Szukaj na tym blogu

środa, 7 stycznia 2004

Godziny Szczytu 2

Komedie z udziałem Jackie Chana zwykle nie różnią się od siebie. Dużo bijatyk, akrobatycznych popisów, strojenia śmiesznych min i wpadania w coraz to dziwniejsze tarapaty. Fani Jackiego dobrze wiedzą, że niekorzysta on z pomocy kaskaderów. Stąd niestety biorą się liczne kontuzje, ale i jego filmy są dzięki temu bardziej autentyczne. O ile przy każdym innym filmie można pesymistycznie stwierdzić, że to grają kaskaderzy, fani Jackiego mają pewność, że w jego filmach jest 100% Jackiego Chana.


"Godziny Szczytu 2" jednak różnią się bardzo od jego wcześniejszych "popisów aktorskich". Przede wszystkim jest to film amerykański. To oznacza zupełnie inną organizację pracy. Jackie, który często sam reżyserował swoje filmy, chcąc podbić Amerykę zgodził się zagrać partnera czarnoskórego Chrisa Tuckera. Po sukcesie pierwszej części przyszła kolej na sequel. Również i tutaj w pierwszej kolejności pada nazwisko Tuckera. Czyżby Amerykanie tak bardzo nie lubili Chińczyków w roli głównej? Tu małe odwołanie do "Wejścia smoka".

Charakterystyczną zmianą dostrzegalną na pierwszy rzut oka, jest nowa fryzura. Jackie, który dotąd grywał z mniej lub bardziej długą grzywką, tym razem ma odsłonięte czoło. I trzeba przyznać, że wreszcie wygląda normalnie. Spoważniał. Nie robi już głupich kwaśnych min rodem z mangi, jakie mogliśmy podziwiać w serii "Policyjna opowieść". Przestał też po każdym uderzeniu pokazywać, jak bardzo go boli, co mnie osobiście bardzo drażniło. Zwyczajnie wywiązał się ze swojego zadania i zaprezentował swoje aktorstwo od strony bardziej dramatycznej, aniżeli cyrkowej. I wyszło to filmowi na dobre.

Chris Tucker świetnie uzupełnia Jackiego. Jest wygadany, wysoki, czarny i wyluzowany. Zupełne przeciwieństwo Chana. Ciągle mu w głowie wygody, a z jego ust, które nigdy się nie zamykają nie znikają przechwałki. Nie znaczy to, że film jest przegadany. O, nie. Oprócz tradycyjnych pojedynków na broń różnej maści, pojedynków słownych i innych dowcipów, nie brak tu i intrygi kryminalnej. Znacznie lepiej skonstruowanej od wcześniejszych filmów Chana. Najlepiej jednak wypadają owe pojedynki, komizm słowny i... muzyka. Lalo Schifrin, legendarny kompozytor, skomponował całkiem niezłą ścieżkę dźwiękową nadającą akcji tempo. Nie brak i pięknych dziewczyn, przy których Jackie Chan nadal jest tradycyjnie nieśmiały, ale jego zachowanie przynajmniej nie zniża się do poziomu przedszkolaka. Bardzo mnie zaskoczył Tucker w scenach walk, bo nie podejrzewałem go o takie zdolności. Choć wolałbym widzieć na jego miejscu Willa Smitha, lub Eddiego Murphy'ego.

Podsumowując mogę powiedzieć, że jest to dobra komedia kryminalna z elementami filmu karate, na której naprawdę można się pośmiać. Jeśli nie z dowcipów sytuacyjnych, wynikających choćby ze zderzenia dwóch różnych kultur, to chociażby ze świetnych scen walk, które mają w sobie tyle samo humoru co powagi.

styczeń 2004

Godziny Szczytu 2 
Rush Hours 2 (2001) 
Reż: Brett Ratner 
Wyk: Jackie Chan, Chris Tucker, John Lone, Roselyn Sanchez, Harris Yulin, Alan King 

ocena 4 

Brak komentarzy: