Szukaj na tym blogu

czwartek, 20 lipca 2006

Czerwony smok

Hannibal po raz... czwarty

Historia i postać wydają się być znane. Czy to za sprawą pierwszej ekranizacji książki Thomasa Harrisa w reżyserii Michaela Manna, czy też osławionego "Milczenia owiec". Hannibal Lecter powraca po raz trzeci, z tym że właściwie po raz czwarty. A było tak: Michael Mann zafascynowany mrocznym klimatem książki zrealizował "Czerwonego smoka" (inny polski tytuł to "Łowca", oryg. "Manhunter"). Była to pierwsza część książkowego cyklu o Lecterze, którego w filmie zagrał Brian Cox. Drugą część na ekran przeniósłJonathan Demme. "Milczenie owiec" zdobyło tzw. Oskarowego Pokera, czyli pięć Oskarów w najważniejszych kategoriach. Anthony Hopkins, który zagrał tu Lectera stworzył jedną ze swych najbardziej rozpoznawalnych kreacji. Następnie Harris napisał trzecią część przygód pt. "Hannibal", którą sfilmował Ridley Scott, a w której również zagrał Hopkins, który o dziwo nie bał się zaszufladkowania, choć Jodie Foster zastąpiono Julianne Moore. I wtedy powstał pomysł, by zrobić jeszcze raz "Czerwonego smoka", tym razem już z osławionym Hopkinsem, którego podobizna jako Hannibala Lectera jest wystawiona w muzeum figur woskowych Madame Toussaud.


Michael Mann ma swój styl opowiadania opowieści. Stawia głównie na zdjęcia i efekty wizualne. Poza tym interesuja go przede wszystkim psychika bohaterów, ich wnętrze, ich dylematy. Sam rozwój akcji jest mniej ważny. W każdym jego filmie widać dbałość o te elementy. Z kolei reżyser remake'u Brett Ratner, kojarzony z komediami sensacyjnymi woli skupić się na wydarzeniach. I tak mamy wyjaśnione wszystko to, co u Manna zostało niedopowiedziane, lub też nie wiadomo jak się stało. Oba filmy jednak znacznie różnią się formą: u Manna powolne ujęcia, odblask świateł w zdjęciach nocnych, muzyka elektroniczna potęgująca nastrój i dużo zbliżeń na aktorów, jakby chciał wniknąć w ich głowy; u Rattnera masa krótkich ujęć, dużo cięć, duże tempo, ponure i ciemne zdjęcia. Pokazywanie jak najwięcej szczegółów, detali. Muzyka instrumentalna typowo hollywoodzka (Danny Elfman). I dużo akcji. Choć nie przesadzonej (u Manna główny bohater rzuca śledzącym go dziennikarzem o szybę samochodu, aż ta się rozbija; u Rattnera zaciska on tylko pięści na jego kołnierzyku). Zdumiewajęce, że filmy tak bardzo różnią się od siebie od strony realizatorskiej, choć do obu zdjęcia robił Dante Spinotti.

I choć film Manna ma swój urok, typowy dla wczesnych mannowskich produkcji kryminalnych, to wersja nowsza jest lepsza. Zarówno dla przekazu samej historii jak i roli jaką pełni w cyklu, choć z tym hopkinsowskich wypada zdecydowanie najsłabiej. Rattner niestety jest tylko rzemieślnikiem, potrafi robić wysokobudżetowe filmy, lecz brak mu gustu i wyczucia artysty, brak mu indywidualnego stylu. Na szczęście udało mu się zgromadzić znakomitą obsadę. Hopkins jest jak zwykle perfekcyjny w najmniejszych niuansach roli - typowy starszy Anglik, pełen wyższości i elegancji. W rolę policjanta po ciężkich przejściach wcielił się Edward Norton. Moim zdaniem aktor niezbyt odpowiedni do tej roli. I choć Norton jest wszechstronny i gra świetnie, to wizualnie niezbyt tutaj pasuje. Ciekawym wyborem było obsadzenie Ralpha Fiennesa w roli seryjnego mordercy-kaleki. Odpowiednio ucharakteryzowany robi mocne wrażenie i czuć, że jest niebezpieczny. Rolę graną u Manna przez Dennisa Farinę gra Harvey Keitel, który raczej powiela stare schematy niż gra, zaś wśibskiego dziennikarza gra tym razem niezbyt przekonujący Philip Seymour Hoffman, niedawny laureat Oscara.

Podsumowując jest to warty obejrzenia film, choćby po to by domknąć cykl i zobaczyć co naprawdę stało się wcześniej - w filmie Manna pominięto wydarzenia, do których cały czas się odwołuje Will Graham, czyli schwytanie Hannibala, gdy zaczął myśleć tak jak morderca. Rattner na szczęście zmieścił te wydarzenia w samej czołówce. Nie szczędzi nam okropności, choć wszystko jest wiarygodne w tej konwencji. Zresztą miał ułatwione zadanie, bo nie musiał wymyślać od początku np. wyglądu słynnej celi Lectera. Miło, że odwołał się do grafiki Williama Blake'a i umieścił w filmie tyle faktów, ile tylko się dało. Szkoda, że nie pokierował aktorami na tyle dobrze, by stworzyli godne pamięci role, zamiast rutynowej gry w schematy.

lipiec 2006

Czerwony smok 
Red Dragon (2002) 
Reż: Brett Ratner 
Wyk: Anthony Hopkins, Edward Norton, Ralph Fiennes, Harvey Keitel, Emily Watson, Mary-Louise Parker, Philip Seymour Hoffman 

ocena 3 

Brak komentarzy: