pytaniami dotyczących ważnych problemów. Dotyczących istnienia nie tylko robotów, ale i całej ludzkości.

"Ja, robot" to historia detektywa Sponnera, zdeklarowanego przeciwnika robotów, któremu przychodzi żyć w czasach, gdzie w co piątym domu jest robot. Robot przypominający człowieka. Spooner ich nienawidzi, mimo, że sam posiada sztuczne ramię, takie samo, w jakie są wyposażone roboty. Gdy ginie jeden z pomysłodawców robotów dr Lanning, wszyscy uważają jego śmierć za samobójstwo. Ponieważ nie znany jest przypadek, by robot mógł skrzywdzić człowieka, Spooner nie jest traktowany poważnie przez swoich kolegów po fachu, gdy uważa, że Lanning nie mógł się sam zabić, i że zrobił to robot.

Spooner jest bardzo staroświecki, co jest śmieszne, gdy w filmie, którego akcja toczy się w Chicago 2035 roku, preferuje trampki z... 2004 roku. Uwielbia też jeździć bez automatycznego pilota. Generalnie nie przepada za nowoczesną techniką. Nie rozumie ludzkiego zachłyśnięcia się nią i jest jedynym głosem zdroworozsądkowym w całym filmie. Jak sam mówi, możliwe, że jest szalony, skoro wszyscy inni myślą inaczej. W tych zwariowanych czasach robot jest o wiele bardziej godny zaufania od nieprzewidywalnego człowieka.

Ta staroświeckość i nieufność do robotów, oraz jego niezawodny policyjny nos nie pozwalają zaklasyfikować sprawy jako samobójstwo, co oznaczołoby jej zamknięcie. Nawet, gdy logika podpowiada mu, że się myli, Sponner węszy dalej i natrafia na tajemniczy przekaz, jaki przed śmiercią chciał mu przekazać dr Lanning. Otoczony szczelną kontrolą nie mógł tak po prostu ogłosić niepokojących wyników swoich badań. Uczny ów twierdził, że roboty z czasem same zaczną ewoluować, będą mogły śnic i czuć emocje jak człowiek. A co wtedy? Roboty, przeznaczone do pomocy człowiekowi, ograniczone dotąd trzema prawami robotyki, stałyby się równe ludziom. Nowa generacja robotów, którą prezes US Robotics Robertson jak najszybciej chce wprowadzić na rynek, zastępując nią stare typy, posiada stałe połączenie z fabryką w celu aktualizacji oprogramowania. Co ciekawe fabryka ta nazywa się US Robotics, w skrócie USR. Podobieństwo ze Związkiem Radzieckim i totalitaryzmem w miarę rozwoju akcji staje się coraz bardziej zauważalne. Dziwne jest to, że US Robotics w państwie demokratycznym, jakim bez wątpienia są Stany Zjednoczone, ma monopol na produkcję robotów, a także kontrakt z policją i armią. Czyżby wolny rynek, symbolizowany przez wolną konkurencję, na polu wysokiej technologii się nie sprawdzał? Przykład Microsoftu jest aż nadto dobitny.

Pod koniec filmu (uwaga, kto nie oglądał, niech pominie ten akapit) mamy do czynienia z próbą przejęcia władzy przez zbuntowane NS-5. Roboty sterowane są przez VIKI, centralny komputer. VIKI podważy podstawowe prawa robotyki (jak twierdzi wynika to z logicznego rozumowania) chcąc chronić ludzi przed nimi samymi poprzez ograniczenie ich wolności. Starsze typy NS-4, wyposażone w starsze oprogramowanie starają się chronić ludzi, lecz podobnie jak i oni są przegrani wobec przeważających sił wroga. USR posiada monopol na produkcję robotów, ma kontrakty z policją, armią. Któż więc może ich powstrzymać? Tym bardziej, że nawet sam prezes nieświadom niczego dba jedynie o dobre imię firmy, a sam w istocie nie posiada żadnej kontroli.

Techniczne wykonanie filmu jest bez zarzutu. Miasto przyszłości zostało przedstawione w bardzo realistyczny sposób. Zadziwia swą żywiołowością, wypełnione nowoczesnymi technologiami no i oczywiście ludźmi. I choć w ekipie nie naliczyłem zbyt wielu znanych zjawisk uważam, że inni mogą się wiele z tego filmu nauczyć. Scenariusz swą intrygą dorównuje pierwszemu "Matrixowi", i jest logicznie, wręcz precyzyjnie uzasadniony. Mamy pozytywnego bohatera skłóconego z rzeczywistością, no i jego konflikt z porządkiem tego świata. Konflikty są zresztą jego domeną, ciągłe utarczki z szefem, niemożność porozumienia z psychiatrą z USR itd. Aktorzy musieli się nieźle napracować chcąc dobrze wypaść w scenach akcji z robotami, choć osobiście mam zastrzeżenia co do zrealizowania sceny wyburzenia domu przez buldożer, której komputerową genezę widać na pierwszy rzut oka.

Czy film jest ostrzeżeniem przed zbytnią ufnością wobec maszyn? W pewnym sensie tak. Jak widać, nie można im powierzyć pełni kontroli. Przypadek z życia: gdy zliczano oddawane elektronicznie głosy w wyborach prezydenckich w USA nastąpiła pomyłka, której nie udało się zweryfikować z powodu braku papierowego, a więc staroświeckiego, oryginału. Brak śladu, czyli brak dowodu. Film jednakże ma i pozytywne przesłanie. Wszyscy mamy swój cel w życiu, musimy go tylko odnaleźć. Tak jak Sonny, pierwszy robot z duszą. Odnaleźć własną drogę, to właśnie znaczy bycie wolnym.

styczeń 2004

Ja, Robot 
I, Robot (2004) 
Reż: Alex Proyas 
Wyk: Will Smith, Bridget Moynahan, Alan Tudyk, Bruce Greenwood, James Cromwell 

ocena +4 

Brak komentarzy: